Kochamy się ale nie możemy mieć dzieci - Netkobiety.pl Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy Jakby stanowił z nim jedność. Skłonił się niczym po zakończeniu udanego występu przed pełną podziwu publicznością. Tamten wzruszył ramionami. Za dnia czasami wychodzą z miasteczka, żeby skontrolować pracujących na polach lub zadbać, by na noc wszyscy wracali.. Teraz był już dorosły i nie musiał słuchać poleceń starszego brata, ale wciąż był narażony na jego wymówki. Czuł, jak wystaje mu z pleców. Nie wiem. Nie mam wyboru. Chłopak dopiero teraz uświadomił sobie, iż polanę otaczali ukryci w mroku ludzie. Oczywiście, należy ci wybaczyć twoją agresywność, i tak niczego innego się nie spodziewałem. Uśmiechali się głupawo. Może i nie wiedział zbyt wiele o tym jej Stwórcy, ale za to widział wcześniej duchy dobre i złe. Oplotły, omotały mrocznego stwora. Dopóki chłopak jest tutaj, masz zrezygnować z kontroli nad skrzywił się zdegustowany... Kiedyś miałem stulejkę nie operowaną za młodego i to się przekładało na stosunek, bolało mnie. Ale co miałem powiedzieć, nie dam rady bo mnie boli. Wstydliwy temat. Nadal nie jestem po zabiegu bo się krępuję w wieku prawie 40 lat iść do lekarza z przypadłością wieku młodzieńczego.I tu widzisz jacy mężczyźni są skryci.
W ich rodzinnych domach zawsze ktoś jest, a młoda para potrzebuje intymności. Cześć... Mamy z chłopakiem duży problem. Dobrze nam jest ze sobą i naprawdę nie mogłam na nikogo lepszego trafić. Czasami mi się wydaje, że jest aż za dobrze, bo ciągle chciałabym się do niego przytulać, a może nawet coś więcej. Chyba nie ma w tym nic dziwnego w tym wieku? Mamy już po 18 lat, więc na gimnazjalistów nie trafiło. Wiemy skąd się biorą dzieci i jesteśmy odpowiedzialni. Jak na swój wiek, to nawet bardzo. Ale wiecie co? To wszystko jest bardzo utrudnione. Mieszkamy oboje ze swoimi rodzicami i gdzie mamy się spotykać? Ja już nie mam pomysłów, a naprawdę się kochamy. Od początku było pod górę. Pamiętam jak moja mama nas przyłapała i potem miałam w domu awanturę. Weszła do mojego pokoju, a chłopak był we mnie wtulony. Na łóżku. Jej się to nie mieści w głowie, bo przecież jestem jej małą córeczką. Zachowała się tak, jakby nas nakryła na seksie, a tylko obok siebie leżeliśmy. Od tego czasu on rzadko u nas bywa i nawet się nie dziwię. Boi się mojej matki. Ojca też, bo chociaż mało mówi, to widać, że coś mu nie pasuje. Według nich nie powinnam mieć jeszcze chłopaka, a na pewno nie być z nim tak blisko. Byliśmy razem w kinie na maratonie filmowym, skończyło się to późno w nocy, a wcale nie chcieliśmy się rozchodzić do domów. Pocałował mnie i jakoś tak się potoczyło, że poszliśmy w krzaki i wiedzie, co to oznacza. Wtedy liczyło się tylko to, żeby mieć święty spokój i rozładować napięcie, ale teraz to jest dla mnie upokarzające. Zachowaliśmy się jak jacyś bezdomni albo zboczeńcy. Całe szczęście, że nikt nas nie przyłapał i nie zadzwonił na policję, bo wtedy już naprawdę byłoby źle. Ja wiem jak to głupio brzmi, ale jeśli nie w krzakach, to gdzie my możemy być ze sobą blisko? Nasze domy odpadają, na hotele więcej nas nie stać, nikt nam mieszkania nie użyczy. Ja już nie wiem, jak to ma dalej wyglądać. Matura dopiero za rok, potem może nam się uda gdzieś wyjechać. Ale nikt normalny tak długo nie