My Boyfriend's Back. 1993. Matthew McConaughey - Matthew zaczął wiązać swoją przyszłość z filmem dopiero na studiach w Austin, gdzie był jednak bardziej zainteresowany karierą reżyserską. Przełomowym momentem w jego życiu była
{"type":"film","id":657859,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Witaj+w+klubie-2013-657859/tv","text":"W TV"}]}Ten film nie jest obecnie dostępny na platformach VOD.{"tv":"/film/Witaj+w+klubie-2013-657859/tv","cinema":"/film/Witaj+w+klubie-2013-657859/showtimes/_cityName_"} Pełna humoru, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia człowieka, który nie zamierza żegnać się z życiem. Ron żyje z dnia na dzień. Pali jak smok, lubi bourbon, kobiety i rodeo. Nic ponad szybkie i proste przyjemności. Wiadomość o tym, że jest nosicielem wirusa HIV to dla niego szokujący wyrok, z którym nie chce się pogodzić. JedziePełna humoru, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia człowieka, który nie zamierza żegnać się z życiem. Ron żyje z dnia na dzień. Pali jak smok, lubi bourbon, kobiety i rodeo. Nic ponad szybkie i proste przyjemności. Wiadomość o tym, że jest nosicielem wirusa HIV to dla niego szokujący wyrok, z którym nie chce się pogodzić. Jedzie do Meksyku, z którego zamierza szmuglować zakazane w USA leki. Po powrocie niespodziewanie zdobywa sojusznika w osobie queerowego transwestyty Rayona. Ten pozornie niedobrany duet wspólnie zaczyna prowadzić klub, w którym inni szukają ratunku.
Dla mnie ‘’Witaj w klubie’’ to opowieść o dojrzewaniu, o zmianie postrzegania świata i siebie samego pod wpływem osobistego dramatu; o społecznym odrzuceniu i wykluczeniu. Ale nade wszystko – ten film to hołd złożony niezłomności charakteru Rona Woodroofa i jego pełnej pasji, honoru i konsekwencji walki z bezdusznym systemem.
Program TV Stacje Magazyn Ocena dramat biograficzny USA 2013, 140 min Doceniany przez krytyków i widzów na całym świecie film "Witaj w klubie" to poruszający dramat w reżyserii Kanadyjczyka Jeana-Marca Vallée (" serial "Ostre przedmioty"). Obraz oparty jest o prawdziwą historię Rona Woodroofa. Postać tę zagrał Matthew McConaughey, który za swoją kreację otrzymał Oscara i Złotego Globa. Przygotowując się do roli, aktor schudł 21 kilogramów. Partnerujący mu Jared Leto również zdobył statuetkę Amerykańskiej Akademii Filmowej oraz Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej. Rola Rayona to powrót artysty do filmu po pięciu latach nieobecności. Akcja produkcji "Witaj w klubie" rozpoczyna się w 1985 roku w Dallas. Jej główny bohater, elektryk i jeździec rodeo Ron Woodroof, prowadzi rozrywkowy styl życia. Mężczyzna dużo pali i pije, bierze narkotyki oraz preferuje przygodny seks. Na dodatek jest rasistą i homofobem. Podczas wizyty w szpitalu Ron dowiaduje się, że jest chory na AIDS i zostało mu 30 dni życia. Postanawia się nie poddawać, mimo że zostaje wyrzucony z pracy i dawni koledzy odwracają się od niego, uznając go za geja. Od doktor Eve Saks (w "Witaj w klubie" zagrała ją Jennifer Garner) Ron dowiaduje się o nowym leku, który jest obecnie w fazie testów i nie został jeszcze dopuszczony do sprzedaży przez FDA, agencję dopuszczająca leki do obrotu i stosowania w USA. Po mogące uratować mu życie farmaceutyki Ron udaje się do Meksyku. W placówce prowadzonej przez dra Vassa (Griffin Dunne) dowiaduje się o alternatywnych formach terapii i specjalnych suplementach. Postanawia przemycać leki do Stanów Zjednoczonych i sprzedawać je innym, zainfekowanym wirusem HIV, pacjentom. Zakłada "Dallas Buyers Club", którego członkowie po opłaceniu składki, mogą korzystać z zapewnionych przez Rona medykamentów. Jego wspólnikiem w biznesie zostaje zakażony transseksualista, Rayon (Jered Leto). Jean-Marc Vallée Matthew McConaughey (Ron Woodroof), Jared Leto (Rayon), Jennifer Garner (Eve), Denis O'Hare (Dr. Sevard), Steve Zahn (Tucker), Michael O'Neill (Richard Barkley), Dallas Roberts (David Wayne), Griffin Dunne (Dr. Vass), Kevin Rankin ( Donna Duplantier (Nurse Frazin) Brak powtórek w najbliższym czasie Co myślisz o tym artykule? Skomentuj! Komentujcie na Facebooku i Twitterze. Wasze zdanie jest dla nas bardzo ważne, dlatego czekamy również na Wasze listy. Już wiele razy nas zainspirowały. Najciekawsze zamieścimy w serwisie. Znajdziecie je tutaj.
