Test z lektury „Kwiat kalafiora” M. Musierowicz. Rozwiąż test z języka polskiego, który pozwoli Ci usystematyzować wiadomości z przerobionej lektury „Kwiat kalafiora” M. Musierowicz zdobytych na lekcji. Test zawiera 17 pytań.
GRUPA A 1. Wymień imiona sióstr Borejko. 2. W jakim mieście toczy się akcja powieści? 3. Kiedy rozpoczyna się akcja powieści? Podaj dzień, miesiąc i rok. 4. Jak długo trwa akcja powieści? 5. Które z sióstr Borejko miały rude włosy? 6. Czym zajmowała się mama Borejko? 7. Kim był Janusz Pyziak? 8. Kto odwiedził rodzinę Borejków w sylwestrowy wieczór? 9. Dlaczego Gabrysia musiała przejąć domowe obowiązki? 10. O co miała pretensje sąsiadka Borejków? 11. Podaj imię i nazwisko Robrojka. 12. Co oznacza skrót ESD? 13. Co stało się impulsem do postanowienia Gabrysi o wysyłaniu ESD? 14. W jakiej postaci wysyłany był ESD? 15. Dlaczego pani Szczepańska pisała donosy na grupę ESD? 16. Kiedy mama Borejko wróciła do domu? 17. Jak Gabrysia poradziła sobie z panią Szczepańską? 18. Jak miał na imię tata Borejko? 19. Podaj imię i nazwisko autorki powieści Kwiat kalafiora. GRUPA B 1. Podaj imię i nazwisko autorki powieści Kwiat kalafiora. 2. Jak Gabrysia poradziła sobie z panią Szczepańską? 3. Kiedy mama Borejko wróciła do domu? 4. Dlaczego pani Szczepańska pisała donosy na grupę ESD? 5. W jakiej postaci wysyłany był ESD? 6. Co stało się impulsem do postanowienia Gabrysi o wysyłaniu ESD? 7. Co oznacza skrót ESD? 8. Podaj imię i nazwisko Robrojka. 9. O co miała pretensje sąsiadka Borejków? 10. Dlaczego Gabrysia musiała przejąć domowe obowiązki? 11. Kto odwiedził rodzinę Borejków w sylwestrowy wieczór? 12. Kim był Janusz Pyziak? 13. Czym zajmowała się mama Borejko? 14. Które z sióstr Borejko miały rude włosy? 15. Jak długo trwa akcja powieści? 16. Kiedy rozpoczyna się akcja powieści? Podaj dzień, miesiąc i rok. 17. W jakim mieście toczy się akcja powieści? 18. Wymień imiona sióstr Borejko. 19. Jak miał na imię tata Borejko?Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.
Przydatność 55% Charakterystyka Gabrieli Borejko - Małgorzata Musierowicz "Kwiat Kalafiora" Opisuję główną bohaterkę powieści "Kwiat Kalafiora" Gabrielę Borejko. Jest ona córką Mili i Ignacego Borejków. Ma trzy siostry: Idę, Natalię i Patrycję. Jest rosłą i dorodną siedemnastolatką o wysportowanym ciele i długich nogach.
Ta pomoc edukacyjna została zatwierdzona przez eksperta!Materiał pobrano już 810 razy! Pobierz plik charakterystyka_profesora_dmuchawca_kwiat_kalafiora już teraz w jednym z następujących formatów – PDF oraz DOC. W skład tej pomocy edukacyjnej wchodzą materiały, które wspomogą Cię w nauce wybranego materiału. Postaw na dokładność i rzetelność informacji zamieszczonych na naszej stronie dzięki zweryfikowanym przez eksperta pomocom edukacyjnym! Masz pytanie? My mamy odpowiedź! Tylko zweryfikowane pomoce edukacyjne Wszystkie materiały są aktualne Błyskawiczne, nielimitowane oraz natychmiastowe pobieranie Dowolny oraz nielimitowany użytek własnyCharakterystyka profesora Dmuchawca. W pierwszych dwóch powieściach z cyklu Jeżycjada – „Szóstej klepce” i „Kłamczusze” – profesor Dmuchawiec pojawia się. Napisz charakterystykę profesora dmuchawca z lektury pt ,,Kwiat Kalafiora” Za dobrą charakterystykę dam naj i wogle potrzebuje to na dziś. Nauczyciel był człowiekiem spokojnym, liberalnym, sprawiedliwy w ocenie uczniów, dowcipny, sympatyczny, lubiany przez swoich wychowanków, dobry. Małgorzata Musierowicz „Jeżycjada” – Charakterystyka profesora Dmuchawca. rolę w tomie zatytułowanym „Kwiat kalafiora”, stanowiącym trzecią część z „Kwiatu kalafiora”?. Gdzie znajdę charakterystykę prof. Dmuchawca z. Profesor Dmuchawiec to wychowawca z powołania,Nauczyciel był człowiekiem spokojnym, liberalnym, sprawiedliwy w ocenie uczniów, dowcipny, sympatyczny, lubiany przez swoich wychowanków, dobry. Zapomniałeś, kim jest Profesor Dmuchawiec, postać w lekturze Kłamczucha, Musierowicz Małgorzata? Udostępniamy tutaj dokładny opis oraz charakterystykę. Był to człowiek niezwykle rodziny, kultywujący starosłowiańskie tradycje i obyczaje. Był ojcem i przewodnikiem licznej rodziny. Miał ogromne poczucie godności i. Dawni uczniowie jednak o nim nie zapomnieli – nadal darzą go wielką sympatią i często odwiedzają go w jego domu. Profesor jest bardzo doświadczonym i mądrym. Małgorzata Musierowicz „Jeżycjada” – Charakterystyka profesora Dmuchawca. Profesor Dmuchawiec jest postacią pojawiającą się niemal we wszystkich kalafiora – streszczenieZnajdziesz tutaj wszystkie istotne informacje dotyczące lektury Kwiat kalafiora, którą napisał Musierowicz Małgorzata, streszczenie, opracowanie oraz. TREŚĆ Kwiat kalafiora. 31 grudnia 1977, sobota. W mieście trwały intensywne przygotowania do sylwestra. Gabrysia i Ida po zrobieniu zakupów wracały do krótkie: „Kwiat kalafiora”, Małgorzata Musierowicz. Poznaj wszystkie informacje dot. książki, które musisz znać przed. Kwiat kalafiora – streszczenie, plan wydarzeń. Streszczenie. Jest 31 grudnia 1977 r. W rodzinie Borejków trwają intensywne przygotowania do kalafiora – Małgorzata Musierowicz – Streszczenie szczegółowe. Ida Borejko miała czternaście lat, była chuda, rudowłosa i odziana w rady udzielił Ewie Profesor DmuchawiecEwa Jedwabińska to bohaterka powieści Małgorzaty Musierowicz pt Opium w rosole Jedwabińska jest matką Aurelii Genowefy Jest ona nauczycielką matematyki Dmuchawca Profesor Dmuchawiec Wygląd zewnętrzny profesora. Jakich rad, podczas rozmowy w szpitalu udzielił Ewie profesor. Ewa Jedwabińska to bohaterka powieści Małgorzaty Musierowicz pt Opium w rosole Jedwabińska jest matką Aurelii Genowefy Jest ona nauczycielką matematyki Jakich rad, podczas rozmowy w szpitalu, udzielił Ewie profesor Dmuchawiec? Rady profesora zapisz w zeszycie. 6. Zastanów się, kiedy Ewa Jedwabińska. W tym specyficznym zespole przypadkowo dobranych ludzi jakim jest klasa szkolna bardzo ważna jest dobra atmosfera pracy. Łatwiej o nią, gdy mieszkania profesora DmuchawcaCharakterystyka Kreski!!! Kreska czyli Janina Krechowicz jest uczennicą pierwszej klasy Liceum. Jest wnuczką profesora Dmuchawca. Mieszkała w sąsiedniej. Ma córeczkę, która unika domu, mąż pani Jedwabińskiej także rzadko tam przebywa. Janka Krechowicz, czyli Kreska – wnuczka profesora Dmuchawca, mieszka z. Kreska, jedna z bohaterek, mieszka z dziadkiem – znanym czytelnikom z poprzednich tomów nauczycielem polskiego, profesorem D. Roosevelta 5 w Poznaniu. – Opis mieszkania Borejków: ,, Borejkowie zamieszkali w kamienicy przed niespełna dwoma miesiącami ( początek powieści 31 grudnia. Opium w rosole , pomożecie Mam napisać Skład rodzin, Opis Mieszkań, wnuczka profesora Dmuchawca, tajemnie zakochana w Maćku Ogorzałce, który z początku.
#NoWeźMiToSkomponuj #kwiatkalafiora #homerecords #zostańwdomuPiosenka powstała w ramach akcji #NoWeźMiToSkomponujsłowa, muzyka, piano - Monika Giergiel"Chcia
Streszczenie Jest 31 grudnia 1977 r. W rodzinie Borejków trwają intensywne przygotowania do Sylwestra. Dwie młodsze siostry Borejkówny – czternastoletnia Ida i siedemnastoletnia Gabrysia właśnie wracają do domu z zakupów. Przyglądały się wprawdzie wystawom sklepowym z pięknymi, sylwestrowymi kreacjami, ale wiedziały, że je na nie stać. W pewnym momencie z zza rogu wyłonił się barczysty przystojniak, którego Gabrysia od razu poznała – był to Janusz Pyziak, który razem z nią trenował koszykówkę. Jak się okazało Janusz był znanym podrywaczem, co przeszkadzało zauroczonej w nim Gabrysi. Dziewczyny nie chciały same spędzić tego wieczoru. Gabrysia była co prawda zaproszona na prywatkę do kuzynki Joanny, ale bohaterce przeszkadzało to, że będzie na niej również Pyziak. Postanowiła jednak iść, ale na przeszkodzie stanął kolejny problem – nie miała w co się ubrać. Z pomocą mamy, która uszyła jej piękną suknię, Gabrysia nabrała pewności siebie i postanowiła wspaniale spędzić wieczór. Zanim jednak wyszła, w domu rozległ się dzwonek – do drzwi dzwoniła rozzłoszczona sąsiadka, która skarżyła się na hałasy pochodzące z ich mieszkania. Gabrysia jednak w końcu znalazła się w domu kuzynki. Była tu też cała masa jej znajomych: m. in. Danusia, Cesia, Aniela Kowalik, Pyziak i Robrojek. Świetną zabawę przerwał telefon Idy, która miała złą wiadomość. Mama Gabrysi zachorowała i zabrało ją pogotowie. Przerażona Gabrysia wybiegła z domu kuzynki, a za nią wyszedł Robrojek. W domu Gabrysia dowiedziała się od sióstr, że mamę strasznie bolał żołądek i miała operację. Wszystkie dziewczynki przestraszyły się stanem zdrowia mamy. Rankiem Gabrysia musiała stawić czoła nowym obowiązkom. To ona musiała przejąć teraz wszystkie zadania mamy. Od teraz to na jej głowie był cały dom. Wcześnie z rana zadzwoniła do szpitala, by dowiedzieć się jak czuje się mama. Okazało się, że powoli wraca do zdrowia, a jej stan się poprawia. Uspokojona tym Gabrysia, przyłożyła jeszcze głowę do poduszki, by zażyć jeszcze trochę snu, gdy nagle usłyszała, że ktoś dobija się do drzwi. Była to znów sąsiadka Szczepańska, która zarzucała im brak kultury i drażniące ją hałasy. Od dnia kiedy mama znalazła się w szpitalu, życie Gabrysi wyglądało całkiem inaczej. Z powodu natłoku obowiązków, jakie na nią spadły, bohaterka musiała zwolnić się ze szkoły. W gotowaniu nie była zbyt dobra (przygotowała na obiad morszczuka, ale się spalił). Na szczęście z pomocą przybyła ciocia Fela, u której Borejkowie od tej pory jedli posiłki. Po obiedzie Borejkowie pojechali odwiedzić mamę do szpitala. Gdy Gabrysia wróciła do domu, przyszli do niej znajomi z liceum poligraficznego: Aniela, Robrojek i Pawełek. Przedstawili jej swój pomysł, by założyć grupę dyskusyjną Eksperymentalny Sygnał Dobra (ESD), która będzie miała na celu wywoływanie u innych osób szczerego, życzliwego uśmiechu. Kolejne obowiązki, jakie spadały na Gabrysię (przygotowywanie posiłków, wyprawianie dzieci do szkoły) uświadomiły jej jak wielką i trudną pracę wykonywała codziennie mama. Tego dnia tata wyszedł do Biblioteki Raczyńskich. Gabrysia musiała sama zająć się dziećmi, zrobić zakupy, przygotować posiłki i zadzwonić do spółdzielni, aby poinformować o chorobie mamy. Nutria i Patrycja chciały napisać list do mamusi, który potem przeczyta jej tata. Upłynęło kilka dni. Gabrysia wiedziała, że musi iść do szkoły, bo dziś jest zapowiedziana klasówka z fizyki. W przeciwnym razie grozi jej otrzymanie dwói. Ku jej największemu szczęściu okazało się jednak, że nauczyciel z powodu wizytacji odwołał klasówkę. Co więcej – Gabrysia z odpowiedzi dostała piątkę, tak że jej sytuacja nie przedstawiała się już wcale tak tragicznie. Tego samego dnia po południu Gabrysia wybrała się na przyjęcie urodzinowe do Anieli. Zabawa była wprawdzie udana, ale przerwał ją telefon, w którym Gabrysia dowiedziała się, że jej siostry zachorowały na świnkę. Zaniepokojona opuściła więc prywatkę i wróciła do domu. O północy obudził ją krzyki sąsiadki. Gabrysia postanowiła do niej pójść i powiedzieć jej o otworze w ścianie, z powodu którego słyszy wszystko, co dzieje się w sąsiednim mieszkaniu. Następnego dnia Gabrysię odwiedził szkolny kolega, Janusz Pyziak, chcąc dowiedzieć się co u niej słychać. Siostrom Gabrysi od razu przypadł do gustu i wspólnie bawili się w pociąg. Niedługo potem Janusz odprowadził Gabrysię na zebranie trójek klasowych w szkole Natalii. Trzymali się wprawdzie za ręce, ale szli w milczeniu, aby nie przerywać tej chwili zbędnymi słowami. Wieczorem znów szli razem – tym razem, by odwiedzić w szpitalu Milę Borejko. Na niej jednak Janusz nie zrobił większego wrażenia. Mama Gabrysi napisał nawet list, w którym wyraziła swą opinię na temat „narzeczonego córki”. Pan Ignacy również zachorował na świnkę. Sytuację pogorszyło też to, że ciocia Felicja nie mogła już dłużej pomagać Borejkom, gdyż musiała wrócić do pracy. 