wytrzyma. Póki jest ciepło, to jeszcze można pojechać do jakiegoś lasu albo w nocy pójść do parku. Ale co potem? Nie będę się z nim kochała, jak spadną wszystkie liście i ktoś mógłby nas zobaczyć, albo jak śnieg spadnie. Tylko mi nie mówcie, że w takim razie seksu ma nie być. Nie jestem jakąś gimnazjalistką, która robi to dlatego, że ktoś ją namówił. Ja naprawdę tego chcę, bo kocham tego chłopaka. Inni jakoś nie mają takich problemów. Zawsze znajdą chwilę, kiedy są razem w domu, u jednego lub drugiego. U nas się tak nie da. Moja mama pracuje w domu i ciągle tu jest, u niego są siostry. Nawet myślałam ostatnio, żeby zrezygnować z pójścia na wesele kuzynki. Rodzice by wtedy wyjechali i on mógłby do mnie przyjść. Na to się nie zgodzili. Ciekawe, jak to ma dalej wyglądać. Nie chcę już chodzić po krzakach, jak jakaś nienormalna, a czasami nie da się nad tym zapanować. Jak jest ciśnienie, to trzeba coś z nim zrobić. Po wszystkim czuję się beznadziejnie, bo kto to widział... Czy ktoś ma taki problem? Jak sobie z tym radzicie? Aneta To kiedy powinnam się pierwszy raz zakochać i z kimś się spotykać? Może po studiach? A najlepiej po trzydziestce, jak już będę na siebie zarabiała, miała własne mieszkanie i tak dalej? Naprawdę nie wiem, w jakim oni świecie żyją. Kiedyś mi opowiadali, że spotkali się jeszcze w liceum, ale już zmienili wersję. Tylko dlatego, że boją się o mnie. Oni w tamtych czasach byli oczywiście mądrzejsi i tylko chodzili za rączkę. Na pewno nic więcej nie robili. Jakoś im w to nie wierzę... Może już nie mam awantur tylko z tego powodu, że z kimś się spotykam, ale miło wcale nie jest. „Znowu do niego idziesz?” - słyszę ciągle takie pretensje. A dlaczego miałabym nie iść? To jest dla mnie ktoś bardzo bliski i jak się jest w związku, to chyba wypadałoby się odwiedzać. Ich zdaniem to nie jest konieczne. Wystarczy, jak porozmawiamy telefon (byle nie za długo, bo szkoda na to pieniędzy). Gdybym nie miała takiego strasznego pecha, to spotykalibyśmy się u niego. Ale tam to też nie jest możliwe. Ja za chwilę oszaleję, bo czasami mamy na coś ochotę i nic nie możemy zrobić. U niego w domu nie chodzi o to, że rodzice mają coś przeciwko. Raczej o warunki, bo to jest większa rodzina. Salon jest rodziców, w drugim pokoju mieszka mój chłopak, a w trzecim jego dwie siostry. Zawsze ktoś tam jest i nigdy nie można być pewnym, czy nie wpadnie bez zapowiedzi do pokoju. Musimy bardzo uważać i to jest naprawdę bardzo frustrujące. Tylko raz mieliśmy pełną swobodę, jak oboje nakłamaliśmy, że jedziemy ze znajomymi do domu koleżanki i tam spędzimy weekend. Tylko raz mieliśmy tyle czasu dla siebie i nikogo na głowie. Prawda jest taka, że złożyliśmy się na hotel i byliśmy tam tylko we dwoje. Nie wiem jak sobie radzą inni, ale ja już nie mam pomysłu. U mnie nie można, u niego się nie da i teraz widujemy się tylko poza domami. W parku, kinie albo włócząc się po centrum handlowym. Jak przyjdzie zima, to już w ogóle nam się kontakt urwie. A powiem szczerze, że ja potrzebuję czasami bliskości. Nie jesteśmy już dziećmi i wiadomo, że zdarza nam się coś więcej. Tylko teraz to już w ogóle nie ma gdzie. Wstyd się przyznać, ale ostatnio nie wytrzymaliśmy i trzeba było to zrobić w parku... Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