Oglądaj Witajcie w klubie | Disney+. Lisa Simpson postanawia zostać księżniczką, jednak wkrótce odkrywa, że zabawniej jest być kimś złym.
Różne bywają finały seriali. Wielkie, efektowne, zaskakujące i rozczarowujące. Ostatni odcinek "Wielkich kłamstewek" to taki z gatunku piekielnie satysfakcjonujących. Uwaga na spoilery! Ryzykowną formułę przyjęli twórcy miniserialu HBO, wodząc nas za nos przez kilka tygodni i uparcie odmawiając odkrycia wszystkich kart aż do samego końca. Wiadomo przecież, że co jak co, ale cierpliwość nie należy do szczególnie mocnych stron współczesnej widowni, więc kazać jej czekać długo na jakiekolwiek rozwiązania wydawało się naprawdę odważnym krokiem. Takim, do którego podjęcia trzeba było się bardzo dobrze przygotować, dając wygłodniałej odpowiedzi masie coś w zamian. Scenarzysta David E. Kelley i reżyser Jean-Marc Vallée spisali się pod tym względem znakomicie, opowiadając historię grupy matek z Monterey w taki sposób, że prawda o tajemniczej śmierci, którą zasygnalizowano w pierwszym odcinku, szybko zeszła na drugi albo i dalszy plan. Bawienie się cierpliwością widzów to jednak prawdziwe igranie z ogniem, bo granica między podsycaniem zainteresowania a wzbudzaniem irytacji bywa bardzo cienka. W tym przypadku nie przekroczono jej jednak ani razu, prowadząc fabułę ku punktowi kulminacyjnemu z gracją godną linoskoczka. Tym trudniejsze było to wyzwanie, że "Wielkie kłamstewka" to serial jak mało który predysponowany do binge-watchingu. Coś o tym wiem, bo sześć odcinków przesłane przedpremierowo do krytyków obejrzałem za jednym zamachem, skazując się tym samym na długie tygodnie oczekiwania na finał. To dopiero one uświadomiły mi w pełni, że choć produkcja to wciągająca jak mało co, oglądanie w tradycyjnym tempie wyciąga na powierzchnię takie jej zalety, które giną w maratońskim tempie. Mogliście to zresztą uważnie obserwować na Serialowej, bo od premiery nie było odcinka, którym nie zachwycalibyśmy się w cotygodniowych zestawieniach hitów. Finał z pewnością tej passy nie przerwie, bo był wisienką na torcie znakomitego sezonu i potwierdzeniem umiejętności twórców. Odwlekanie odpowiedzi, podsuwanie tropów, potęgowanie wątpliwości i sugerowanie różnych możliwych zakończeń – to wszystko, co tak fantastycznie działało w ostatnich tygodniach, pojawiło się raz jeszcze w odcinku zatytułowanym "You Get What You Need" i dopiero tutaj przybrało najdoskonalszą formę. Serial nie rzucił nam bowiem rozwiązania na tacy, ale kazał znów na nie czekać, sprawiając jednocześnie, że wyobraźnia szalała. Cała godzina została perfekcyjnie zaplanowana. Scenariusz skonstruowano tak, by każdy ze znaczących bohaterów otrzymał swój moment, w którym mogliśmy ujrzeć go jako potencjalnego zabójcę lub ofiarę (a nawet dodano jeszcze nowe elementy układanki, jak Tom grany przez Josepha Crossa). Niemal do ostatniej chwili trzymano nas więc w niepewności, co mogło wydawać się tanim chwytem, ale gdy już poznaliśmy fakty, trudno było oprzeć się wrażeniu, że lepiej się tego nie dało rozwiązać. Nie chodzi nawet o samo ujawnienie faktu, kto i jak zginął feralnej nocy, ale o dynamiczny i trzymający w napięciu sposób przedstawienia tych wydarzeń. Przynajmniej części rozwiązań można się wszak było domyślać (nawet bez znajomości książkowego pierwowzoru), bo serial wyraźnie zmierzał w ich kierunku. Choćby nie pozwalając Perry'emu i Jane spotkać się twarzą w twarz ani razu w ciągu sześciu odcinków. Nawet jednak jeśli bezbłędnie odgadliście najistotniejsze fakty, w