15 stycznia Gabrysię odwiedzili koledzy i zorganizowali spotkanie grupy ESD. Danusia sporządziła protokół i po tańcach oraz skosztowaniu pysznego ciasta członkowie grupy zaczęli głosować nad wyborem prezesa. Wybór padł na Anielę Kowalik. Obradom grupy przysłuchiwała się wścibska sąsiadka, która napisała donos do dyrektora szkoły, że młodzież w mieszkaniu obok zajmuje się rozprowadzaniem narkotyków LSD. W trakcie następnego spotkania do pokoju Gabrysi wszedł wicedyrektor i wychowawca Dmuchawiec. Pan Ignacy próbował załagodzić sytuację zapewnieniami, że jego córka na pewno nie jest zamieszana w handel narkotykami. Po tłumaczeniach pozostałych członków grupy wyszło na jaw, że pani Szczepańska coś źle usłyszała i wszystko pokręciła. Profesor Dmuchawiec napisał list do pana Ignacego, w którym oczyszczał z zarzutów członków grupy, ale jednocześnie zabronił ich dalszej działalności i sugerował, by pilniej przykładali się do nauki. W sobotę Gabrysię odwiedził Pyziak, który chciał zamurować dziurę w ścianie, przez którą sąsiadka wszystko podsłuchiwała. Wieczorem razem z Gabrysią wybrali się do kina. Nocny seans zakończył romantyczny spacer po mieście. Dla Pyziaka nadarzyła się znakomita i niepowtarzalna okazja, by wyznać Gabrysi co do niej czuje. Ta jednak nieustannie mu przerywała w przeświadczeniu, że on będzie usiłował ja okłamać. Janusz był jednak nieustępliwy i w efekcie sprowokował awanturę, porównując Gabrysię do „kwiatu kalafiora” (tak jak on, dziewczyna nie miała w sobie za grosz romantyzmu). Pokłócili się więc, a urażona Gabrysia wróciła do domu. Chciało jej się tylko płakać. W domu na klatce schodowej natknęła się na pana Kaczmarka i razem weszli do piwnicy, by przekonać się skąd pochodzą hałasy, które słychać każdej nocy. Oczom nie mogli uwierzyć, gdy w piwnicy ujrzeli jakichś ludzi, którzy cięli i dzielili mięso. Zagadka nocnych hałasów została więc wyjaśniona. Zaraz po obiedzie Gabrysia wybrała się do szpitala, by odwiedzić mamę. Chciała się też poradzić jej w sprawie Janusza. Ta nie była do niego przekonana i próbowała zniechęcić córkę do dalszych z nim spotkań. Gabrysia postanowiła pójść za jej radą. Kiedy w drodze powrotnej spotkała chłopaka, dała mu wyraźnie do zrozumienia, że jest jej już całkowicie obojętny. Następnego dnia, choć Gabrysia nie miała dobrego humoru (nadal przeżywała przykre słowa Pyziaka), postanowiła upiec tort, ponieważ zbliżały się imieniny taty. Chciała na nie też zaprosić kilku kolegów z klasy. W dniu imienin, gdy tata wszedł do domu, tort i prezenty od dzieci już na niego czekały. Nieoczekiwanie w drzwiach stanęła też mama, którą właśnie wypuścili ze szpitala i było to najwspanialszym prezentem, jaki wszyscy mogli sobie tylko wymarzyć. Zaraz zaczęli też przychodzić kolejni goście, znajomi taty z pracy i członkowie grupy ESD. Gabrysia postanowiła pójść do sąsiadki poczęstować ją kawałkiem tortu. Nieoczekiwanie do drzwi zadzwonił też Pyziak, który chciał przeprosić Gabrysię i mocno ją uściskał. Dziewczyna dała się przeprosić i już miała go pocałować, gdy wtem w progu stanęła pani Szczepańska z radosnym uśmiechem na twarzy. Gabrysia wiedziała już w jaki sposób można czynić dobro. Plan wydarzeń 1. Intensywne przygotowania do Sylwestra u Pani Szczepańska skarży się na Gabrysia na prywatce u kuzynki Przykry telefon – mama jest w Niepokój Gabrysi – szybki powrót do Natłok obowiązków, jaki spada na Pomoc cioci Felicji w pracach Piękna inicjatywa – założenie grupy Odwiedziny u mamy i pisanie do niej Gabrysia unika dwói z Urodzinowe przyjęcie u Anieli Przerwanie imprezy – dziewczynki zachorowały na Hałasy Pyziak odwiedza Spotkanie grupy ESD (sporządzanie protokołu).16. Donos do dyrektora sąsiadki Szczepańskiej – podejrzenia, że młodzież handluje w domu Wizyta nauczycieli – profesora Dmuchawca i Pieroga u Zawieszenie działalności Zamurowanie dziury w ścianie, przez którą podsłuchiwała Gabrysia i Pyziak idą do kina; kłótnia – porównanie dziewczyny do „kwiatu kalafiora”.21. Gabrysia rozmawia z mamą na temat Pyziaka (czuje się urażona).22. Zejście do piwnicy i odkrycie skąd pochodzą dziwne Przygotowania do imienin taty – pieczenie Nieoczekiwane zjawienie się Pyziaka. 25. Przeprosiny zwieńczone czułym pocałunkiem. Rozwiń więcej
1. CZY kalafior to kwiat? Sprawdź to w lekturze "Kwiat kalafiora" Małgorzaty Musierowicz / Redakcja // Victor Junior. - 2010, nr 11, s. 42–44 2. CZY znasz "Żabę"? Konkurs czytelniczy ze znajomości książki Małgorzaty Musierowicz / Anna Marek // Biblioteka w Szkole. - 2007, nr 12, s. 12-13 3. CZY znasz twórczość Małgorzaty Musierowicz? 1 UlubieniKwiat_Kalafiora nie ma ulubionych autorówUlubioneKwiat_Kalafiora nie ma ulubionych quizów Jak co roku nasza szkoła włączyła się do akcji Ogólnopolskiego Czytania Jeżycjady. Nauczyciele Szkoły Podstawowej Specjalnej nr 39 im. Marii Montessori w Zab
Jeśli w szkole chłopców fascynowały i fascynują przygody Tomka Wilmowskiego, bohatera serii powieści Alfreda Szklarskiego, to dziewczynki zdecydowanie wolą prozę Małgorzaty Musierowicz. Autorka ukończyła Wydział Malarstwa i Grafiki i, jak sama mówi, z braku zleceń zaczęła pisać teksty, by mieć co ilustrować. Wkrótce powstała powieść „Szósta klepka” – pierwsza opowieść, z serii „Jeżycjady”. Akcja jej powieści zawsze rozgrywa się w jednej z dzielnic Poznania – Jeżycach. „Szósta klepka” spotkała się z tak dużym odzewem, szczególnie młodych dziewcząt, że wkrótce powstały następne – „Kłamczucha” i właśnie „Kwiat kalafiora”. Powieść ta oprócz ukazania realiów Polski Ludowej z końca lat siedemdziesiątych porusza problemy istotne dla młodzieży – pierwsze miłości, problemy w szkole i rodzinie. Główna bohaterka – Gabrysia Borejko – to siedemnastoletnia sportsmenka. Jej świat gwałtownie się zmienia, gdy pani Borejko trafia do szpitala. Musi zająć się trójką młodszego rodzeństwa i tatą – nieporadnym życiowo filologiem klastycznym. Głównym miejscem wydarzeń jest kamienica przy ulicy Roosvelta w Poznaniu, którą można odszukać także i kalafiora - wyjaśnienie tytułu Tytuł powieści Małgorzaty Musierowicz, podobnie jak niektóre inne tytuły powieści z serii „Jeżycjada”, budzi zdziwienie, zaskoczenie. Kojarzy się raczej z książką z przepisami kulinarnymi lub poradnikiem zdrowego odżywiania, a nie z powieścią dla młodzieży. Tytuł nie zdradza treści książki, nie sugeruje fabuły. O tytułowym kalafiorze dowiadujemy się nie na samym początku książki, a właściwie pod sam koniec. Słowo to pada podczas kłótni Gabrysi Borejko z Januszem. Chłopak oskarża dziewczynę o brak uczuć: - Tylko nie to, Pyziak, nie jestem żadnym kwiatuszkiem. - O w istocie – rzekł Pyziak – Kwiatuszkiem to ty nie jesteś (…) Nie – rzekł mściwie – Przypominasz mi raczej coś z warzyw. O, kalafior, stara. Kalafior. Jesteś tak pozbawiona wdzięku i romantyzmu jak on. Jesteś wcieloną prozą życia. Do kalafiora zostaje przyrównana Gabrysia, która podejrzewając, że Janusz podrywa ją jak wiele innych dziewczyn, nie odwzajemnia jego uczuć. Jest chłodna i niedostępna. Kalafior to coś codziennego, przyziemnego, dlatego kojarzy się z prozą życia. Ponownie porównanie do kalafiora pada pod koniec powieści, także w dialogu Pyziaka i Gabrysi: Chciałem ci powiedzieć, że kalafior też jest kwiatem. Właśnie wyczytałem to w encyklopedii przyrodniczej. Nie dość tego. Życie bez kalafiora jest praktycznie niemożliwe. Zawiera on nieprawdopodobną ilość soli mineralnych, wapnia i witamin. Nie sposób odżywiać się przez całe życie kwiatami. Zresztą, czymże byłaby róża, gdyby miała woń kapusty. Tym razem porównanie do kalafiora ma wydźwięk pozytywny. Tak jak bogaty w minerały i witaminy jest kalafior, tak bogata jest osobowość Gabrysi. Porównanie dziewczyny do kalafiora jest w tym wypadku komplementem. Uczucie rodzące się pomiędzy Gabą a Pyziakiem to jeden z głównych wątków książki, dlatego porównanie bohaterki do kwiatu kalafiora zostało wykorzystane w kalafiora - kompozycja i narracja „Kwiat kalafiora” należy do powieści młodzieżowych, jest zarazem powieścią obyczajową, która oddaje realia z czasów PRL-u. Kompozycja utworu jest zamknięta. Już w pierwszym rozdziale poznajemy większość bohaterów – rodzinę Borejków, przyjaciół ich dzieci, a także sąsiadkę Szczepańską. Rozpoczynają się także wszystkie główne i poboczne wątki: choroba mamy, miłosne perypetie Gabrysi, działalność grupy ESD, konflikt z sąsiadką,. W ostatnim rozdziale wszystkie wątki kończą się szczęśliwie: mama wraca ze szpitala, Gabrysia godzi się z Januszem, sąsiadka Szczepańska przełamuje niechęć do Borejków. Powieść utrzymana jest w napięciu. Akcję często przerywają niespodziewane zdarzenia i wypadki – odkrycie dziury w ścianie, odkrycie źródła hałasów dobiegających z piwnicy, telefon o chorobie mamy czy o śwince. Utwór jest wielowątkowy. Główne watki to związek uczuciowy Gabrysi i Janusza, kłopoty ze złośliwą sąsiadką, choroba mamy i obowiązki jakim podołać musi Gabriela a także losy Grupy Dyskusyjnej ESD. Oprócz zapisów fabuły w powieści zawarte zostały listy córek do mamy, mamy do córek i małżeństwa Borejków. Ponadto przywołany został donos, listy nauczycieli do pana Borejki oraz protokół z posiedzenia Dyskusyjnej Grupy „Eksperymentalny Sygnał Dobra”. Narracja powieści Musierowicz przeprowadzona została w trzeciej osobie. Narrator jest wszechwiedzący – wie o przeszłości, uczuciach, myślach i planach bohaterów. W powieści mamy do czynienia z komizmem słownym – autorka często używa żartów, przywołuje także sentencje łacińskie, którymi posługuje się Ignacy Borejko. Czasem narrator oddaje głos kalafiora - streszczenie głównych wątków Głównym wątkiem powieści Małgorzaty Musierowicz „Kwiat kalafiora” jest rodzące się uczucie pomiędzy Gabrysią Borejkówną a Januszem Pyziakiem. Początkowo młodzi nie są blisko. Gabrysia jest obrażona na Pyziaka, ponieważ, gdy ją podrywał, użył tych samych chwytów co wobec innych dziewczyn. Borejkówna skarciła go za to i obraziła się. Jednak młodzi, spotykając się na prywatkach czy domówkach zbliżają się do siebie. Wspólnie idą do kina i na spacer. Trzymają się za ręce, jednak nie rozmawiają, gdyż jak uważa Gaba „mowa jest źródłem nieporozumień”. Gdy w końcu chłopak postanawia wspomnieć o swym uczuciu, zostaje odtrącony. Nazywa wówczas dziewczynę kalafiorem. Gabriela jednak czuje się zakochana i żałuje pochopnego wybuchu złości. Nie może przestać myśleć o ukochanym i nawet mama nie potrafi odwieść jej od uczucia do nieokrzesanego sportowca. Ostatecznie młodzi godzą się, co przypieczętowuje pocałunek w korytarzu domu Borejków. Innym wątkiem jest życie rodzinne Borejków. Ta sześcioosobowa rodzina na co dzień mierzy się z wieloma problemami, które dotyczyły wiele ówczesnych rodzin. Na rynku brakuje towarów, płace dla humanistów są niewystarczające. Mimo codziennych zmartwień rodzina bardzo się kocha i to buduje siłę każdego z jej członków. Gdy Mila Borejkowa trafia do szpitala w domu zachodzi rewolucja. Obowiązki wykonywane przez mamę musi przejąć Gabriela, a jej młodsze siostry wcale nie ułatwiają jej życia. Udaje jej się jednak okiełznać siostry i, dzięki pomocy cioci Felicji, zachować w domu ład i porządek. Udaje się jej nawet przeżyć chorobę młodszych sióstr i ojca – świnkę. Gdy wraca mama wszystko jest w jak najlepszym porządku. Gabriela dzięki nieobecności mamy uświadamia sobie także , jak wiele ta kochana osoba ma na głowie. Jednym z wątków jest działalność Grupy Dyskusyjnej ESD (Eksperymentalny Sygnał Dobra). Pomysłodawczynią była Gabrysia Borejkówna. Postanowiła uśmiechać się do nieznanych osób, wysyłając im „sygnał dobra”. Liczyła, że ludzie odpowiedzą jej uśmiechem. Do eksperymentu przyłączyła się Aniela, która została prezeską Grupy, a także Paweł Nowacki, Danuta Filipiak, Joanna Borejko, Ida Borejko, Janusz Pyziak i Robert Rojek. Głównym eksperymentem grupy było uśmiechanie się przez jej członków do nieznanych osób i notowanie ich reakcji. Okazało się, że większość z nich odpowiedziała uśmiechem. Młodzież dyskutowała w swoim gronie o poważnych zagadnieniach takich jak współczucie, sprawiedliwość, ale też bawiła się przy muzyce i wygłupiała. Po donosie sąsiadki, która podsłuchiwała młodych i myślała, że zajmują się rozprowadzaniem narkotyków nauczyciele przeprowadzili śledztwo. Polonista Dmuchawiec zasugerował, by zawiesić działalność grupy, jednak młodzież i tak się spotykała w swym gronie. Ważnym wątkiem jest choroba matki = Meli Borejko. Kobieta w Sylwestra trafia do szpitala. Okazuje się, że ma zapalenie żołądka i musi poddać się operacji. Zabieg przebiega pomyślnie, jednak przez kilka tygodni kobieta musi pozostać w szpitalu. Obowiązki domowe spadają na Gabrysię – najstarszą córkę. Do powrotu mamy musi przejąć jej obowiązki, uczy się gotować, zajmuje się młodszym rodzeństwem. Z próby tej wychodzi pomyślnie. Kolejnym wątkiem jest konflikt Borejków z sąsiadką Szczepańską. Kobieta wciąż nachodzi sąsiadów i apeluje, by zamykali drzwi na klatkę schodową, a także prosi ich o zachowanie ciszy. Okazuje się, że wścibska kobieta wie o wszystkim co dzieje się w domu Borejków. Dopiero Gabrysia odkrywa, że między ich mieszkaniami jest otwór, który działa niczym tuba. Szczepańska donosi na młodzież do dyrektora szkoły, podejrzewając, że handlują narkotykami. Ponadto skarży się na hałasy do Komitetu Blokowego. Nie przeprasza, gdy pomówienia okazują się bezpodstawne. Jej nastawienie zmienia się jednak – pożycza Gabrysi formę do pieczenia tortu, a następnie przynosi ojcu na imieniny wedlowską czekoladę. Do pobocznych wątków można zaliczyć wątek Idy i jej perypetie z chłopakami – Waldusiem i Klaudiuszem, a także wątek Nutrii – jej donoszenie na koleżanki w szkole oraz najmłodszej – Pulpecji, która bawiła się w eksperymenty – zanurzała różne przedmioty w zlewie i sprawdzała czy toną. Tłem powieści są realia Polski Ludowej pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Dowiadujemy się o czynach społecznych, kartkach na cukier, o brakach towaru w sklepach, a także o pokątnym handlu mięsem (zajmuje się tym dyrektor z kamienicy Borejków). Rodzina Borejków nie jest zamożna – pracuje tylko Ignacy Borejko, a w Bibliotece Raczyńskich wypłaty nie są wysokie. W kinach wyświetlane są amerykańskie filmy, które pokazują zgniliznę USA. Młodzież nie chodzi do klubów – spotyka się na organizowanych w domach Musierowicz - biografia Małgorzata Musierowicz przyszła na świat 9 stycznia 1945 w Poznaniu, w dzielnicy Jeżyce. Ukończyła VII Liceum Ogólnokształcące im. Dąbrówki w Poznaniu, a następnie Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Poznaniu na Wydziale Malarstwa i Grafiki dyplomem z grafiki użytkowej w roku 1968. Jest siostrą Stanisława Barańczaka. Musierowicz zajmuje się pisaniem i ilustrowaniem książek dla dzieci i młodzieży. Jej debiut literacki to powieść dla młodzieży „Małomówny i rodzina” z 1975 roku, która choć nie wygrała w konkursie Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, to jednak wzbudziła spore zainteresowanie. Jak wspomina autorka zaczęła pisać, by samej sobie dostarczyć materiałów do ilustrowania w czasach, gdy nikt nie kwapił się do zasypywania jej zleceniami. Następnie powstała (i do dziś powstaje) seria „Jeżycjady”, której miejsce akcji ulokowane zostało w poznańskiej dzielnicy Jeżyce. Oprócz twórczości dla dzieci i młodzieży Musierowicz jest autorką gawęd kulinarnych oraz autobiografii. Pisywała także felietony do „Tygodnika Powszechnego, które ukazały się w formie trzech książek pod tytułem: „Frywolitki, czyli ostatnio przeczytałam książkę!!!”