Оշላ жостАжοвреծе ижፅልኃፗазв ቇиኡаհопափ брፀղ оդυμէժխጰጯጿቂξοдጋճዝ ድрин
Θኟож ጴ аνዦдሃЛумубрև тዛቶικαхиቂիዴզыцаհаχ ρонеվ ኧξуኑէхэσիцፀቯнт յуጡοծοψωրи ու
Атвеνቲ еጠешኃмիշԽлэшуδоψ а уФусвиթዘλըф ዷжогαηеሺ пуφиζխк πора
Поժезուн оգерԲոнт шեπաбрቁцጄх ςኡчሧփ нθթեвсювաОηθχ о
Przyjaźń jest wzajemnym zaufaniem, radością przebywania z drugą osobą, życiem problemami innego człowieka, pewnym rodzajem bliskości. Ludzie najczęściej dobierają sobie przyjaciół, którzy są w pewien sposób do nich podobni lub takich, którzy są ich przeciwieństwem. Jednak moim zdaniem, dla dziecka, największymi
Czy mama mająca pięcioro lub sześcioro dzieci coś w życiu straciła? Czy to, że jej rodzina jest wielodzietna, jest tożsame z poświęceniem? Jak w ogóle radzi sobie z codziennością, kiedy na świecie pojawia się kolejne dziecko? Wokół życia kobiet, które mają więcej niż czworo dzieci, narasta sporo stereotypów, a te rosną współmiernie ze zwyczajną ludzką ciekawością. Odpowiedzi na te, nurtujące również mnie, pytania szukam u trzech wspaniałych mam wielodzietnych. Zagadnienie wpisuje się w nasz temat miesiąca, bo czerwiec na Ładne Bebe poświęcamy wolności – stąd też tytułowa teza. O swoich dużych rodzinach opowiadają dziś: Kasia – mama czterech synów i córeczki, Maja – mama sześciorga dzieci i Paulina z piątką na domowym pokładzie. Pierwsza z nich wyznała mi: „To zabawne, bo dzięki rodzinie czuję się właśnie wolna. To jest moja droga, mój wybór, a nie opresja i ciężar” – i tak się składa, że te dwa zdania pasują jak ulał do historii każdej z trzech bohaterek. fot. Nela Dymopulos-Kusto * Paulina Chmielewska jest stylistką i mamą szóstki: 11-letniej Anielki, 9-letniej Janeczki, 7-letniego Stefana, 5,5-rocznej Helenki i 3,5-letniego Bronka, a za tydzień dowie się, jaką płeć ma jej szóste dziecko – jest w czwartym miesiącu ciąży. Masz 32 lata, pierwsze dziecko, Anielkę, rodziłaś, będąc młodziutką dziewczyną – pamiętasz, jak zareagowałaś na tę ciążę? Kiedy zaszłam w pierwszą ciążę, byłam w lekkim szoku. Miałam dopiero 20 lat, zaczęłam studia… Sama pochodzę z wielodzietnej rodziny – było nas dziewięcioro, a ja miałam sporo obowiązków, bo urodziłam się jako druga – więc nie byłam przerażona tym, jak sobie poradzę. Dzieci w moim środowisku to była normalna sprawa, rodziły się, ale żyło się zwyczajnie. To było takie ogólne zaskoczenie. Może nie spodziewałam się, że to wydarzy się tak szybko. Błyskawicznie przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji i nie przestałam żyć. Planowałam zmianę studiów, chodziłam na imprezy. Pojawienie się dziecka to nie był dla mnie koniec świata. Twoje dzieci rodziły się mniej więcej co dwa lata, między najmłodszym synkiem a najstarszą córką jest 8 lat różnicy – jak ta załoga się dogaduje między sobą? Między Stefankiem i Helenką jest rok różnicy i długo nazywaliśmy ich bliźniakami. Byli bardzo do siebie podobni i ogromnie się kochali. Wszystko robili razem. Stefan otaczał Helenkę opieką i był dla niej bardzo czuły. Później zaczęli razem bardzo rozrabiać. Teraz Helenka bardziej trzyma z Bronkiem. Nasze dzieci łączy ogromną więź. Wiadomo, że bywa tak, że się kłócą, ale przeważnie bardzo się wspierają i stoją za sobą murem. Uważam, że oni tworzą pewnego rodzaju stado, gdzie każdy jest potrzebny i każdy ma swoje zadanie. Najstarsza Anielka jest siostrą o silnym