minimalnym stopniu nie umniejsza to satysfakcji z oglądania. Serial wykonał znakomitą robotę w kwestii budowy więzi między widzami a swoimi bohaterkami, sprawiając, że łatwo było lękać się o los każdej z nich i kibicować jedynemu słusznemu finałowi. Pytanie, czy takiej przewidywalności nie należy poczytywać za wadę? W wielu przypadkach by tak było, ale to nie jest jeden z nich. Wręcz przeciwnie, tego rodzaju zamknięcie było niemal upragnione, co świadczy tylko o jednym – udało się stworzyć postaci, na których nam zwyczajnie zależało. Na tyle ludzkie, że nie przeszkadzały nam ich wady, ba, przyjmowaliśmy je nawet z radością, czując, że dostaliśmy się tam, gdzie niewielu ma dostęp. "Witaj w klubie popaprańców", mówi w pewnym momencie Jane do Madeline. My mieliśmy zapewnione vipowskie członkostwo od samego początku. Nic więc dziwnego, że wskakiwanie poszczególnych elementów na swoje miejsca odbierało się tu nie jak przejaw marnego scenopisarstwa, lecz jako sprawiedliwość dziejową. "Wielkie kłamstewka" bez dwóch zdań grały na prostych emocjach, ale robiły to w wirtuozerski sposób. Każdy wątek otrzymał dokładnie takie rozwiązanie jakie powinien, nawet gdy wydawało się ono nieco naciągane. Świetnym wyznacznikiem jakości scenariusza jest to, że myśli o wadach przychodzą do głowy dopiero jakiś czas po obejrzeniu odcinka. Wcześniej nie ma na nie miejsca, bo człowiek nerwowo patrzy się w ekran i przeklina własną bezradność wobec zaistniałych wydarzeń. A dokładnie tak czułem się, oglądając eskalację konfliktu między Perrym a Celeste. Najpierw w milczącym zachwycie podziwiałem, jak na twarzach bohaterek pojawia się zrozumienie, gdy przerażony wzrok Jane sprawiał, że słowa stawały się zbędne, a potem w napięciu obserwowałem, jak sytuacja wymyka się spod kontroli. Krótkie, mocne i intensywne ekranowe przeżycie. Ktoś powie, że kiczowate, zwłaszcza w zestawieniu z rozbijającymi się o skały falami, ale wyjątkowo nie sprawia mi to żadnego problemu. Nie tutaj, gdy nade wszystko czuję ogromną satysfakcję z faktu, że każdy dostał to, na co zasłużył. Łącznie z widzami, bo widok piątki kobiet i ich radośnie bawiących się na plaży dzieci to obrazek tak piękny, a jednocześnie idealnie podsumowujący całą historię, że mimowolnie chce się uśmiechnąć. "Wielkie kłamstewka" i ich bohaterki przeszły długą drogę w niektórych przypadkach od znienawidzonych rywalek do powierniczek słusznej tajemnicy, a siła tego rozwiązania tkwi w jego prostocie. Wspólna sprawa nie tylko zjednoczyła przeciwniczki, ale też uczyniła wszystko inne błahym. Śmierć Perry'ego w pewien sposób rozładowała wszelkie napięcia, tak jakby z chorego organizmu został wycięty złośliwy guz. Banalne? Owszem, ale jak bardzo na miejscu! Cieszy też fakt, że znalazło się w tym finale miejsce dla każdego, dzięki czemu wszyscy członkowie fenomenalnej obsady mieli okazję choć raz zabłysnąć, nawet jeśli niekoniecznie na pierwszym planie. Weźmy na przykład takiego Adama Scotta, który całkiem niepostrzeżenie pozbył się brody, co nie przeszkodziło mu ani w odstawieniu świetnego Elvisa, ani w zagraniu rozsądnego Eda, któremu puszczają hamulce (swoją drogą nie, ani Scott, ani James Tupper nie popisywali się wokalnie, zostali zdubbingowani – w przeciwieństwie do Zoë Kravitz, której głos naprawdę słychać w jej scenie). A co z Laurą Dern, po raz kolejny pokazującą ludzkie oblicze Renaty? A równie odrażający, co fascynujący Alexander Skarsgård jako potwór o przystojnej twarzy? A świetna dziecięca obsada? Można wymieniać