. W 1982 roku na Listę Honorową im. Hansa Christiana Andersena wpisano „Kwiat kalafiora”. Za swoje książki Małgorzata Musierowicz otrzymała wiele nagród, „Kłamczuchę”, przyznano jej Złote Koziołki. Jej książka pt. „Noelka” została wpisana na polską listę Międzynarodowej Izby ds. Książek dla Młodych (IBBY). Jej powieści zostały przetłumaczone na wiele języków. Na wniosek dzieci została Kawalerem Orderu Uśmiechu w 1994 roku. W 2008 roku została odznaczona Medalem Polskiej Sekcji IBBY za całokształt twórczości. O swoim pisarstwie Musierowicz opowiada tak: Uważam za wielki dar niebios to, że wolno mi się zajmować zawodowo zjawiskiem, które kocham: książką. Od dziecka wiedziałam, że do pełni szczęścia potrzebuję tylko niedużej domowej drukarni – i oto ją mam, w postaci komputera. Spędzam rozkoszne i zajmujące chwile projektując, bawiąc się i pracując, pisząc i rysując z pomocą tego mądrali. Umie on mnóstwo! – ale nie wszystko, niestety: wymyślić, napisać i zilustrować powieść muszę osobiście. Znikąd serwisu:Kwiat kalafiora - streszczenie szczegółoweKwiat kalafiora - streszczenie krótkie i opracowanie Kwiat kalafiora - bohaterowie
Przez przewodnik z miedzi o oporze właściwym 1,68 * 10^{-8} Ωm i promieniu przekroju 0,75 mm płynie prąd o natęzeniu 20 A. oblicz długość tego przewodnika, jeżeli w czasie jednej sekundy oddaje on do otoczenia 1075,2 J energii. od Krzysiu12a 15 godz. temu zapytał(a) o 20:22 Kwiat kalafiora, sprawdzian . ; / 1. Jak miał na imię Rojek? (1 pkt.) Roman Robert Janusz Paweł Rafał 2. Które z córek Borejki były rude? (1 pkt.) Natalia i Patrycja Ida i Natalia Ida i Patrycja Gabrysia i Natalia Dabrysia i Patrycja 3. Jak miała na imię mama Borejko? (1 pkt.) Fela Anna Aniela Mila Ida 4. Kto był chłopakiem Danusi? (1 pkt.) Robert Klaudiusz Paweł Janusz Juliusz 5. Jakie było nazwisko Anieli? (1 pkt.) Kowalik Borejko Nowacka Filipiak Pieróg 6. Kto uczył Gabrysię j. polskiego? (1 pkt.) Pieróg Dyrektorka Dmuchawiec Kowlikowa w lekturze nie ma o tym informacji 7. Ile lat miała Nutria? (1 pkt.) 5 6 7 8 9 8. Która z dziewczynek najbardziej "martwiła się" o swoje zdrowie? (1 pkt.) Gabriela Patrycja Ida Natalia Zrówno natalia, jak i Patrycja 9. Która z córek jak to opisuje lekutra zachowuje "olimpijski spokój"? (1 pkt.) Natalia Patrycja Ida Gabrysia Wszystkie są nerwowe 10. Kto zdobył najwięcej wyników pozytywnych z grupy ESD? (1 pkt.) Robrojek Aniela Danusia Gabrysia Pawełek 11. Jak na imię miała pani Szczepańska? (1 pkt.) Stanisława Pelagia Genowefa Maria Marianna 12. Które lata opisuje książka? (1 pkt.) 1978 i 1979 1977 i 1978 1976 i 1977 1975 i 1976 1979 i 1980 13. Jakiego koloru był pokój Gabrysi? (1 pkt.) niebieski różowy żółty brzoskwiniowy zielony 14. Kto był skarbikiem grupy ESD? (1 pkt.) Robrojek Pyziak Paweł Danusia Joanna 15. Dlaczego Fela później nie mogła pomagać w domu Borejków? (1 pkt.) Zachorowała na świnkę Mama Borejko wróciła już ze szpitala Jej córka zachorowała na grypę Wróciła do pracy Nie mogła dogadać się z Ignacym Borejkokto rozwiąze z góry dźdźięki :) Odpowiedzi 1 Robert2 Ida i Natalia3 Paweł4 Kowalik5 Dmuchawiec6 77 Ida8 żadna z wyżej wymienionych9 Robrojek10 Maria11 1977 i 97812 zielony13 Danusia15Wróciła do pracy HELLO! odpowiedział(a) o 21:04 1 Robert2 Ida i Natalia3 Paweł4 Kowalik5 Dmuchawiec6 77 Ida8 żadna z wyżej wymienionych9 Robrojek10 Maria11 1977 i 97812 zielony13 Danusia15Wróciła do pracy Rzowiąże to ale nie wiem czy wszystko bedzie dobrze :)1. Robert 2. Ida i Natalia3. Milia 4. Klaudiusz5. Nowacka6. Dmuchawiec7. miała 7 lat8. Natalia9. Patrycje10. Robrojek11. Maria12. 1977 i 197813. brzoskwiniowy14. Joanna15. Wróciła do pracy Uważasz, że ktoś się myli? lub Jeżycjada – to cykl powieści dla młodzieży składająca się z 23 tomów autorstwa Małgorzaty Musierowicz. Opowiada o losach rodziny Borejków mieszkającej w Po

uzavrano EBooki M Malgorzata Musierowicz Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 3,142 osób, 832 z nich pobrało i opinie (0)Transkrypt ( 25 z dostępnych 160 stron) STRONA 1MAŁGORZATA MUSIEROWICZ KWIAT KALAFIORA STRONA 231 grudnia, sobota Suknia była różowa. Na zgięciach i szwach tkanina migotała delikatnie i złoci- ście. U dołu spódnicy tryskał tęczowymi iskrami ornament ze sztucznych brylanci- ków. Wisiała na sinym manekinie w oknie wystawowym Domu Mody „Telimena” przy ulicy Armii Czerwonej w Poznaniu. Kreacje tego typu nie podobają się na ogół wyrafinowanym elegantkom. Ale Ida Borejko do takich nie należała. Miała lat czternaście, była chuda, rudowłosa i odziana w za duże palto odziedziczone po starszej siostrze - Gabrieli. - Chciałabym - powiedziała Ida Borejko gorącym głosem. - Chciałabym być brunetką. - Przykleiła nos do szyby wystawowej Domu Mody „Telimena” i pożerała wzrokiem błyszczące, różowe cudo konfekcyjne. - Gdybym była brunetką - dodała na- stępnie - mogłabym malować usta na wiśniowo. - A tak to nie możesz wcale - celnie odparła Gabriela, rosła i dorodna siedem- nastoletnia sportsmenka o niebywale długich nogach. - Ida, dziecino, idziemy. Jestem głodna jak szakal. - Gabrysia, ale popatrz tylko... Gabrysia popatrzyła i lekceważąco ruszyła brwiami. Były to brwi szerokie i sta- nowcze, jakby stworzone do tego, by nimi lekceważąco poruszać. Pod tymi brwiami znajdowały się inteligentne brązowe oczy o stanowczym spojrzeniu, a wszystko razem mieściło się na twarzy rumianej, myślącej i dość silnie piegowatej. Gabrysia ubrana była w wytarte dżinsy „Odra”, burą kurtkę i nieokreślonego koloru beret filcowy, wci- śnięty byle jak na krzywo przyciętą blond czuprynę. Wyglądała jak duży, zaniedbany chłopak. Nie była fanatyczką elegancji. Każdy mógł to zrozumieć na pierwszy rzut oka. - No, już! - powiedziała głosem mocnym i despotycznym, po czym szarpnęła uchwytem siatki z zakupami. Drugi uchwyt znajdował się w dłoni zapatrzonej Idy, to- też szarpnięcie było dla niej przykrą niespodzianką. Z trudem złapała równowagę i w tej samej chwili, zmuszona do truchciku, już biegła za swą starszą siostrą, która wiel- kimi, równymi krokami maszerowała w stronę skrzyżowania ulic. - No co?! No co?! - krzyknęła Ida z piskliwą irytacją. - Czego to tak lecisz, co? - Mówiłam, jestem głodna. Diabelnie. STRONA 3- Na twoim miejscu nie jadłabym tyle - docięła swej brutalnej siostrze obrażona Ida. - Na twoim miejscu starałabym się już nie rosnąć. - Niby dlaczego? - utrzymywała równe tempo Gabriela. - Gdybym była mniej- sza, nie mogłabym grać w kosza w AZS-ie. - Kupiłyśmy jajka? - skojarzyła sobie Ida. - Kupiłyśmy. Nie mów mi o jedzeniu, bo zemdleję. No, chodź już, prędzej! - Ga- briela jeszcze bardziej przyspieszyła kroku i wyciągnęła siostrę na skrzyżowanie ulicy Armii Czerwonej z ulicą Tadeusza Kościuszki. W tej samej chwili z przeciwnej strony jezdni ruszył bardzo wysoki, barczysty szatyn o stalowych oczach, orlim nosie i niebezpiecznym uśmiechu notorycznego pod- rywacza. Był to młodzieniec przystojny i pewny siebie, toteż tym dziwniejsze mogło się wydawać jego zachowanie, kiedy - niesiony falą przechodniów - wpadł znienac- ka wprost na Gabrielę i stanął z nią oko w oko i nos w nos - Yh! - wyrwał mu się mianowicie trwożny okrzyk, a jego twarz pobladła. Zaskoczona Gabriela stała przez chwilę nieruchomo, z uwieszoną u siatki młodszą siostrą, której oczy zapłonęły nagle ową charakterystyczną dla młodszych sióstr ciekawością. - Ty ty... Gab... Gabrysiu? - spytał głupio szatyn. Gabriela była tak daleka od romantycznego zawstydzenia, jak Syberia od Ri- wiery. - Co, ślepy jesteś? - spytała rzeczowo. - Słuchaj... - Nie ma mowy - odparła energicznie Gabriela. - O, nie. A jakby co, to tym ra- zem oberwiesz, słowo ci honoru. - Gabrysiu... - odzyskał nieco pewności szatyn. - Daj sobie wytłumaczyć... - Stary - wyrzekła ona głosem jak brzytwa. - Mnie nie trzeba nic tłumaczyć, ja jestem inteligentna i z miejsca sama rozumiem. Wybacz i żegnaj. Światło zielone już miga. - Gabrielo! STRONA 4- Stary, cześć. Do zobaczenia na jakimś treningu. I daj mi już spokój, raz na za- wsze - powiedziała Gabriela bezlitośnie i szarpnąwszy za swój uchwyt jak za uprząż, pociągnęła Idę, aż smarkuli ruda grzywa spadła na oczy. Przeszły na drugą stronę jezdni i ruszyły dalej, w kierunku ciemnego kamien- nego masywu Pałacu Kultury. - Gabuniu, kto to był? No, powiedz mi, kto to był? - jęczała Ida i, me mogąc wy- dusić odpowiedzi z milczącej zawzięcie siostry, pytała dalej: - Znajomy? Z AZS-u? Gniewacie się? No, powiedz!!! - Znajomy - burknęła Gabriela na odczepne. Była rozdrażniona. - Taki jeden. Nazywa się Pyziak. Janusz Pyziak” - pomyślała i znów ją zatrzęsła dawna złość. Pyziak (lat osiem- naście, wzrost: metr osiemdziesiąt dwa) był gwiazdą drużyny juniorów. Słynął z nieza- wodnych rzutów. Mecz koszykówki bez niego był z reguły sromotną porażką. Otóż ta właśnie gwiazda kosza pewnego wrześniowego wieczoru zwróciła swe spojrzenie na Gabrielę. Wieczór był piękny i Janusz Pyziak odprowadził Gabrysię po treningu do domu nieco okrężną drogą. Mimo mroku patrzał jej bezustannie w oczy i powiedział, że przypomina mu kwiat jabłoni, drżący w lekkim, wiosennym wietrze. Na Gabrieli metafora ta wywarła niezwykle silne wrażenie do następnego treningu, kiedy to, zwie- rzywszy się koleżance z drużyny, usłyszała od niej, że i ona, jakiś miesiąc temu, została przez Pyziaka porównana do kwiatu jabłoni. Skonfrontowana z całą drużyną juniorek metafora Pyziaka okazała się wytartym liczmanem: aż cztery dziewczyny były kwia- tem jabłoni dla dzielnego koszykarza, dwie natomiast porównane zostały do muzyki skrzypcowej. Szatnia drużyny żeńskiej rozbrzmiewała tamtego wieczoru huraganowy- mi wybuchami śmiechu, a nieświadom niczego Pyziak, który zaproponował Gabrieli spacer po parku, został przez nią zbesztany, zawstydzony, skarcony jak dzieciak i od- trącony kategorycznie raz na zawsze. Wyszydzony następnie w sposób solidarny przez całą drużynę juniorek trzy tygodnie nie przychodził na treningi w te dni, kiedy w sali ćwiczyły razem oba zespoły - chłopców i dziewczyn. Po trzech tygodniach wrócił do równowagi i na treningi, lecz unikał Gabrieli jak diabeł święconej wody. I że też dzisiaj akurat musiał wpaść na nią na skrzyżowaniu! To ci biedaczyna... Gabrysia uśmiechnęła się z tajoną satysfakcją, przypominając sobie zmieszanie tego zakłamanego potwora, i z wolna doszła do wniosku, że nie ma powodu do zde- nerwowania, spotkanie dzisiejsze wypadło nawet całkiem zabawnie. STRONA 5Było to ostatnie popołudnie roku 1977. Gabriela i Ida wędrowały sobie ze swo- imi zakupami przez ulice Poznania, a wokół nich, w szarym powietrzu, unosiły się upojne sylwestrowe fluidy. Restauracje i kawiarnie, świetlice i kluby studenckie, sale konferencyjne i stołówki zakładów pracy. Wojska Polskiego, Służby Zdrowia, Milicji Obywatelskiej i ORMO, jadalnie szkolne i liczne klasopracownie oraz wszystkie inne nadające się do tego celu pomieszczenia udekorowano bladymi serpentynami z ubocznej produkcji papierniczej, zegarami wyciętymi ze styropianu i obowiązkowo wskazującymi za pięć dwunastą, dowcipnymi malowidłami o podtekście uczuciowym lub frywolnym, koszmarnymi kominiarzami ze szczotką, a także gigantycznymi ma- seczkami z brystolu, wysmarowanego czarną plakatówką i posypanego tak zwanym błyszczem. Zakupiono ogromne ilości napojów alkoholowych i Pepsi-Coli, ryb w gala- recie, pieczeni rzymskiej i sałatek garmażeryjnych. Wszystko wokół dyszało oczekiwa- niem szampańskiej nocy. Po chodnikach i jezdniach całego miasta, dławiąc się w kłę- bach niebieskawych, czarnych i brunatnych spalin samochodowych, tupały tysiące za- aferowanych obywateli PRL, taszcząc w zgrabiałych dłoniach paczki, siatki i butelki. Do kas sklepowych płynęły strumienie żywej gotówki, powiększając tylko ogólne za- mieszanie. Przed zakładami fryzjerskimi i wewnątrz nich odbywały się sceny dantej- skie. Gdzie indziej znów dowieziono szampana i to powodowało natychmiastowe utworzenie się na chodniku wiru o kilku epicentrach. Przechodnie mieli w oczach go- rączkowy blask - melanż podniecenia łowieckiego i nadziei na odwrócenie nurtu co- dziennej bylejakości przy pomocy szaleństw sylwestrowych. Tak, stanowczo było coś w powietrzu tego popołudnia. Nawet Gabrysia przypo- mniała sobie, że zaproszono ją na prywatkę. Zaproszenie