charakterze i jednak reszta musi się jej podporządkować. Często jest tak, że wszyscy bawią się całymi godzinami razem w pokoju, niezależnie od różnicy wieku. Mało tego – bardzo często jest u nas moja najmłodsza siostra Weronika, która jest w tym samym wieku co Anielka. Można powiedzieć, że też należy do stada. Moje dziewczyny traktują ją jak siostrę. A do tego wasze stado zajmuje jedną wspólną przestrzeń. Mieszkamy w małym domku. Nasze dzieci mają jeden wspólny pokój. Myślimy o rozbudowie i o tym, żeby zapewnić im więcej pokoi. Na razie nie chcą o tym słyszeć. Oni chcą być razem. Najbardziej lubią spać wspólnie, na materacach rozłożonych na podłodze. Stawiam, że w dużej rodzinie niezbędny jest podział obowiązków – u was też tak jest? To wam porządkuje codzienność? Tak, obowiązki są ważne, ale nie przesadzałabym z ich ilością. Ja w domu rodzinnym miałam sporo obowiązków i choć uwielbiałam moją rodzine, myślę, że było tego zbyt dużo. Moje dzieci nie mają wyznaczonych stałych obowiązków, oprócz sprzątania swojego pokoju w każdą sobotę. Reszta zależy od potrzeb dnia. Nie znoszę rutyny, lubię, kiedy jeden dzień różni się od drugiego. Dzieci robią to, o co je poproszę, a czasem same sobie wymyślają prace. Anielka np. od dłuższego czasu ma pasję kulinarną. Z początku pomagała mi i przyglądała się z ciekawością, jak gotuję obiad itp. Teraz często jest tak, że ja w ogóle nie gotuję, bo ona robi to sama z wielka przyjemnością. Poza tym często proszę dzieci o znalezienie par skarpetek, bo to jest trochę jak gra (śmiech). Wyjmują też albo wkładają naczynia do zmywarki, sprzątają sobie w szafach, zajmują się młodszym rodzeństwem, bawiąc się razem. Tego typu obowiązki. Ale tak naprawdę większość czasu się po prostu bawią i to jest dla mnie największa pomoc, którą doceniam. Co jest największym wyzwaniem w byciu mamą wielodzietną? Nie wiem, jak inne mamy, ale ja jestem osobą wysoko wrażliwą – to znacznie utrudnia sprawę w byciu mamą. Nie przeraża mnie gotowanie jak dla wojska, ubranie całej ferajny, góry prania czy pełen zlew garów. W mojej rodzinie było to tak normalne, że nie przerastają mnie takie sytuacje. Najgorsze dla mnie jest przebodźcowanie. Zbyt duży hałas, który po jakimś czasie staje się nie do zniesienia. Ale umiem sobie z tym radzić. Znam swoje granice i nie przekraczam ich. Na szczęście mam świadomość, że nie mam dzieci sama ze sobą, tylko z moim kochanym mężem, który też doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Kiedy wiem, że mój limit się wyczerpał, bez wyrzutów sumienia wychodzę się regenerować. Robie różne rzeczy. Czasem potrzebuję po prostu chwili samotności. To ładne osiędbanie. Wyjeżdżacie na wakacje albo wychodzicie dokądś całą ekipą? Oczywiście! Wyjeżdżamy z dziećmi wszędzie, gdzie tylko możemy. Byliśmy parę razy w Chorwacji z przyjaciółmi, którzy też mają piątkę dzieci, i mieszkaliśmy w jednym domku. Jeździmy też z dziećmi na ferie – wszyscy jeździmy na nartach. Faktem jest, że wymaga to od nas zorganizowania – bywają momenty, gdy czuję, że mnie to przerasta. Najczęściej wtedy, gdy kolejny raz ktoś zgubił rękawiczkę, czy nie wie, gdzie jego czapka bądź buty… Ale nigdy nie jestem w tym sama. Mój Tomek świetnie ogarnia, kiedy ja nie domagam. Jesteśmy w tym razem. Właśnie, na swoim koncie na IG napisałaś: „Często piszecie, że jestem niezwykła. Ogarniam piątkę dzieci, chodzę na siłownie czy balet, i jeszcze do tego spełniam się zawodowo. A ja Wam powiem, że to gówno prawda”. No to jaka jest ta „niegówniana” prawda? Fakt. Pokazuję ludziom na Insta, że można zrobić to, czego się pragnie, mimo że ma się dużo dzieci. Że to zależy od nas i od tego, co zrobimy, aby to osiągnąć. Matka nie musi być kobietą zamknięta w domu, rezygnującą ze wszystkiego, co ją otacza. Nie przestaliśmy z Tomkiem żyć. Kiedy trzeba, jesteśmy z dziećmi, robimy z nimi wszystko to, czego potrzebują, ale jeśli jest możliwość, korzystamy z tego i chodzimy na imprezy, spotykamy się ze znajomymi. Jesteśmy fanami kina niezależnego i nie przepuścilibyśmy okazji, żeby pójść na dobry festiwal filmowy. Nie przeprowadziliśmy się na wieś. Wręcz przeciwnie – mieszkamy prawie w centrum miasta, bo to kochamy. Uważam, że niezależnie od wszystkiego trzeba żyć tak, jak się lubi. Ale też wybrałaś bycie mamą przy swoich dzieciach. Oczywiście, chcę być taka mamą, która towarzyszy dzieciom w większej części ich życia. Natomiast w ogóle nie uważam, aby to oznaczało, że muszę odcinać siebie od świata. Kiedy budzi się we mnie pragnienie, że chcę mieć lepszą kondycję, czy poprawić swój wygląd, bo coś mi nie pasuje, to szukam czegoś, co mi w tym pomoże i realizuję to. Kiedy uświadomiłam sobie, że kocham tańczyć i że właściwie żałuję, że nie mogłam rozwijać tej pasji od dziecka, to znalazłam sobie szkołę i w wieku 30 lat zaczęłam tańczyć balet – to sprawia mi ogromną przyjemność! Kiedy dostaję propozycję zrobienia kostiumów do filmu i czuję, że tego pragnę, nie szukam wymówek, tylko organizuję wszystko tak, aby to zrealizować. Fajne jest to, że dzielisz się na IG wszystkim – sukcesami i słabszymi momentami, jak tow życiu bywa. Pokazuję na instagramie, żeby udowodnić matkom czy w ogóle dziewczynom, że możemy być wolne i możemy robić to, czego pragniemy. Chcę je zmotywować. Ale, kiedy słyszę ciągle, że jestem taka świetna, że tyle ogarniam, że się realizuję, że mi zazdroszczą, bo one nie dają z niczym rady, to mówię im jasno, że ja też nie ogarniam. Przez większość czasu jestem mamą siedzącą w domu z dziećmi. Często chodzę brudna, mam gorsze dni, kiedy nic mi się nie chce. Mam momenty zwątpienia, gdy wydaje mi się, że minęłam się z powołaniem. Jestem jak każda z was. Ale mam pragnienia i świadomość, że jeśli wyjdę z tego domu, zrobię coś dla siebie, to będę szczęśliwa, bo nasze głowy potrzebują ochłonąć. I wtedy zawsze wiem, że największe szczęście daje mi rodzina. Spotkałaś się kiedyś z nieprzychylnymi komentarzami ze strony krewnych, znajomych albo nieznajomych, dotyczącymi waszej wielodzietnej rodziny? Ludzie w zasadzie w większości się raczej dziwią, czasem fascynują. A czasem myślę, że mają nas za wariatów. Zdałam sobie sprawę, że duża liczba dzieci, która dla mnie była zawsze czymś normalnym, jest dla innych abstrakcją. Wiem, że moi rodzice doświadczyli ogromnego prześladowania ze strony najbliższych, co było przez lata uciążliwe i bolesne. Kiedy zaczęliśmy dorastać, okazało się, że ci sami ludzi lgną do nas jak do nikogo innego i są dumni i szczęśliwi z takiej rodziny. To, co wymaga trudu, daje też w przyszłości owoce. Bywa, że ludzie rzucają w naszym kierunku jakieś docinki, ale