praktycznie każdego, choć siłą rzeczy komplementy skupiają się na trójce głównych bohaterek, które błyszczały od początku do końca. Nad geniuszem Nicole Kidman rozpływaliśmy się już nieraz, ale co zrobić, gdy ta daje nam kolejne powody. Czy to jako przerażona ofiara domowej przemocy, czy nieradząca sobie z potwornym bólem i wstydem kobieta, czy wreszcie kochająca matka, gotowa wszystko przezwyciężyć, gdy chodzi o dobro jej dzieci. Kidman przekonuje i porusza w każdej wersji, czyniąc z Celeste zdecydowanie najbardziej skomplikowaną postać tej historii i chcąc nie chcąc, spychając resztę na drugi plan. A przecież i o nich można pisać tylko w superlatywach. Porównajcie choćby Madeline z początku tej opowieści z rozsypanym wrakiem, jakim była w finale – Reese Witherspoon też zasłużyła na owację na stojąco. Podobnie jak twórcy "Wielkich kłamstewek", którzy dokonali małego cudu, zamieniając na pozór niezbyt interesującą historię w taką, od której nie można oderwać wzroku (i uszu, fantastyczny soundtrack na pewno będzie mi jeszcze długo towarzyszył). Prosta recepta, znakomici twórcy plus świetni wykonawcy, sprawdziła się tu w stu procentach. Amerykanie całkiem głośno domagają się, by serial był kontynuowany, mimo że wyczerpał materiał z książki Liane Moriarty, a ja, myśląc jak bardzo przywiązałem się do tutejszych bohaterek w ostatnich tygodniach, nie potrafię odmówić im racji. Alexander Skarsgard, Big Little Lies, Big Little Lies finał, miniseriale, miniseriale HBO, Nicole Kidman, Reese Witherspoon, serial Big Little Lies, serial Wielkie kłamstewka, seriale, seriale HBO, Shailene Woodley, Wielkie kłamstewka, Wielkie kłamstewka finał
Dallas Buyers Klub jest historią Rona Woodroofa (Matthew McConaughey), który w czerwcu 1985 roku dowiaduje się, że ma AIDS. Typowy teksański macho noszący kapelusz i kowbojskie buty, zażywający kokainę, obstawiający zakłady zawodów rodeo, homofob słyszy od lekarza, że jest nosicielem wirusa HIV, (który w tamtych czasach jest gównie kojarzony ze środowiskiem homoseksualistów
Fot. Danny Moloshok/Invision/AP/East News Nie żyje Jean-Marc Vallee. Reżyser bardzo docenianych filmów i seriali miał zaledwie 58 lat. Jean-Marc Valee nie żyje. Reżyser Witaj w klubie miał 58 latJean-Marc Vallee zmarł nagle w wieku 58 lat. Kanadyjski scenarzysta, reżyser, montażysta i producent ma na koncie nagrody Emmy za serial "Małe kłamstewka", a także nominacje do Oscarów za "Witaj w klubie" - film z 2013 roku przyniósł statuetki Matthew McConaughey'owi i Jaredowi Leto, on był natomiast nominowany za najlepszą reżyserię, najlepszy film, scenariusz i montaż. Reżyser odnosił sukcesy nie tylko na polu filmowym, ale również przy serialach - wspomniane "Małe kłamstewka" przyniosły mu uznanie krytyków na całym świecie, podobnie zresztą jak "Ostre przedmioty" z Amy Adams w roli głównej. Według portalu Deadline, Vallee zmarł 26 grudnia 2021 roku w swoim domku zimowym w okolicach Quebeku. Powód śmierci nie jest na razie znany, a rodzina i bliscy reżysera są podobno "zszokowani całą sytuacją" - Vallee nie chorował bowiem przewlekle. Reżysera pożegnało HBO w swoim oficjalnym oświadczeniu: Jean-Marc Vallee był inteligentnym, bardzo oddanym reżyserem, niesamowicie utalentowanym twórcą, który w każdej scenie przekazywał głęboką, emocjonalną prawdę. Ale był też niezwykle ciepłym człowiekiem, który pracę z aktorami stawiał na pierwszym miejscu. Jesteśmy zszokowani jego nagłym odejściem i chcemy złożyć kondolencję jego synom, Alexowi i Emilowi, jego rodzinie oraz partnerowi zawodowemu, Nathanowi Rossowi. Jean-Marc Vallee zmarł 26 grudnia 2021 roku. Przyczyna śmierci pozostaje nieznana. Reżyser miał 58 lat. Kamil Kacperski Redaktor antyradia