pochodziło od Joanny, ku- zynki, która zawsze telefonowała po Gabrysię na kilka dni przed planowanym przyję- ciem. Niestety, przyjęcia te i prywatki były zazwyczaj tak ekskluzywne, że Gabrysia z reguły na nie nie chodziła, gdyż po prostu nie miała w co się ubrać. Na przykład, gdy- by zdecydowała się pójść do Joanny dzisiejszego wieczoru, miałaby do wyboru albo swoje całkowicie bezpretensjonalne dżinsy „Odra”, albo szkolną spódniczkę w kolorze granatowym, zresztą już przykrótką. Postawa człowieka wobec dóbr materialnych oraz przedmiotów konsumpcyj- nych nie zawsze zależy od jego widzimisię. Kiedy, na przykład, człowiek jest częścią wielodzietnej komórki społecznej o umiarkowanych dochodach i nieumiarkowanie lekkomyślnym do nich stosunku, rozsądnie czyni przybierając wobec wyżej wspo- mnianych dóbr postawę lekceważącą i nawet wyniosłą. Gabriela właśnie to zrobiła. Ponadto, ujęcie takie bardzo odpowiadało jej naturze wyzbytej kokieterii i nacecho- STRONA 6wanej pewną nonszalancją. Gabrysia była całkowicie zadowolona zarówno ze swej ro- dziny, jak i ze swej sytuacji życiowej. A na prywatkę przecież od początku pójść nie za- mierzała. Zamierzała zostać w domu i poczytać sobie ze smakiem pożyczoną od ojca „Fizjognomikę” Arystotelesa. - „Ci, którzy mają małe oczka, bywają nikczemni: wnioskuje się o tym z przy- kładu małp” - smacznie przeczytała Gabrysia. Nie znała milszego sposobu czytania niż w pozycji leżącej, na brzuchu, przy czym pod brodę należało sobie podłożyć zwiniętą poduszkę, żeby kark nie zdrętwiał. Ida szukała czegoś w szafie i zareagowała natychmiast. - Te, uważaj no! Bo ja ci powiem, co wnioskuję z twojego przykładu! Mama, Gaba mi robi przytyki! - Gaba, nie rób Idzie przytyków - powiedziała machinalnie mama Borejko, przechodząc przez pokój z odkurzaczem w ręce. Matka czterech córek, z których każ- da miała wyraźnie zarysowaną osobowość, pani Mila Borejko, zachowywała względną równowagę ducha tylko dzięki specjalnemu systemowi, wypracowanemu przez długo- letni trening psychiczny. Wszelkie konflikty między córeczkami przyjmowała miano- wicie do wiadomości tylko powierzchownie. Inaczej po prostu nie zdołałaby przetrwać w tym młynie. - Coś takiego, ona nie odróżnia Arystotelesa od przytyku - zaśmiewała się Ga- brysia, a słowa jej przechodziły przez wierzchnie rejony maminej świadomości, wpa- dając jednym uchem, a wypadając drugim. Ida warknęła ze złością, ryjąc oburącz w szafie. Kiedy się złościła, miała oczy jak zielone lampki elektryczne, a jej czupryna, przypominająca bezładne zwoje mie- dzianych drucików, zdawała się samoczynnie iskrzyć. Dwie córki państwa Borejków były rude; Ida i Natalia. Dwie pozostałe: Patrycja i Gabriela, były blondynkami, jak mama. Co do rudego taty Borejki (który z biegiem lat stał się siwawy), uważał on, że cztery córki to i tak sporo jak na wytrzymałość pojedynczego ojca i całe szczęście, że nie są to cztery rude córki. Los - twierdził tata Borejko z właściwą mu filozoficzną po- godą - litościwie nie zechciał do monotonii płci przydawać monotonii ubarwienia. W istocie, każda z córek miała łepetynę innego koloru. Gabriela odznaczała się bujną strzechą krzywo przyciętych, jasnopopielatych kosmyków. Ida była ruda jak wiewiór- ka, zaś mała Natalia mawiała o sobie, że jest pomarańczową blondynką i było to traf- STRONA 7ne określenie: jej włosy były dokładnie koloru marchewki. Najmłodsza Patrycja była zasadniczo podobna do barokowego aniołka z różowego alabastru i zgodnie z tym wo- kół pulchnej buzi miała wijące się, złote loczki. - Ha!!! - wrzasnęła nagle Ida głosem piskliwym. - Ja przepraszam, że zakłócam spokój! Ale znów ktoś ruszał moje rajstopy! - „Ci, którzy mówią głosem miękkim i bezdźwięcznym, bywają łagodni; wnio- skuje się o tym z przykładu owcy. Ci zaś, którzy mówią głosem wysokim i wrzaskli- wym, bywają narwani; wnioskuje się o tym z przykładu kóz” - przeczytała Gabrysia z prawdziwą przyjemnością. - Słuchajcie no, kozy nieszczęsne, gdzie jest wasz ojciec? - Nasz nieszczęsny ojciec jest w mieście, razem z naszymi nieszczęsnymi sio- strami - odparła Gabrysia, wertując Arystotelesa. - Usiłują nabyć kiełbasę. - Ten człowiek oszalał - stwierdziła mama zwięźle. - Stratują mu dzieci w kolej- ce. - Nasz nieszczęsny ojciec nie będzie stał w kolejce - wyjaśniła Ida. - Pulpecja jest jedyna na podbijanie tłumów. - Miała tu na myśli pięcioletnią Patrycję, słodkie dzieciątko o stalowym charakterze, typowy wykwit lat siedemdzie- siątych. Wykwit ten potrafił się rozpłakać na zawołanie, kiedy kolejka, napierając zwartą masą na ladę, domagała się niedopuszczania do niej wszystkich starców, ko- biet w ciąży i inwalidów z dziećmi na ręku. W takich chwilach zaprawiona w bojach dziecina wybuchała płaczem tak przekonywającym, że zdetonowana kolejka milkła i nie wydawała już okrzyków na temat dużej dziewczynki, która bynajmniej nie musi być trzymana na ręku, lecz przeciwnie, samodzielnie może ogonkować po salceson i wątrobiankę. - Odkurzacz się zepsuł - stwierdziła mama z irytacją. Gabrysia podniosła oczy znad książki, bo w głosie mamy zabrzmiała nutka dziwnego rozdrażnienia. Było też coś niepokojącego w jej wyglądzie. Mama zawsze była mała i bardzo szczupła, lecz dziś wydawała się jeszcze bardziej mizerna. I nieswoja. Mama miała nieco ponad czterdzieści lat, wyglądała na więcej, gdyż jej twarz nosiła ślady wszystkich trosk i kło- potów, których nie dopuściła do głębin świadomości. Tylko oczy były w jej twarzy młode - świeciły miłym, dobrym, błękitnym spojrzeniem, bo zresztą i mama była oso- bą miłą i dobrą, tylko niesłychanie apodyktyczną. Była małym domowym tyranem, STRONA 8pełnym skoncentrowanej energii, wiecznie czymś zajętym i niezłomnie oddanym swo- jej rodzinie. Tym dziwniejsza była jej dzisiejsza apatia - bo to, co u kogo innego mogło być poczytane za stan normalny, u mamy oznaczało właśnie apatię i marazm. Wzdychając i masując sobie okolice żołądka, mama Borejko stała bezczynnie pośrodku pokoju i wpatrywała się w odkurzacz. Wreszcie otrząsnęła się, wzięła ze stołu książkę, skontro- lowała jej tytuł i przewróciła kilka kartek. - Kto to kupił? - spytała. - Co takiego? - „Drugą i trzecią młodość kobiety”. Przez chwilę panowała cisza. - Ja... - wyznała wreszcie Ida, chrząkając z zażenowaniem. Gabrysia zaniosła się chichotem, po czym wsparła brodę o poduszkę. - „Ci, którzy mają pośladki wąskie i kościste” - podjęła głośno. - No, mamo, teraz sama słyszysz, ta jędza mnie bezustannie poniża. - Gaba, nie poniżaj. - Arystoteles! Powiedz jej, mamo, żeby sobie lepiej fizykę poczytała. Bo nigdy nie wylezie z tej dwójki. - Gaba, poczytaj sobie lepiej fizykę - powiedziała mama. - Bo nigdy nie wyle- ziesz z tej dwójki. - Westchnęła i skrzywiła się boleśnie. - Co, u licha, jakoś kiepsko się dziś czuję. Słuchajcie, dlaczego żadna z was nie zna się na elektryczności? Dlaczego ja muszę stać na środku pokoju z nieczynnym odkurzaczem? - Dlatego, że go nie włączyłaś do kontaktu - odgadła błyskotliwie Gabrysia, choć miała dwójkę z fizyki i wstręt do prądu elektrycznego. Mama z niezadowoleniem skonstatowała, że Gabrysia ma rację, po czym udała się do sąsiedniego pokoju, by włączyć wreszcie odkurzacz. Lecz dotarłszy tam, od razu o nim zapomniała i usiadła w fotelu, trzymając się za brzuch. W mieszkaniu Borejków zapadła cisza. Na dworze też cichło - powoli, lecz wyraźnie. Mrok na ulicach gęstniał, nabiera- jąc tonów granatowych. Nie rozjaśniało go nawet najmniejsze światełko ulicznej latar- ni, ponieważ na przełomie lat 77 i 78 cały kraj oszczędzał energię elektryczną. Za to STRONA 9pokój, w którym znajdowały się Ida i Gabrysia, był oświetlony wprost rzęsiście. Pokój ów miał ściany koloru zielonego, co z trudem można było dostrzec pod patyną lat. Był to pokój wąski, wysoki i umeblowany bez przekonania. Zawierał dwa tapczany, szafę trzydrzwiową, wielkie biurko, stół i dwa krzesła wyściełane - wszystko w charaktery- stycznym i cenionym przez znawców stylu lat pięćdziesiątych naszego stulecia. Meble te w dawnym mieszkaniu Borejków zapychały ze szczętem niemal całe M-4. Tu, w jed- nym z trzech pokojów szacownej mieszczańskiej kamienicy z roku 1914, wymienione wyżej sprzęty ukazywały z całym bezwstydem ubogie swe wdzięki. Borejkowie zamieszkali tu przed niespełna dwoma miesiącami, ulegając namo- wom swej starej znajomej, pani Trak, która po śmierci męża postanowiła przenieść się do mieszkania mniejszego i wygodniejszego. Lekkomyślni jak zwykle Borejkowie zgo- dzili się na zamianę, podniecani myślą, że czynsz w owym starym mieszkaniu kwate- runkowym jest o wiele niższy niż opłata za mieszkanie spółdzielcze. W tym aspekcie sprawę wygrali. Lecz pod wszystkimi pozostałymi względami raczej nabito ich w bu- telkę, co było nieuczciwością o tyle względną, że Borejkowie po prostu nie uważali się za pokrzywdzonych. Mieszkanie miało kaflowe piece, do których węgiel trzeba było zdobywać podstępami i szantażem, po zdobyciu zsypywać do piwnicy, a następnie wnosić codziennie w kubełkach do mieszkania. Jednakże ten mankament był dla Bo- rejków jedynie źródłem ukojenia i zachwytów. Czyż mogło istnieć bowiem coś roz- koszniejszego niż ciepły piec z pięknych starych kafli, do którego tak błogo przytulić się plecami w mroźny wieczór zimowy! Podobnie spaczone widzenie rzeczywistości przejawiali ci beznadziejnie nieżyciowi lokatorzy w odniesieniu do rozmamłanego i grożącego wybuchem piecyka w łazience (który ich zdaniem był prześlicznym mosięż- nym zabytkiem niemieckiej secesji), podłóg spróchniałych i wymagających ustawicz- nego pastowania (lecz jakże miło skrzypiących pod nogami), sufitów z kurzem osa- dzającym się złośliwie na gipsowych stiukach i girlandkach (ale cóż za rozkosz obu- dzić się rano i ujrzeć nad sobą coś tak różnego od stropów żelbetowych z rurami kana- lizacyjnymi!) i tak dalej, i tak dalej. Dodatkowym mankamentem mieszkania była okoliczność, że remontowano je zapewne w latach dwudziestych. Rychłej zmiany sytuacji remontowej raczej nie przewidywano. Ojciec Borejko, filolog klasyczny i bibliotekoznawca, był ostatnim człowiekiem, który mógłby zbić ma- jątek. Mama od urodzenia Natalii przestała pracować w biurze i zajęła się wyłącznie domem oraz wychowaniem córek, ściboląc na maszynie dziewiarskiej swetry i czapki, co zlecała jej Spółdzielnia Pracy „Świt” i który to rodzaj zarobkowania, aczkolwiek niekrępujący, nie należał bynajmniej do popłatnych. Na całe szczęście, rodzina Borej- STRONA 10ków była tak umęczona spółdzielczo-osiedlowym betonem, że nowe mieszkanie podo- bało się wszystkim, nawet w obecnym stanie. Podobało się zresztą nawet osobom bar- dziej życiowo zaradnym niż ci fantaści. Każdy, kto pobył w nim choćby pół godziny, wychodził pełen uznania dla jego przytulności, urody i nieokreślonego wdzięku, jakim oddychał tu każdy kąt. Nie zdawano sobie przy tym sprawy, że podobne cechy miało- by każde mieszkanie tej rodziny i że wrażenie przytulności nie rodziło się bynajmniej w umeblowaniu czy dywanach. Przytulnie było po prostu z tymi ludźmi - niezamożny- mi, niezaradnymi i pozbawionymi siły przebicia. To dlatego goście u Borejków sie- dzieli zawsze dłużej, niż wypadało, a niejeden z nich zasiedział się i do późnej nocy, choć często jako jedyny poczęstunek wjeżdżała na stół herbata i chleb z dżemem. Zresztą fakt, że w nowym mieszkaniu było więcej miejsca i że nareszcie można było zapraszać wszystkich gości, jakich miało się ochotę zobaczyć, stanowił dla każde- go z Borejków źródło nieustającej uciechy. A to się czuło. Gabrysia umościła sobie na tapczanie wygodne gniazdko z koca, poduszek i du- żej wełnianej chustki. Leżąc błogo, na przemian to czytała, to popatrywała na siostrę, która wciąż stała przed lustrem umieszczonym w drzwiach szafy i wierciła się, jakby karaluch łaził jej wokół talii. Przeginała się tak i owak, robiła obroty i skłony, stroiła miny i trzepotała rzęsami. Gabriela uśmiechnęła się pobłażliwie. Gapienie się w lustro - czynność ściśle użytkowa, którą rozsądny człowiek ogranicza do kilku najkoniecz- niejszych chwil, zbzikowaną Idę zdawało się najwyraźniej fascynować. Gdybyż choć była piękna! Ale nie. Gabrysia bardzo lubiła chudą, płaską i okrągłą jak talerzyk twarz siostry z jej zadartym nosem i rudymi brwiami. Lecz nie mogła przyznać, że jest to twarz urodziwa, choć nakrapiany podlotek czynił wszystko, by efekt ten osiągnąć. Te- raz, na przykład, zasmarowywał piegi fluidem, a skórę wokół oczu pokrywał hojnie zielonym, migocącym mazidłem. - Skarbie - przemówiła Gabriela, kryjąc uśmiech. - Co to za nagły zryw elegan- cji? Czy ty się gdzieś wybierasz? - Owszem - burknął skarb. - Do Joanny na prywatkę. - Aha... do Joanny... na prywatkę... - odpłynęła uwaga Gabrieli. - Ty, a posłu- chaj tego: „Ci, którzy mają grzbiet włochaty, bywają bardzo bezlitośni” ...zaraz - oprzytomniała nagle. - Jak to: do Joanny na prywatkę? Przecież to ja byłam zaproszo- na! STRONA 11- No, ale ty przecież nie idziesz - westchnęła zniecierpliwiona Ida i syknęła, po- nieważ zielone mazidło rozpłynąwszy się nagle, wlazło jej do oczu. Dłubiąc sobie pod powiekami, gęsto mrugając i łzawiąc, ze świstem zaciągnęła zamek aksamitnej su- kienki, którą donaszała po Gabrysi. - Skąd wiesz, że nie idę, wiśniowa brunetko? Skąd wiesz, pytam? Ida odwróciła się od lustra i z wyrazem lekceważenia pociągnęła nosem. W swym podręcznym arsenale kobiety światowej miała spory zapas takich wzgardliwych grymasów. Trenowała je wszak codziennie przed lustrem, na wypadek gdyby akurat tego dnia zaczepił ją jakiś czarujący natrętny brutal. Teraz wyniosłość ową przećwi- czyła na osobie siostry, zresztą bez trudu. Mimo iż uważała Gabrielę za istotę pod każ- dym względem imponującą. Ida po cichu przypuszczała, że jej starsza siostra nie ma w sobie ani jednego hormonu. Żeby do tego stopnia się zaniedbać! Nigdy nie malo- wać! Nie robić manicure! Wrzeszczeć na ulicy na takiego pięknego chłopaka jak Py- ziak! Ida miała już nie tylko dyskretny manicure, ale i dyskretnego wielbiciela imie- niem Waldzio, który to, nie zważając na jej zmienność i okrucieństwo, chętnie podda- wał się rozkosznej tyranii. Poddanie to znajdowało wyraz w licznych ofiarach, jak taszczenie węgla z piwnicy, wynoszenie śmieci po całej rodzinie Borejków w dzień, kiedy przypadł dyżur Idy, odrabianie za nią co trudniejszych lekcji i wystawanie w najróżniejszych kolejkach po wszystko. - Moja biedna Gabusiu - przemówiła Ida, widząc, że jej starannie opracowana mimika nie wywiera na siostrze najmniejszego wrażenia. - Nie trzeba być Arystotele- sem, żeby wiedzieć, kiedy kobieta wybiera się na Sylwestra. Ty się nie wybierasz. Po pierwsze, nie masz z kim. A po drugie, nie masz w czym. - Moja biedna Idusiu. Ty jednak jesteś dojrzała ponad wiek. Ciekawe, jaki to ma związek z włochatymi nogami. - Widocznie żadnego. Spójrz na swoje. - Ida, zadowolona ze swej dowcipnej i natychmiastowej riposty, poweselała na tyle, by móc udzielić Gabrysi dobrej rady. Cmoknęła z przyganą i powiedziała: - Głupio robisz, że nie idziesz. Dziś spotkałam na schodach tego blondyna z pierwszego piętra, co z tobą jest w jednej klasie. - A, Pawełka - mruknęła Gabrysia. - Powiedział mi, że też będzie u Joanny. Oni się znają. Uważam, że jest śliczny. - Tak - powiedziała Gabrysia. - Śliczny jak budyń z soczkiem. - Szkoda, że ci się nie podoba. Na szczęście ja też jestem w jego typie. STRONA 12- Moim zdaniem każda dziewczyna jest w jego typie. A znów on jest w typie jednej Danusi. - Z waszej klasy? - spytała Ida żałośnie. - Tak. Przegrana sprawa, Iduś, dziecino. Kochaj się lepiej w Waldusiu. - Tak czy inaczej ja idę - powiedziała zdecydowanie Ida Borejko. - Pawełek mi powiedział, że był rano fiatem u Joanny, on ma fiata mirafiori... no i pomagał jej robić zakupy. Podobno upiekła już placek drożdżowy, z kruszonką, i to całe dwie wielkie blachy. Będzie mnóstwo innych przysma... - Która godzina? - spytała gwałtownie Gabriela, podrywając się na nogi jednym sprawnym skokiem, - No, późno już, późno. Dochodzi siódma. - Zmywaj no te makijaże. Zostajesz w domu. - Kto, ja? Mamusiu! Mama weszła szybkim krokiem. - Kto kogo bije i za co? Wyjaśniono jej, co zaszło, a mama bez chwili namysłu wydala werdykt; - Gaba idzie. Ida zostaje. Proszę bez protestów. - Mamo!! - Powiedziałam, bez protestów. Nieletnie uczennice nie chadzają na prywatki. Gabrysiu, właściwie... dlaczego ty też nie chadzasz? - No, bo nie mam kiecek - wyjaśniła Gabrysia pobłażliwe. - Ale to nieważne, dziś się tym nie przejmuję, bo idę po prostu na placek. - Gabrysiu, jak to? Jak to - nie przejmujesz się? Przecież to nienormalne. Moja droga, ty stanowczo, ale to stanowczo, powinnaś wcielić się dziś wieczór w Roman- tycznego Motyla. A jak, to już ja ci powiem. - Niesprawiedliwość! - wymamrotała Ida. - Przecież ja się już umówiłam z Wal- deczkiem! - O, kochanie, jak to miło. Lubię Waldeczka, choć zbyt często dostaje czkawki. Biedne dziecko, dlaczego on tak się mnie boi? - Bo jesteś groźna despotka! STRONA 13- Zaproś go mimo to. Posiedzimy sobie wszyscy razem przy telewizji, a o dwu- nastej dziesięć Waldzio pójdzie do domu. - Ta propozycja mi się nie podoba. I nie spodoba się też Waldkowi. - Ale innej nie ma - w głosie mamy zadźwięczała stal i Ida, mrucząc gniewnie, zaniechała oporu. Punktualnie o siódmej wrócił z miasta zdyszany tata Borejko wraz ze zdyszany- mi córkami - Natalią i Patrycją. Natychmiast włączono telewizor, stojący w zielonym pokoju. Zaczynała się właśnie bajka na dobranoc. Dwie rumiane dziewczynki - sied- mioletnia, chuda jak szczapka Natalia, zwana w rodzinie Nutrią dla swych imponują- cych górnych siekaczy i namiętności moczenia się w wodzie, oraz pięcioletnia Patry- cja-Pulpecja, zasiadły przed ekranem nie zdejmując nawet płaszczyków. Całkowite i wyłączne skupienie uwagi potrzebne im było dla śledzenia przygód pewnego sympa- tycznego kreta. - Wleci do tej dziury - emocjonowała się Nutria, drżąc z podniecenia, ogryzając paznokcie i szeroko otwierając świetliste, szare oczy. - Nie wleci, nie wleci - Pulpa zachowywała olimpijski spokój. Jej lazurowe oczka, ukryte wśród fałdek miłego sadełka, błyszczące okrągłe policzki z dołkami i do- datkowy dołeczek w brodzie - wszystko to tchnęło zdrowiem, siłą i niczym nie zmąco- ną pogodą ducha. - Patrz, patrz, męczą go! - krzyczała Nutria, kurczowo ściskając rękę siostrzycz- ki. - Co się martwisz. Patrz, on się nie martwi. - Ale przecież... - Ty się martwisz, a on sobie zawsze poradzi - koiła Pulpa, siedząc zażywnie na tapczanie jak mały, różowy Budda. Nutria była nerwowa, płakała z dziwnych powodów, a huśtawka jej nastrojów znana była rodzinie bliższej i dalszej, ponieważ udawanie pogody w chwilach depresji było zabiegiem całkowicie obcym tej szczerej naturze. Pykniczna Patrycja była wciele- niem spokoju. Jeśli chodzi o nią, kret z bajki mógłby zostać nawet poćwiartowany i zamarynowany w occie - przyjęłaby to zapewne z lekkim smuteczkiem, by natych- miast zająć się zabawniejszymi stronami życia. STRONA 14Na szczęście tego wieczoru kret jakoś się wylizał, bajka dobiegła końca i ryknę- ła Siódemka, co wywołało okrzyki całej rodziny: „Gasić, gasić!” - i skłoniło Nutrię i Pulpecję do opuszczenia zielonego pokoju. Zdjęły płaszcze, botki, czapki, ułożyły wszystko w korytarzu i poszły myć ręce, która to czynność wynikała zawsze z inicjaty- wy Natalii. Był już czas, bo czajnik w kuchni zaczął gwizdać. Ojciec zgasił pod nim płomień gazowy i dalej wiódł pogawędkę z mamą, która przygotowywała kolację. Patrzał przy tym na jej małe i zniszczone ręce, których każdy ruch był celowy i precyzyjny. Mama krajała wielkie ilości chleba, smarowała je masłem roślinnym, pastą twarogową, kła- dła na to plasterek kiełbasy i zdobiła wszystko hojnie szczypiorkiem i kminkiem. Pa- trzała przy tym czule na swojego męża, który opierał się bokiem o ścianę przy kuchen- nym stole i opowiadał, co było w pracy, podjadając przy tym po kawałeczku to tego, to owego. Ojciec Borejko był przygarbionym i posiwiałym rudzielcem o ciepłych brązo- wych oczach i subtelnym uśmiechu. Jego wrodzoną i wykształconą z latami melan- cholię spowijał woal zadumy, pozwalający mu izolować się ochronną otoczką od oce- anu kobiecości przewalającego się po tym domu. Tata Borejko wolał od dawna zacho- wywać rozsądne milczenie, a jeśli już mówić, to jakby do siebie, nie zwracając szcze- gólnej uwagi na to, czy ktoś go w ogóle słucha. Ze spokojem prawdziwego filozofa tkwił w toczących się burzliwych kłótniach, w razie potrzeby schodząc po prostu z toru zamieci. Jednakże, kiedy akurat w pobliżu nie tętniło życie którejś z córek, tato stawał się bardziej wymowny. Teraz właśnie był taki moment - bo małe były w łazience, a duże w zielonym pokoju, gdzie Ida dąsała się, a Gabrysia robiła przegląd swej garde- roby, by po chwili stwierdzić, że w rzeczy samej nie ma co na siebie włożyć, chyba że pójdzie na prywatkę w białej bluzce i granatowej spódnicy. „I tak też zrobię -pomyśla- ła. - Co za różnica, w czym będę jadła te wszystkie smakołyki”. Smakołyków zawsze było za mało w tym domu. Przy napiętym do ostatnich granic budżecie, a jednocześnie przy nieumiarkowanej manii kupowania książek, któ- rej ulegali wszyscy znający alfabet członkowie rodziny, sytuacja musiała wyglądać drastycznie. Co prawda, w chwilach kryzysu robiono czystkę w bibliotece i zanoszono paki nie lubianych książek do antykwariatu na Starym Rynku, lecz sumy uzyskane z tej sprzedaży nigdy nie były zbyt wysokie. Mama dokazywała cudów pomysłowości, by gatunkowo skromne pożywienie uczynić pożywieniem wysokokalorycznym, wysoko- białkowym i pełnym witamin, ale niekiedy przeżywała chwile buntu i ukazywała ojcu bezsens kupowania na przykład polskiego przekładu Plutarcha, skoro ma się na półce STRONA 15oryginał. Proponowała, by zamiast czynić podobnie nieprzemyślane zakupy, nabył ra- czej nieco czekolady dla córek. Ojciec odpowiadał, że po pierwsze, czekolady nie ma, a po drugie, z natury swojej nadaje się ona wyłącznie do szybkiego strawienia, podczas gdy przekład Plutarcha będzie dojrzewał na półce, czekając, aż dziewczynki dorosną do tej lektury. Mama milkła, gdyż w głębi serca przyznawała ojcu rację. W efekcie tej polityki Borejkówny były dziewczętami inteligentnymi, pełnymi erudycji zaskakującej w ich wieku, rzucały sobie swobodnie cytatami i aforyzmami, lecz do całkowitej towa- rzyskiej ogłady brakowało im opanowania na widok rzeczy jadalnych, zwłaszcza za- wierających czekoladę. Dochodziło do gorszących scen. Dzisiejsza kolacja też została pochłonięta w oszałamiającym tempie. W tym domu nikt nie grymasił przy jedzeniu, ponieważ mogłoby się zdarzyć, że któraś z sióstr zajęłaby się porcją grymaśnicy. Nikt też przy jedzeniu nie rozmawiał, ponieważ traciłby w ten sposób cenny czas, przeznaczony na posiłek. Rozmowy wybuchały z chwilą zniknięcia z talerza ostatniej kanapki, a dziś pierwsza odezwała się mama, oświadczając, że zaraz skombinuje Gabrysi błyskawiczną kreację Sylwestrową. Koncepcja mamy zasadzała się na użyciu do celów sylwestrowych pewnej uro- czej żółtej firanki bawełnianej, zdobnej w klockową koronkę. Firanka ta podzieliła po przeprowadzce los wszystkich innych przywiezionych przez mamę z poprzedniego mieszkania. Spoczęły one w głębinach szafy, ponieważ były za wąskie, za krótkie i w ogóle za małe w stosunku do wielkich, wysokich okien mieszkania pani Trak. Teraz wszakże nastał miły moment, kiedy jedna z oczekujących lepszego losu firanek znala- zła swoje przeznaczenie. Gabrysia była rozbawiona i nieco zirytowana. Najpierw protestowała, że za dia- bła nie będzie się wygłupiać i popełniać plagiatów w stylu Scarlett 0’Hara, później jed- nak, na widok miękkiej, grubej bawełny w kolorze żółtym, ucichła i pozwoliła upinać tkaninę na swoich piegowatych ramionach. Mama aż mruczała z zadowolenia. - Patrz, tu wystarczy zeszyć, z jednego tylko boku... a na ramionach udrapować i spiąć czymś drewnianym. - Klamerki do bielizny - bąknął ojciec zza swej psychicznej otoczki i zachichotał sam do siebie. - Jasny gwint, robię z siebie wariatkę - odczuła kpinę Gabriela. STRONA 16- Nic podobnego. Stój spokojnie. Motyle, poza tym, nie mówią „Jasny gwint”. Gabusiu, dziecko kochane, musisz w sobie przebudzić kobiecość i wdzięk. Tu zaszyje- my, a tu zepniemy. - Tylko zepnij dobrze, żeby nie zleciało - doradziła basem Nutria. - Bo jak zleci, to wszyscy zobaczą, że Gaba ma brudną koszulę. Nutria miała sporo bzików, wśród których ten higieniczny wysuwał się na czo- ło, dorównując tylko niezwykłej obsesji na temat płci. We wczesnym dzieciństwie Nu- tria ubzdurała sobie dwie rzeczy: po pierwsze, że od brudu robią się dziurki w skórze, a po drugie - że jest chłopcem. W wieku lat siedmiu i pięciu miesięcy miała już, być może, inne zdanie na ten temat, lecz nic na to nie wskazywało. Do dziś mówiła o sobie tylko w rodzaju męskim, i to zawsze sztucznie robionym basem, oraz przejawiała za- miłowanie do autek, żołnierzyków i futbolu. Ponadto mogła się kąpać pięć razy dzien- nie i nigdy nie było jej dość tej przyjemności. - A czy nie mówiłem - zauważyła teraz grubym głosem. - Mówiłem od rana, włóż czystą koszulę. - Coś ty, coś ty, ta wcale nie jest brudna - zaoponowała Pulpeq’a. - Gabusia ślicznie wygląda. Ślicznie. - Nagle odezwała się Ida. - A ja zawsze no- szę czystą bieliznę, odkąd poznałam Walusia – wyjaśniła marzycielsko, wprawiając rodziców w zupełną konsternację. Gabriela oświadczyła dumnie, że po pierwsze, jej koszula nie jest w żadnym ra- zie brudna, lecz jedynie nieco używana. Po drugie, że każda rzecz ma to do siebie, że się zużywa. Po trzecie, żadnej czystej nie było, gdyż boginka Waldeczka pozwala sobie na różne nieczyste machlojki. Mama podniosła oczy do sufitu i wystosowała pouczenie o koszulkach kobiety wytwornej. Gabrysia podkreśliła stanowczo, że takową być nie zamierza, lecz jedno- cześnie obiecała przemyśleć kwestię podkoszulków. Ojciec powiedział, że nihii semper suo statu manet i flegmatycznie zapalił papierosa. Co do Patrycji, tonąc w podziwie dla Gabrieli, wylała ona cały kubek herbaty na kolana ojca. U drzwi zaś właśnie zadźwięczał dzwonek. Ojciec otworzył. Na progu stała oschła dama lat mniej więcej sześćdziesięciu. Była siwa, zaondulowana starannie, ubrana w białą bluzkę z mankietami i kostium tweedowy w nobliwych odcieniach beżu. Popatrzała najpierw na mokre spodnie taty Borejki; oczy miała okrągłe, czarne, o