Jak rozpocząć korzystanie z FilmBox+ w Vectrze? 1. Zaloguj się na swoje konto w Strefie Klienta, odnajdź w sekcji Moje Usługi FilmBox+ i wciśnij "więcej", a następnie wybierz "Aktywuj konto" i postępuj wg wskazówek na ekranie. 2. Kliknij w przycisk "Aktywuj Teraz" w wiadomości wysłanej przez Vectrę, a następnie postępuj wg
Jean-Marc Vallée został znaleziony nieopodal domu położonego na obrzeżach miasta Québec w Kanadzie. Nathan Ross, który współpracował z Vallée'em przy produkcji filmów, powiedział: "Jean-Marc wspierał kreatywność, autentyczność i nieustanne próbowanie czegoś nowego. Był prawdziwym artystą i hojnym, kochającym mężczyzną. Każdy, kto z nim pracował, dostrzegał jego talent i wyobraźnię. Był moim przyjacielem, partnerem kreatywnym i starszym bratem. Będziemy tęsknić za mistrzem, ale pociesza to, że jego piękny styl i praca, której efektami się z nami podzielił, będą wciąż żywe". Kanadyjski reżyser debiutował za kamerą filmu krótkometrażowego "Stereotypy" ("Stéréotypes", 1992); Hollywood zwróciło na niego uwagę po realizacji dramatu "Czarna lista" ("Liste noire", 1995). Popularność wśród widzów przyniosły mu filmy "Młoda Wiktoria" (2009), "Witaj w klubie" ("Dallas Buyers Club", 2013) czy "Dzika droga" ("Wild", 2014). Filmy zyskały także uznanie krytyków. "Witaj w klubie" zdobyło trzy Oscary (dla najlepszego aktora pierwszoplanowego, którego odebrał Matthew McConaughey; dla najlepszego aktora drugoplanowego, którego otrzymał Jared Leto oraz nagrodę za najlepszą charakteryzację). Dwie główne aktorki filmu "Dzika droga", Reese Witherspoon oraz Laura Dern były nominowane do Oscara, jednak statuetek nie zdobyły. Vallée współpracował z Witherspoon i Dern przy serialu HBO "Wielkie kłamstewka", za który zdobył nagrodę Emmy (pełna nazwa kategorii to Najlepsza reżyseria serialu limitowanego, filmu telewizyjnego lub dramatycznego programu specjalnego), a także statuetkę Amerykańskiej Gildii Reżyserów Filmowych. Również dla HBO reżyser zrealizował serial "Ostre przedmioty", gdzie główną rolę zagrała Amy Adams. Vallée miał zrealizować kolejny serial dla HBO, "Gorilla and the Bird", oparty na wspomnieniach Zacka McDermotta. Produkcja miała traktować o obrońcy z urzędu, który doświadcza nagłego załamania psychicznego. Jean-Marc Vallée miał 58 lat. Reżyser pozostawił dwoje dzieci.
Witaj w klubie (Ιδιωματισμός, Πολωνικά) Deutsch English Español Français Hungarian Italiano Nederlands Polski Português (Brasil) Română Svenska Türkçe Ελληνικά Български Русский Српски Українська العربية 日本語 한국어
Odpowiedzi August4209 odpowiedział(a) o 05:39 Ja moge polecic oglądać filmy na Sprawdzona strona 14 0 wOOi odpowiedział(a) o 20:52 Zalukaj, kinomaniak? 5 0 slenderr odpowiedział(a) o 20:54 zalukaj, alekino 5 0 gibmor54453 odpowiedział(a) o 10:30 Ostatnio dlugo szukalem aby obejrzec ten film, ale znalazlem ciekawa strone z filmami, podaje link: 5 0 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
. wyun1jfng9.pages.dev/789wyun1jfng9.pages.dev/499wyun1jfng9.pages.dev/320wyun1jfng9.pages.dev/109wyun1jfng9.pages.dev/193wyun1jfng9.pages.dev/660wyun1jfng9.pages.dev/924wyun1jfng9.pages.dev/140wyun1jfng9.pages.dev/627wyun1jfng9.pages.dev/34wyun1jfng9.pages.dev/87wyun1jfng9.pages.dev/563wyun1jfng9.pages.dev/712wyun1jfng9.pages.dev/285wyun1jfng9.pages.dev/482
witaj w klubie hbo