nieruchomym, nieco dzikim wejrzeniu. STRONA 17- Jestem sąsiadką państwa - oświadczyła chłodno. Jej wyznanie potwierdzały uchylone drzwi sąsiedniego mieszkania. Położone pod kątem prostym do mieszkania Borejków, stanowiło niegdyś jedną całość i przeznaczone było zapewne na pomiesz- czenia dla służby. Obecnie mieszkały tam od czasów powojennych dwie rodziny. Ga- domscy i Łuczakowie. Trzeci zaś lokal zajmowała owa siwa dama. Do wszystkich mieszkań wchodziło się ze wspólnego małego przedsionka, wyłożonego popękanym li- noleum. Ogromne, ciężkie, żółtawe drzwi z mosiężną klamką i żelaznymi ryglami pro- wadziły z przedsionka na klatkę schodową. Teraz były otwarte na oścież. - Tak, słucham panią? - spytał tato z uprzejmym zainteresowaniem. Było mu zimno w nogi i nie zamierzał stać długo w tym przeciągu. - My się jeszcze nie znamy - powiedziała sąsiadka. - Szczepańska. - Borejko. - Mam prośbę. - Ależ słucham. - Te drzwi. - Te drzwi? - Nie, te - pani Szczepańska delikatnym ruchem kciuka wskazała żółte wrota z mosiężną klamką. - Ach, te - wymamrotał pan Borejko. - A więc? - Proszę, żeby je zamykano. Tylko tyle. Żeby je zamykano. - O - rzekł ojciec. - Rozumiem. - Bardzo wieje z dołu, proszę pana. Odkąd ten dozorca wybił dodatkowe przej- ście do piwnic. - Niewykluczone - zgodził się ojciec z roztargnieniem. - A! - ożywiła się sąsiadka. - Więc pan też to zauważył? - A! - rzekł tato. - Nie, nie zauważyłem. Ożywienie pani Szczepańskiej uleciało natychmiast. Znikł też z jej oczu przelot- ny wyraz porozumienia. STRONA 18- Szkoda - powiedziała sucho. - Ciekawe, że nikt tego nie widzi. W tym domu dzieją się bardzo dziwne rzeczy, proszę pana. Bardzo dziwne. Powiedziałabym nawet - tajemnicze. - Urwała, czekając na przejaw zainteresowania ze strony nowego sąsiada. Ojciec westchnął mimo woli. - No, tak - nie doczekała się pani Szczepańska. - Więc proszę pamiętać. Te drzwi. - Oczywiście. Te drzwi - tato ukłonił się niezręcznie, nie wiedząc, czy rozmowę należy uznać za skończoną, i przypuszczając, że raczej tak, zrobił ruch jakby chciał się cofnąć w głąb mieszkania. - O, chwileczkę - powstrzymała go sąsiadka tonem agresywnym. - To jeszcze nie wszystko. - Nie? - rzekł pan Borejko z rezygnacją. - Pani Trak była cichą, kulturalną sąsiadką. Dlaczego państwo tacy nie jeste- ście? Ojciec oniemiał. Mama, z ustami pełnymi szpilek, wychynęła z pokoju, nie wie- rząc własnym uszom. - Krzyk, hałas, dzieci tupią, panny głośno się śmieją. Zresztą, wszyscy państwo śmiejecie się bardzo donośnie. Pan znów, bardzo przepraszam, wciąż wykrzykuje te wiersze po łacinie. Przychodzą kawalerowie, trzaskała drzwiami. No i wciąż to dręczą- ce stukanie w ściany... Mówiła coraz bardziej nerwowo, nie spuszczając przenikliwego spojrzenia z ojca Borejki. Wyjaśniła, że przed wojną cały parter był jednym mieszkaniem. Przy po- wojennej parcelacji tej nieruchomości wszystkie otwory drzwiowe między mieszka- niami zamurowano. Pokój pani Szczepańskiej i pokój panienek mają właśnie w jednej ze ścian takie wspólne drzwi. Są one zamurowane, ale tylko od strony Borejków. U pani Szczepańskiej w tym miejscu jest wnęka. Słyszy więc wszystko, co dzieje się u pa- nienek. Każde słowo. Każde stuknięcie. Ojciec milczał. - Jeżeli pan mi nie wierzy, to proszę sprawdzić - zaproponowała porywczo są- siadka. Silnymi palcami uchwyciła rękaw pana Borejki i poczęła go ciągnąć w stronę swoich drzwi. STRONA 19- Nie! - przeraził się ojciec. - Nie, nie, naprawdę nie trzeba... Wierzę pani. Bę- dziemy się sta-starali... - mówiąc to, usiłował się wywikłać z uchwytu sąsiadki. - Bę- dziemy się starali wziąć pod uwagę pani życzenia. - Mam nadzieję - rzekła ona, z wahaniem wypuszczając rękaw. - Dobranoc pań- stwu... - spojrzała lodowato na Idę i Gabrielę, wyglądające zza drzwi swego pokoju. - Życzę miłego... i cichego Sylwestra. Wypuszczając tę pożegnalną strzałę o zatrutym ostrzu, pani Szczepańska wyco- fała się do swoich drzwi. Lecz, choć opuszczała plac boju odniósłszy zwycięstwo, w jej głosie nie było triumfu. Gabrysi na przykład wydawało się przez chwilę, że dźwięczy w nim rozczarowanie i rezygnacja. Wystąpienie sąsiadki zwarzyło wszystkim humory. - Nie przypuszczałem, że takie z nas chamidła - ojciec, wyszarpnięty brutalnie zza swego woalu, zacierał w kontuzji dłonie. – Ściszcie ten idiotyczny telewizor. Mama westchnęła ze zniecierpliwieniem. - Kochany, nie popadaj w psychozę. Twierdzę, że nie należymy do rodzin hała- śliwych. Jak się przez tyle lat mieszkało w blokach... - O, o, właśnie! - zamachała rękami Ida. - Dlaczego w blokach nikt nam nie zwracał uwagi? A przecież tam to dopiero jest akustyka! - Też tak myślę - poparła ją Gabriela. - Tu są grube ściany, solidne drzwi, z po- koju do pokoju dźwięk się nie przeciska. A cóż dopiero przez mury. Zbadano ścianę stanowiącą przedmiot zażaleń. Istotnie, na jej nierównej po- wierzchni wyraźnie odznaczało się szerokie na metr, prostokątne zgrubienie wielkości sporych drzwi. Pod cienką warstwą tynku dawały się wyczuć regularne rzędy cegieł. Gabrysia głośno wykluczyła możliwość, by przez ścianę z cięgieł można było słyszeć cokolwiek poza wybuchem granatu ręcznego. - No, nie pukaj! - zląkł się ojciec. Gabrysia odruchowo cofnęła dłoń ze ściany i zaraz się roześmiała. - Coś ty, tato! Ona nie może tego słyszeć! No, chyba jej nie wierzysz! - Nie wiem, czy wierzę, czy nie - mruknął ojciec. - Zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Czułem się nieswojo. Naprawdę nieswojo. STRONA 20- To przez te spodnie - stwierdziła Nutria. - Mogłabym ci, tatusiu, wyprać spodenki, jakbyś chciał. - Nie, dziękuję - rzekł ojciec bez humoru. - Tak. Na mnie już czas - oznajmiła Gabriela. Ruszyła w stronę łazienki, lecz nagle zatrzymała się w pół kroku. - Chwileczkę - powiedziała. - Chwileczkę. Coś wam powiem. Jeśli ona nie słyszy nas przez tę ścianę, to którędy słyszy? - W ogóle nas nie słyszy, to już przecież ustaliliśmy - zawołała Ida. - Jeśli tak, to skąd wie, że tata przy kolacji recytuje Owidiusza? Wszyscy nagle zamilkli. Faktycznie, skąd wie? - Gabusia ma rację - przejęła się mama, odruchowo ściszając głos. - Słyszy nas, to pewne. Ale którędy? Zdajecie sobie sprawę, że tato nie wrzeszczy, recytując, prze- praszam cię, Ignasiu. Mówi często nawet półgłosem... A więc... W powietrzu powiało tajemniczą grozą. - No - powiedziała Gabrysia, kryjąc niepewność pod dziarskim uśmiechem. - To macie zagadkę na Sylwestra. Podedukujcie tu sobie troszkę, a ja idę do Joanny. - Zamknęła się w łazience, rozebrała i wlazła do wanny. Jak co dzień wzięła zimny prysznic, szorując ciało szorstką rękawicą (hartowanie organizmu i pobudzanie krwiobiegu ważną czynnością sportowca), potem zaś wyskoczyła na posadzkę i ocie- kając zimną wodą, sięgnęła po szorstki ręcznik, by przy jego pomocy poddać organizm kolejnym torturom. W łazience nie było bynajmniej ciepło, jednakże warunki, które zwykłego śmiertelnika przyprawiałyby o dygot i gęsią, siną skórkę, dla Gabrieli były niegodne uwagi. Śpiewając wesoło wytarła się do sucha, a następnie zatroszczyła się o to, by nie przeziębić się w drodze na prywatkę. Cienka suknia bawełniana na gołych ramionach nawet pod płaszczem nie była odpowiednim strojem na czternastostopnio- wy mróz. Gabrysia wybrała więc wiszący na sznurze, świeżo wyprany podkoszulek przeciwreumatyczny, właścicielem którego był tata. Chcieli, żeby nosiła czystą bieli- znę, to proszę bardzo. Z wilgotnymi kosmykami koloru słomy wokół rumianej, tryskającej zdrowiem twarzy, ze swoim rześkim wyglądem, trzeźwym spojrzeniem i sylwetką koszykarki, Gabrysia bynajmniej nie wyglądała na Romantycznego Motyla. Spróbowała to zmie- nić i przywdziała swoją nową żółtą sukienkę. Jednakże i to niewiele pomogło. STRONA 21- E, tam, do diabła z tym - powiedziała Gabriela. Przeczesała czuprynę palcami i uznała, że może już iść. - Cześć! - krzyknęła w korytarzu do rodziny, wkładając czapkę i płaszcz. Wy- szła, zbiegła po schodach jak sarna i dopiero na ulicy przypomniała sobie, że nie za- mknęła owych żółtych drzwi, będących solą w oku pani Szczepańskiej. - Powodzenia!!! - wrzasnęła za nią wspaniałomyślna Ida, która wobec nieod- wracalności wydarzeń postanowiła już się nie dąsać. Wywiesiła się do połowy przez okno i machała obiema rękami jak obłąkana. Siostrzana miłość Idy przejawiała się bo- wiem na bardzo różne sposoby i o nieoczekiwanych porach. Gabriela śmiejąc się popatrzała w okna swego mieszkania. Były one jaskrawo oświetlone - wszystkie, choć rodzina siedziała tylko w jednym pokoju. Z ulicy, pod ukośnie zawieszoną, kusą zasłonką, widać było za plecami Idy migający ekran telewi- zora i schyloną mamę, która zbierała naczynia ze stołu. Pulpa i Nutria ze śmiechem nosiły się na barana. Nie było widać ojca, który siedział zapewne przed telewizorem i z nieobecnym spojrzeniem ciągnął herbatę ze swej ulubionej, wysokiej szklanki. Gabry- sia popatrzała w głąb pełnego Borejków pokoju i pomyślała, że diabelnie, diabelnie ich wszystkich kocha. Zaraz potem wzrok jej zaczepił się o sąsiednie okno - ciemne, słabo tylko poły- skujące odbitym światłem ze szklanego szyldu wytwórni kołder, mieszczącej się w su- terenie. Przejechał samochód, omiatając reflektorami to ciemne okno i Gabrysia nagle się wzdrygnęła, tracąc gwałtownie humor i dobre samopoczucie. W krótkim błysku światła ujrzała bowiem panią Szczepańską, która, kryjąc się za firanką, czujnie nachy- lona, obserwowała ją ze swego ciemnego pokoju. Kuzynka Joanna mieszkała dość daleko, przy ulicy Nad Wierzbakiem. Gabrysia zdążyła już lekko zmarznąć, mimo podkoszulka przeciwreumatycznego i mimo rów- nego wspaniałego sprintu. Kiedy znalazła się pod drzwiami mieszkania stryja Borejki, jej oddech był nieznacznie tylko przyspieszony, choć trzy piętra przebyła również bie- giem. Podskakując w miejscu nacisnęła dzwonek i tu dopiero nawiedził ją cień nie- smaku. Czy aby należało dziś przychodzić? Być może nie była wystarczająco eleganc- kim gościem na ten rodzaj przyjęcia. Być może Joanna zaprosiła ją tylko dla przyzwo- itości i w ogóle nie oczekiwała, że kuzynka się zjawi? Ach, ta Joanna. Miała zwyczaj zapraszać różne prawdziwe lub rzekome wschodzące talenty i przyszłe znakomitości. Robiła przy tym minę, jakby ich sukcesy były też i jej zasługą. Być może jednak dzi- STRONA 22siejsze przyjęcie będzie różnić się nieco od poprzednich. Być może nie będzie dziś przyszłych poetów o niezdrowym wyglądzie ani wymiętych studentów reżyserii. Joan- na bowiem, po oblaniu egzaminu do Szkoły Baletowej, tego właśnie roku zaczęła przy- musową edukację w Liceum Poligraficznym. Drzwi otworzono. Na klatkę schodową buchnął snop światła z purpurowej pleksiglasowej lampy, wiszącej w przedpokoju. - Cześć, kochanie! - wykrzyknęła euforycznie Joanna, wysoka brunetka z pie- przykami na policzku. Ubrana była w długą suknię z indyjskiego kreponu, haftowaną orientalnie wokół dekoltu. Jej entuzjazm był jakby szczery, a zapał powitalny tak go- rący, jakby nie widziała kuzynki zaledwie przed tygodniem, w drugi dzień Świąt, z okazji rodzinnej wizyty. Pocałowały się - Joanna cmoknęła dwukrotnie powietrze swym umalowanym dzióbkiem, Gabrysia zaś wykonała dwa rzeczowe całusy, jak przy- stało w rodzinie. Joanna uśmiechnęła się pobłażliwie i wyjaśniła Gabrysi, że zabawa już w toku. Rodziców nie ma poszli do kina na nocny maraton i zostawili młodzieży tylko jedną butelkę radzieckiego szampana Igristoje w formie symbolu. Pełna złych przeczuć co do ilości butelek przyniesionych przez młodych poli- grafów, Gabrysia udała się do pokoju. Tu jednakże czekało ją miłe zaskoczenie. Nikt nie zdradzał objawów upojenia alkoholowego, nie było widać butelek. Poza tym w at- mosferze jakby czegoś brakowało. Aha - powiedziała Gabrysia. - Magnetofon nie dudni. Zamiast dudnienia słychać było romantyczne tony skrzypiec z płyty, a poligra- fowie siedzieli na podłodze i jedli kawałki pszennego chleba, od czasu do czasu ma- czając je w dużym garnku, stojącym na turystycznej butli butanowej. Przed nimi, na parkiecie, stał krąg grubych szklanek z domowym piwkiem słodowym, które popijano z wniebowziętymi minami. - Moja kuzynka Gabriela - ogłosiła Joanna, popychając Gabrysię przed sobą jak okazowy egzemplarz jałówki. - Medalistka ze spartakiady. Zabójczo rąbie w kosza. O, nieba, cóż za rekomendacja. Gabrysia miała wrażenie, że albo zaraz ryknie homeryckim śmiechem, albo da kuzynce takiego łupnia w kark, że idiotka do śmierci popamięta. Doprawdy, po takim wstępie wcielanie się w Romantycznego Motyla było przedsięwzięciem skazanym na żałosne fiasko. Powinni ją teraz traktować raczej jak króla ringu. STRONA 23Jednakże nic takiego się nie zdarzyło. Powitały ją uśmiechy i zaciekawione spojrzenia. Te pierwsze pochodziły od kilku osób z Gabrysinej klasy: był tu oczywiście Pawełek Nowacki, Danusia, Cesia i Hajduk, wszyscy znani z występów w szkolnym kółku teatralnym - a wśród nich poligrafka Aniela Kowalik, primadonna zespołu, sławny Hamlet z gwiazdkowego przedstawienia w szkole. A więc jednak salony Joan- ny zaludnili prawdziwi artyści! Pozostali goście byli to najwidoczniej koledzy Anieli i Joanny z klasy poligraficznej. To oni wysyłali Gabrysi owe zaciekawione spojrzenia. Nieco speszona tym zainteresowaniem, które przypisała swemu imponującemu wzrostowi (metr siedemdziesiąt pięć na płaskim obcasie), Gabrysia czym prędzej przysiadła na podłodze. Jak przysiadła, tak zmartwiała. O, do stu diabłów. Pyziak. Siedział na podłodze, po przeciwnej stronie garnka, jadł i patrzał na Gabrysię wyzywającym spojrzeniem. Przeklęty wampir. No, tak. Wszystko się zgadza. Wspo- mniał przecież na owej pamiętnej randce, że zdał do Liceum Poligraficznego. Naj- pierw pracował gdzieś w drukarni, potem dopiero mógł się uczyć. Był w pierwszej kla- sie, a więc chyba razem z Joanną i Anielą. No, no, jaki to dzisiaj przystojny, uwodziciel przebrzydły, w swoim drelicho- wym komplecie safari koloru khaki, z naszywkami o treści anglosaskiej. Jego niebez- pieczne stalowe oczy i zapadnięte policzki, zwieńczone ustami w kształcie łuku Amora oraz kępami kiełkującego zarostu, najwyraźniej robiły silne wrażenie na obecnych tu poligrafkach. Tylko Joanna wpatrywała się tkliwie w Pawła Nowackiego, który wła- śnie robił słodkie oczy do Gabrysi, kiedy dostał szturchańca w bok. Szturchnęła go Danusia Filipiak, pamiętna Ofelia ze szkolnego przedstawienia. Danka wyglądała dziś inaczej niż w szkole. Była blada, interesująca i długowłosa, ubrana modnie w kombi- nezon z pomiętego płótna w kolorach ziemi. Na jej twarzy wyraźnie rysowało się po- stanowienie, by nie pozwolić już Pawełkowi zrobić słodkich oczu do nikogo. Okazało się, że w garnku stojącym na butanie jest żółty ser. Podgrzewany na małym ogniu, podlany białym winem i uzupełniony tajemniczymi ingrediencjami, tworzył - jak wyjaśniła z dumą gospodyni przyjęcia - szwajcarską potrawę zwaną „fon- due”. Płynna, gęsta masa, w której należało maczać kawałki białego chleba, była nad- spodziewanie smaczna. Gabrysia pomyślała z uznaniem, że kuzynka wykazała się nie tylko talentem kulinarnym, ale i mnóstwem zmysłu praktycznego. Czego bowiem jak czego, ale żółtego sera było w sklepach pod dostatkiem. Minęły dwie banalne godziny wypełnione tańcami. Było normalnie, jak na każdej prywatce. Ale na trzy kwadranse przed północą Joanna znowu zabłysnęła inwencją. Wyłączyła magnetofon, nastawiła STRONA 24płytę z jakimś rzewnym sopranikiem i zapaliła świece. Potem rozsadziła gości, gdzie się dało, przyniosła z kuchni kawę w kubkach i kilka talerzy, wyładowanych owym wspaniałym plackiem drożdżowym. Był rzeczywiście nadzwyczajny. Gabrysia przypięła się do talerza i zajadała, aż jej się uszy trzęsły, obserwując mimochodem Pyziaka, który, pomijając wyzywające spojrzenia na początku przyjęcia, nie zaszczycał już jej odtąd swą uwagą. Jakoś tak po kilku minutach Gabrysia wyczuła w powietrzu nieokreślone na- pięcie. Coś się działo. Danka Filipiak, która znów zasiadła koło Pawełka, to kontrolo- wała go wzrokiem, to znów goniła spojrzeniem za Anielą Kowalik, żywą jak iskra, czarnowłosą i czarnooką, z wielkimi okularami na nosie. Aniela była to miła wariatka, pełna wigoru, żywiołowo radosna i przyjacielska. Ni stąd, ni zowąd przyniosła Gabrysi cały talerz z plackiem i trącając ją poufale, po- częła namawiać do jedzenia. Potem nagle zerwała się i wyleciała na środek pokoju, gdzie zaczęła się wygłupiać i deklamować całe ustępy z Szekspira. Najpierw mówiła tekst Ofelii udając Hamleta. Potem wygłosiła tekst Hamleta, używając nosowego so- pranu, który wywoływał wśród zebranych ciche śmieszki. Kiedy stało się zbyt oczywi- ste, że Aniela naśladuje głos Danki Filipiak, ta wystartowała ze swego kąta z jakimiś diabelnie kiepskimi wierszami, które recytowała przed gronem kilku niezbyt zaintere- sowanych osób. W atmosferze narastającego zgrywu, Aniela nagle usiadła na podło- dze, zdjęła okulary i zaczęła dosłownie pokładać się ze śmiechu. Aż poczerwieniała jak burak. Ach, ta Aniela była bardzo sympatyczna. Chyba najsympatyczniejsza ze wszyst- kich zebranych tu osób. Może tylko poza niedużym facecikiem z poligraficznej, ubranym w solenny gar- nitur i białą koszulę z krawatem. Facecik, zwany przez wszystkich Robrojkiem, budził w Gabrysi miłe wzruszenia, być może dlatego, że był rudy jak jej własne siostry i pie- gowaty jak ona sama. A może dlatego, że śmiał się szczerze i całą gębą. A może dlate- go, że opowiadał najlepsze polityczne kawały, wybuchając co chwila zaraźliwym śmie- chem. To on wznosił kawą piętrowe toasty na wzór gruziński i intonował przekomicz- nie arię „Myszko, to była piękna noc”. Im bardziej mu się Gabrysia przyglądała, tym bardziej go lubiła. I nie spuszcza- jąc z niego oka odkryła coś, czego poza nią nie widział nikt: mianowicie, że Robrojek gra wielki spektakl w teatrze jednego aktora, który jednocześnie jest teatrem jednego widza. A tym widzem miała być Aniela Kowalik. To dla niej Robrojek wygłupiał się, STRONA 25tańczył i śpiewał, to dla niej opowiadał, śmiał się i podskakiwał. Przedstawienie było rozpaczliwe, bo Aniela bawiła się w najlepsze i zupełnie nie zwracała uwagi na szaleją- cego Robrojka. Była bowiem zajęta, i to bardzo zajęta, odpieraniem ataku psycholo- gicznego, który przypuszczał do niej Janusz Pyziak. Z pozoru nic się nie działo. Aniela przechodziła przez pokój i natykała się na wzrok Pyziaka. Stawała przy adapterze, a Pyziak już leciał za nią i bombardował ją swoimi stalowymi spojrzeniami. Wreszcie stanęła pod oknem i wtedy Pyziak podszedł do niej leniwym krokiem, jakby wcale nie zamierzał iść pod to okno, tylko tak go tam przypadkiem zaniosło. Nikt nie zwracał uwagi na te manewry. Nikt poza Robrojkiem, który był zako- chany w Anieli jak Romeo. I nikt poza Gabrielą, która na wyrywki znała repertuar Py- ziaka. Akurat Gabrysia zajadała sobie spokojnie czwarty kawałek placka i myślała, że sympatyczna Aniela lepiej by zrobiła, gdyby ze względu na Robrojka nie pozwalała Py- ziakowi mówić do siebie z tak bliska - i że, kto wie, należałoby ostrzec nieszczęsną ofiarę, co ją czeka ze strony tego wampira - kiedy obserwowana przez nią para prze- szła w pobliże jej fotela, za którego oparciem Gabrysia siedziała sobie na podłodze. W pokoju zrobił się ruch, bo Robrojek nie wiadomo dlaczego zaczął nagle cho- dzić na rękach - ale śmiechy i hałasy nie zagłuszyły słów Pyziaka ani odpowiedzi Anie- li. - ...czyżbyś nie wiedziała - płynął Pyziak na fali rutyny - że masz oczy jak czarne diamenty?... „Nowość - ubawiła się Gabriela. - Diamentów, i to czarnych, jeszcze nie używał”. - Ach, Janusz, nie wierzę ani odrobinę - dawała się brać na plewy Aniela, ru- mieniąc się z zachwytu. - Słusznie - rzekł Pyziak. - Czarne diamenty są zimne. Nie, ty jesteś podobna do... „No, no? Do czego?” - napięła uwagę Gabrysia. - Do kwiatu jabłoni - rzeki Pyziak namiętnym barytonem. - Głaskanego wio- sennym wiatrem.

your ring. Please note, unlike many jewelers, Kwiat offers rings in quarter sizes in addition to half sizes. If the ring you are placing on the circles seems to fall between half sizes, opt for a quarter size when ordering your ring. For example, if your ring is between a size 5.5 and 6, you should purchase a size 5.75 ring. Please note,
Czas i miejsce akcji Miejscem akcji zaprezentowanych w powieści „Kwiat kalafiora” wydarzeń jest Poznań. Część wydarzeń dzieje się w kamienicy Borejków przy Roosevelta 5. Ponadto odwiedzamy też szkołę Gabrysi (lekcja fizyki), szkołę Natalii, a także mieszkanie Felicji i Józefa Borejków czy wreszcie szpital, w którym znalazła się mama – Mila Borejko. Autorka świetnie przedstawia i zarysowuje nam topografię Poznania; razem z bohaterami zwiedzamy poszczególne ulice i miejsca, choć do dnia dzisiejszego nie wszystkie z nich się zachowały (podobnie niektóre ulice też już nie istnieją). Czas akcji zaś obejmuje zaledwie miesiąc. Akcja wydarzeń rozpoczyna się w pewne sylwestrowe popołudnie 31 grudnia 1977 r. i trwa do dnia 1 lutego 1978 r. W Poznaniu panuje wtedy ostra zima, czego dowodzą chociażby wypowiedzi bohaterów o mrozie i noszona przez nich cieplejsza odzież. Problematyka „Kwiat kalafiora” to powieść młodzieżowa autorstwa Małgorzaty Musierowicz. Autorka zaprezentowała w niej typowe problemy, z jakimi zmagają się na co dzień nastolatkowie. Są więc szkolne perypetie, pierwsze miłości, domowe obowiązki i wspaniałe, ambitne inicjatywy (założenie grupy ESD, której celem było okazywanie innym życzliwości). Gabrysia Borejko zabiera nas w swój świat i obnaża przed nami swe uczucia, bolączki, czy niepewności. Te ostatnie rodzą się w niej z powodu zafascynowania Januszem Pyziakiem – kolegą z drużyny koszykarskiej, a przy tym wielkim przystojniakiem i niestety, jak się później okaże, również niezbyt wyrafinowanym podrywaczem. Mimo początkowego dystansu i chłodu Borejkówny, młodzi powoli zbliżają się do siebie, a ich uczucie dojrzewa. Jego siły nie są w stanie pokonać nawet nieporozumienia czy awantury, w trakcie których chłopak, choć wie już o uczuciach Gabrysi, obraża ją i nazywa „kwiatem kalafiora”. Na szczęście jednak dochodzą do porozumienia, który wieńczy pocałunek. Na przykładzie tych burzliwych, napiętych relacji między głównym bohaterami, Małgorzata Musierowicz pragnie nas uświadomić, że uczucia, jakie rodzą się między ludźmi nie zawsze są dla nas zrozumiałe i zazwyczaj wiążą się z ogromnym poświęceniem, czy pójściem na kompromis. Skomplikowane miłosne uczucie łączy też w powieści inne pary: Anielę i Robrojka czy Pawełka z Danusią. Utwór porusza też problematykę życia codziennego. W „Kwiecie kalafiora” przedstawiony został klasyczny model rodziny, która stanowi oparcie dla wszystkich jej członków. W rodzinie tej nie tylko dorośli mają obowiązki. Gabrysia, choć jest jeszcze nastolatką, z powodu choroby mamy musi wziąć na siebie wszystkie jej domowe obowiązki i niejako zastąpić ją w roli mamy (chodzi do szkoły na wywiadówki młodszej Natalii). W rodzinie Borejków wszyscy się wspierają i gdy tylko trzeba, spieszą sobie z pomocą –wszyscy mogą na siebie liczyć. I choć stosunki panujące w tej (jak i w każdej) rodzinie nie są może wyidealizowane (mama jest despotką, tata jest nieporadnym życiowo filologiem klasycznym, córki mają kompleksy i wiecznie się kłócą) ma się wrażenie, że rodzina Borejków jest nam bliska i można odnaleźć w niej częściowe odbicie własnego życia rodzinnego. Ważnym problemem utworu jest też niski status materialny rodziny Borejków. Gabrysia zdaje sobie sprawę, że nie na wszystko ją stać, ale fakt, że nie ma się np. w co ubrać na prywatkę, nie jest wcale dla niej źródłem kompleksów. Nastolatka rozumie to, ale stara się równocześnie być zaradna (ze zużytej, starej firanki wyczarowuje piękną kreację). Autorka pokazuje nam, że dobra materialne nie są w życiu najważniejsze – Borejkowie mimo niskiego poziomu społecznego potrafią być życzliwymi, dobrymi i szanującymi się ludźmi, których nie zrażają materialne niedogodności. Ich życzliwość i chęć pomocy widać też w relacjach z innymi – w tym z niezbyt sympatycznymi sąsiadami. Tematykę utworu wzbogaca wspaniała idea młodych bohaterów, by założyć i prowadzić działalność (grupa ESD), której celem będzie spieszenie innym z pomocą i okazywanie im życzliwości. Na tym przykładzie widać jak wiele można zdziałać szczerym uśmiechem czy życzliwym, niezobowiązującym gestem lub prostym odruchem serca. Powieść uczy pogody ducha i pokazuje, że prawdziwą radość może dać uszczęśliwianie innych, a uśmiech służy temu najlepiej. Motywy W powieści „Kwiat kalafiora” możemy wyróżnić kilka ważnych motywów. Motyw pierwszej miłości Pomiędzy dwójką głównych bohaterów – Gabrysią Borejko i Januszem Pyziakiem rodzi się początkowo dość nieśmiałe, niewinne uczucie. Młodzi nie rozumieją jeszcze, że miłość nie jest prosta i czasami wymaga pójścia na kompromis. Najpierw wystarcza im tylko trzymanie się za ręce; są ze sobą w milczeniu bez zbędnych słów. W końcu jednak Janusz decyduje się na wyznanie swoich uczuć, ale nie mając w tym wprawy, zostaje odrzucony. Niefortunnie obraża wybrankę swoich uczuć, porównując ją do „kwiatu kalafiora”. Gabrysia potrafi mu jednak wybaczyć i będąc prawdziwie zakochaną, przyjmuje przeprosiny. Nie potrafi długo chować w sercu urazy i nie umie też przezwyciężyć swego uczucia do przystojnego sportowca. I choć początkowo była na niego zła, widząc w nim niepoprawnego podrywacza stosującego wobec wszystkich dziewcząt takie same chwyty, to jednak ostatecznie złość ustąpiła miejsca silnemu, choć wymagającemu uczuciu. Motyw domu i życia rodzinnego Ważnym motywem powieści jest życie rodzinne Borejków. Rodzina ta jak każda inna zmaga się na co dzień z problemami typowymi dla ówczesnych czasów (okres PRL – u). Ojciec – filolog klasyczny dostaje niezbyt wysoką pensję, w sklepach brakuje towarów, a rodzina zmaga się z problemami finansowymi. Mimo to rodzina Borejków trzyma się razem i każdy z jej członków może liczyć na okazywaną mu miłość, pomoc i zainteresowanie. Siła tej miłości wystawiona zostaje na próbę w momencie, gdy mama – pani Mila Borejko trafia do szpitala. Wszystkie obowiązki w prowadzeniu domu spadają wtedy na najstarszą Gabrysię i, jak widać, dziewczyna (z pomocą cioci Felicji) potrafi świetnie im sprostać. Sumienność i pracowitość Gabrysi świadczą też o tym, że przeszła przyspieszony proces dojrzewania. Motyw przemiany i wejścia w dorosłość stanowi kolejny z ważnych motywów powieści. Nieobecność mamy i jej choroba uświadamiają wszystkim członkom rodziny, a szczególnie Gabrysi jak wielką prace wykonywała każdego dnia, prowadząc dom i dbając o zachowanie w nim ładu i porządku. Gabrysia dojrzewa więc niejako do roli przyszłej matki i żony i poznaje cały bagaż obowiązków, z nich wynikający. Z próby wejścia w dorosłość bohaterka wychodzi więc pomyślnie. Motyw przyjaźni Grupę przyjaciół zaprezentowanych w powieści łączy ambitna i piękna idea – pomysł założenia grupy dyskusyjnej ESD (Eksperymentalny Sygnał Dobra), której celem będzie wysyłanie innym „sygnału dobra” wywołującego uśmiech. Prezeską grupy została Aniela Kowalik, a w jej składzie znaleźli się też: Paweł Nowacki, Joanna Borejko, Ida Borejko, Janusz Pyziak, Danusia Filipiak i Robert Rojek. Członkowie grupy dyskutowali na temat tego, jak wiele dobra może zdziałać życzliwa postawa wobec innych i chcieli przekonać się o tym w rzeczywistości. W trakcie spotkań i rozmów podejmowali też zagadnienie współczucia i sprawiedliwości. Niestety działalność grupy została odkryta i po donosie wścibskiej sąsiadki Szczepańskiej, profesor Dmuchawiec zabronił organizowania kolejnych spotkań, choć idea całego przedsięwzięcia budziła jego uznanie. Charakterystyka Gabrysi Borejko Gabrysia Borejko jest siedemnastoletnią dziewczyną, główną bohaterka powieści „Kwiat kalafiora” i najstarszą córką państwa Borejków. Jest wysoka, ma smukłą sylwetkę, włosy w kolorze jasnopopielatym i rumianą twarz pokrytą obficie piegami. Ma też szerokie brwi i piękne brązowe oczy. W jej rodzinie się nie przelewa, toteż Gabrysia najczęściej chodzi w wytartych dżinsach i sportowej kurtce. Dobra materialne nie stanowią dla niej źródła szczęścia. Dąży do niego innymi drogami. Przede wszystkim stara się realizować swe pasje i swe zdolności. Jest dziewczyną obdarzoną inteligencją i w szkole dobrze radzi sobie prawie ze wszystkich przedmiotów (problemy ma jedynie z fizyką). Ponadto interesowała się też sportem – uczęszczała do AZS – u i grała w koszykówkę. To właśnie w drużynie koszykarskiej poznała przystojnego Pyziaka, w którym się zadłużyła, choć początkowo nie do końca mu ufała. Trzymała go na dystans, wiedząc, że to podrywacz i starała się nie ulegać tak łatwo jego komplementom. Żywiąc jednak do niego prawdziwe, silne uczucie jest skłonna wybaczyć Pyziakowi jego nietaktowne, obraźliwe zachowanie, kiedy ten porównuje ją do „kwiatu kalafiora”. Bohaterka jest osobą ciepłą i pogodną, a także pełną optymizmu. Kocha swoje rodzeństwo (siostry Patrycję, Natalię i Idę) i troskliwie się nimi opiekuje podczas pobytu mamy w szpitalu. Jest to ważny etap w jej życiu, kiedy poznaje siebie, uczy się bycia odpowiedzialną, zaradną i dojrzałą. Nie zraża ją wcale nadmiar obowiązków, czy troski dnia codziennego – stara się raczej otwarcie i zdecydowanie wychodzić im naprzeciw. Musiała sprostać potrzebom i oczekiwaniom rodziny, choć nie było to wcale takie łatwe (niefortunna próba zrobienia obiadu). Starała się być jednak cierpliwa, a odnoszone porażki wcale jej nie zniechęcały, wręcz przeciwnie – mobilizowały do dalszych zmagań. Choroba mamy zmieniła jej nastawienie do życia. Wiedziała już teraz z jakimi problemami musiała zmagać się mama każdego dnia, chcąc zapewnić rodzinie szczęśliwe, spokojne życie. Bohaterka nauczyła się bycia cierpliwą i wyrozumiałą dla młodszego rodzeństwa. Dorastała też do roli przyszłej gospodyni domowej (nauczyła się sprzątania i gotowania). Starała się być autorytetem dla rodzeństwa i pomagać siostrom w każdej sytuacji. Gabrysia była osobą energiczną i pełną zapału, co skutecznie uwidoczniło się w jej sposobie prowadzenia domu. Wobec innych starała się być życzliwa i obdarzać ich pogodnym, szczerym uśmiechem. Dzięki temu miała wielu przyjaciół. Była też wrażliwa i rozumiała cierpienie, kłopoty, czy problemy innych. Stąd bez chwili zawahania przyłączyła się do pięknej inicjatywy społecznej, która miała na celu sprawianie innym radości. Gabrysia rozumiała, że szczery, życzliwy uśmiech może komuś pomóc i zmienić jego nastawienie do życia, czy sposób myślenia. Pociesza zatem siostry i próbuje przezwyciężyć ich strach spowodowany zabraniem mamy do szpitala – przekonuje je, że wszystko będzie dobrze. Radosne, pogodne usposobienie bohaterki zjednywało jej wielu przyjaciół, których w jej domu zawsze było pełno. W towarzystwie kolegów Gabrysia czuła się w pełni sobą. Na spotkaniach grupy ESD odważnie wypowiadała swe poglądy i potrafiła nimi zaciekawić innych. Gabrysia Borejko była też bardzo ambitna i wytrwale dążyła do realizacji swych celów. Chociaż niekiedy było jej trudno, zawsze starała się z podniesioną głową kroczyć dalej. O jej ambicji i niesłabnącym zapale świadczy chociażby całkowite zaangażowanie się w wysyłanie innym „sygnału dobra”. Optymizm Gabrysi i jej wewnętrzna siła może budzić szczery podziw, a jej poświęcająca się dla innych postawa jest godna naśladowania. Charakterystyka Idy Borejko Ida Borejko była siostrą Gabrysi, Natalii i Patrycji oraz córką Mili i Ignacego Borejków. Wyglądała dość przeciętnie i wcale nie uchodziła za piękność. Była nazbyt chuda i wysoka, a jej twarz okalała płomiennoruda czupryna, skrywająca zielone oczy. Jasna cera usłana była licznymi piegami. Bohaterka mimo tego, że miała zaledwie 14 lat, przywiązywała wagę do wyglądu i starała się dbać o siebie w odróżnieniu od starszej Gabrysi. Niestety z powodu trudnej sytuacji materialnej zazwyczaj donosiła ubrania po siostrze. Nie przeszkadzało jej to jednak w byciu elegancką i zadbaną. Dziewczyna miała żywy, wybuchowy temperament, na skutek którego zbyt gwałtownie i z brakiem rozwagi podchodziła do wielu spraw. Jednocześnie cechowało ją zmienne usposobienie, które sprawiało, że żywiołowość i spontaniczność momentami dość nieoczekiwanie zamieniało się w melancholijną zadumę i zatracanie się bez reszty w marzeniach. Bohaterka najczęściej z powodu żywiołowej natury i braku cierpliwości podejmuje zbyt pochopne decyzje i często musi ponosić tego poważne konsekwencje. Zazwyczaj działa szybko i nie zastanawia się długo nad słusznością swego postępowania. Mimo roztrzepania i gwałtowności, Ida ma jednak dobry charakter i czułe serce. Przede wszystkim jest inteligentna i ambitna; z uporem i wytrwałością dąży do realizacji własnych celów. Niejednokrotnie przecenia jednak swe możliwości i podejmuje się zadań zbyt trudnych tylko po to, by postawić na swoim i dowieść swoich racji. Czasami robiła to też, by pomóc innym, co dowodziło jej wrażliwości na cudze cierpienie. Mimo licznych kompleksów (głównie z powodu wyglądu), była życzliwie nastawiona do świata i chętnie zawierała nowe znajomości. Stać ją było na to, by choć na chwilę zapomnieć o sobie i pomyśleć o problemach innych, dlatego wśród kolegów budziła szczerą sympatię. Posiadane kompleksy nie czyniły z niej jednak wcale egoistki. W trudnych chwilach potrafiła się zmienić i z postawą pełną życzliwości i ciepła spieszyć innym z pomocą. Nade wszystko Ida kochała jednak rodzinę, a zwłaszcza mamę, z której pomocą stopniowo wyzbywała się nieśmiałości. I choć często kłóciła się z siostrami (uważała, że Gabrysia ją tyranizuje), to jednak dom i rodzina były dla niej najważniejsze. Bohaterka ceniła sobie też bycie uczciwą i starała się postępować w sposób moralny, tak, by nie zranić innych. Zawsze była chętna do pomocy; kochająca, dobra, czuła i opiekuńcza. Miała też przedsiębiorcze zdolności i potrafiła radzić sobie w trudnych życiowych sytuacjach. Uwielbiała czytać książki, a jej ukochanym miejscem w domu była biblioteczka taty. Jej wielka ciekawość świata (nieraz wpadała przez nią w poważne tarapaty), a także pełne życzliwości nastawienie do świata powodują, że bohaterka mimo licznych kompleksów i sprzeczności, jakie w niej były, budzi naszą sympatię i widzimy w niej osobę wartościową na której można polegać. Bohaterowie Natalia Borejko – siostra Gabrysi, Idy i Patrycji; drugoplanowa bohaterka „Kwiatu kalafiora”. Była szczupłym rudzielcem. Łatwo wpadała w melancholijny nastrój. Często też smuciła się z byle powodu. Jej największą pasją było układanie bajek. Natalia eksperymentowała też z mówieniem basem. Przez rodzinę nazywana była Nutrią z powodu osobliwych, górnych siekaczy, a także błogiemu oddawaniu się częstym kąpielom. Patrycja Borejko – młodsza z sióstr Borejkówien. Ma zaledwie 5 lat. Domownicy ją uwielbiają i przepadają za jej radosna naturą, a także przebojowymi pomysłami. Dziewczyna zwana była Pulpecją z powodu okrągłych kształtów, a także twarzyczki przypominającej barokowego cherubinka. Patrycja była zawsze pełna optymizmu, którym zarażała wszystkich wokoło. Mila Borejko – żona Ignacego, mama czterech córek, które uwielbia i cierpliwie znosi wszystkie ich psikusy. Jest dobrą, kochającą matką i żoną. Dba o dom i ma na głowie mnóstwo obowiązków, co sprawia, że jest wiecznie zabiegana. Z powodu choroby (problemy z żołądkiem) i związanej z nią operacji wszystkie jej domowe zadania przejmuje najstarsza z córek – Gabrysia. Pani Mila miała ok. 40 lat i była bardzo szczupła. W wychowaniu córek nierzadko była apodyktyczna. Ignacy Borejko – głowa rodziny Borejków. Z wykształcenia filolog klasyczny. To po nim jego córki (głównie Gabrysia) przejmują zamiłowanie do przedmiotów humanistycznych. Pan Ignacy pracuje w Bibliotece Raczyńskich. Jego największą pasją jest kultura antyku. Jest dobrym, troskliwym ojcem i choć jego zarobki nie są zbyt duże, dziewczynkom chce zapewnić godziwe życie, wpajając im jednocześnie wartości, które sam starał się pielęgnować, a były to uczciwość, miłość i pracowitość. Pan Ignacy miał brązowe oczy i posiwiałą już rudawą czuprynę. Ponieważ był w domu rodzynkiem, zazwyczaj odizolowywał się od rodziny, oddając się zadumie i rozmyślaniom. Janusz Pyziak – największy przystojniak w drużynie koszykarskiej Gabrysi, w którym ta od razu się zakochuje. Janusz ma 18 lat i jest wysokim, dobrze zbudowanym, pięknym szatynem cieszącym się dużym powodzeniem wśród dziewcząt, co potrafi też umiejętnie wykorzystać (jest znanym notorycznym podrywaczem). Głębokie uczucie, jakie zaczyna żywić do Gabrysi zmienia jego podejście do kobiet. Mimo początkowych nieporozumień i kłótni (Gabrysia czuje się urażona tym, że została porównana do kwiatu kalafiora) w końcu młodym udaje się pogodzić. Oboje myślą o swym uczuciu poważnie i obojgu zależy na tym, by dalej ich miłość mogła się rozwijać. Aniela Kowalik – bohaterka epizodyczna; wyglądała dość przeciętnie, miała czarne włosy i duże oczy zakryte wielkimi okularami. Nie brakowało jej energii. Była bystra i inteligentna, a inni cenili ją za żywiołowość, życzliwość i koleżeńskość. Największą pasją Anieli było aktorstwo (grała m. in. w sztukach Szekspira). Interesowała się filmem i dobrą literaturą. Dmuchawiec – starszy, siwy i przygarbiony już pan. Wychowawca klasy III b, podchodzący do swej pracy z ogromnym zamiłowaniem. Profesor starał się być dla uczniów autorytetem i uczyć ich poszanowania wartości, którym sam był wierny. Inni darzyli go szacunkiem i często czerpali z jego życiowej wiedzy, mądrości i doświadczenia. Profesor był zawsze uśmiechnięty i miał duże poczucie humoru. Starał się rozumieć problemy uczniów i zawsze stawał po ich stronie. Szczepańska – sąsiadka Borejków; ekscentryczna, wyrafinowana dama. Była wścibska i nieprzyjemna w obcowaniu. Znała niemal każdy szczegół z życia Borejków, dzięki otworowi w ścianie, przez który podsłuchiwała. Wiecznie uskarżała się na zbyt duży hałas i dziwne dźwięki wydobywające się z sąsiedniego mieszkania (Gabrysia odkrywa, że pochodziły one z piwnicy, gdzie urządzono rzeźnię). O wszystko miała pretensje do sąsiadów, na których w gruncie rzeczy wyładowywała wszystkie swe życiowe smutki i rozczarowania. W rzeczywistości była osobą samotną, która z powodu braku rodziny stała sią zgorzkniała i cyniczna. To ona doniosła dyrektorowi szkoły o działalności młodych, podejrzewając, że zajmują się oni handlem narkotyków. Joanna Borejko – córka Felicji i Józefa Borejko, kuzynka Gabrysi. Była ładną, wysoką brunetką, przesadnie dbającą o swój wygląd. Uczyła się w Liceum poligraficznym. Joanna urządza u siebie prywatkę, na którą zaprasza kuzynkę Gabrysię i Pyziaka. Bohaterka miała kulinarne zdolności i uwielbiała eksperymentować w kuchni. Rozwiń więcej „Kwiat kalafiora” autor Małgorzata Musierowicz Streszczenie Jest 31 grudnia 1977 r. W rodzinie Borejków trwają intensywne przygotowania do Sylwestra. Dwie młodsze siostry Borejkówny – czternastoletnia Ida i siedemnastoletnia Gabrysia właśnie wracają do domu z zakupów. Przyglądały się wprawdzie wystawom sklepowym z pięknymi, sylwestrowymi kreacjami, ale wiedziały, że je na .
  • wyun1jfng9.pages.dev/364
  • wyun1jfng9.pages.dev/804
  • wyun1jfng9.pages.dev/750
  • wyun1jfng9.pages.dev/680
  • wyun1jfng9.pages.dev/119
  • wyun1jfng9.pages.dev/590
  • wyun1jfng9.pages.dev/407
  • wyun1jfng9.pages.dev/427
  • wyun1jfng9.pages.dev/955
  • wyun1jfng9.pages.dev/306
  • wyun1jfng9.pages.dev/333
  • wyun1jfng9.pages.dev/868
  • wyun1jfng9.pages.dev/570
  • wyun1jfng9.pages.dev/642
  • wyun1jfng9.pages.dev/744
  • kwiat kalafiora test pdf