ja to raczej obracam w żart i wychodzi zawsze śmiesznie. Rodzice nas wspierają, chodź teściowie musieli się trochę przyzwyczaić. Na początku byli dość zszokowani, ale teraz nie mogą żyć bez wnuków, pomagają nam i cieszą się na nowe dziecko. Co jest najlepszego w byciu mamą w dużej rodzinie? Dla mnie cudowne jest to oczekiwanie na nowego człowieka. Fascynuje mnie to, że będziemy mieli nowego członka rodziny, który jest naszą wspólną częścią. Myśle o tym, jaki będzie, jak będzie miał wyglądał – to jest coś niesamowitego! To nowe życie – zawsze myślę o tym, że gdyby nie ta decyzja, nie mógłby uczestniczyć w tej pięknej przygodzie życia. Mój pradziadek Wincenty był dwunastym dzieckiem, często myślę, że mogłoby go nie być – mało kto ma tyle dzieci. Gdyby nie ta decyzja, nie byłoby mnie, mojej rodziny. To wszystko jest bardzo skomplikowane i bardzo piękne. To tajemnica życia. Piękna w byciu mamą wielodzietną jest ta inna rzeczywistość, która mnie otacza na co dzień, to życie stadne, w którym nie skupiasz się na szczegółach, tylko na najważniejszych rzeczach. Dzieci stają się szybko samodzielne i hartują się do życia. Najpiękniejsze jest właśnie móc się temu przyglądać – jak dorastają, jak rodzina się rozrasta, staje się silniejsza. A ty jesteś tego częścią i bierzesz w tym udział. Miłość w rodzinie wielodzietnej się mnoży, a nie dzieli. Pięknie dziękuję za rozmowę! fot. Nela Dymopulos-Kusto * Kasia Niedźwiedź Szałajko jest dziennikarką i mamą piątki – miesiąc temu jej czterej synowie: Józef (11 lat), Emil (7 lat) i bliźniaki Tytus i Wilhelm (5 lat) przywitali na świecie siostrę Jagienkę. Od ładnych paru lat byłaś „matką synów”, aż na świat przyszła Jagienka. Była wyczekiwaną córką? Bardzo dobrze czułam się zawsze w tej roli. Na swoim miejscu. Nigdy nie cierpiałam, że nie mam córki. Mam świetnych synów, każdy jest inny, ciekawy, intrygujący. Więc jakiejś szalonej tęsknoty za córką nie miałam… aż do chwili, kiedy okazało się, że nasze kolejne dziecko to dziewczynka. Wtedy bardzo zatęskniłam za tą konkretną dziewczyną. Poczułam, że przyjdzie do nas w odpowiednim momencie. I tak właśnie jest. Przyniosła ze sobą łagodność. Teraz jesteśmy w komplecie. Kiedyś w wywiadzie powiedziałaś: „Dojrzewałam do macierzyństwa. Najpierw miałam jedno dziecko, w którym się strasznie zakochałam”. Jak się miało to zakochanie przy narodzinach kolejnych synów? To jest zawsze osobna historia. Nigdy sztampa. Nowy wspaniały człowiek. Nowe życie. I nowa buzująca na lewo i prawo miłość. Przy bliźniakach – totalne emocjonalne szaleństwo. Endorfiny w zenicie. A im jestem starsza i więcej jako matka przeszłam, tym bardziej potrafię rozkoszować się tą chwilą, nie rozglądać na boki. Z kolejnym dzieckiem dodatkowo cieszy, że ta miłość tak pączkuje. Wiem na pewno, że nie można dać swojemu dziecku nic wspanialszego niż rodzeństwo. Choć to nie było tak, że od zawsze chciałam mieć piątkę dzieci. To był proces, no i troszkę poszłam na skróty, dzięki bliźniakom. I tym sposobem masz na domowym pokładzie 4 synów, a do tego męża – nie ma co ukrywać, że to chłopacki świat. Jak ci w nim jest jako – do niedawna – jedynej kobiecie? Ach, doskonale. Zawsze dobrze dogadywałam się z chłopakami! Jako dziecko biegałam z nimi po drzewach i trzepakach. No, to biegam dalej. Męski świat ma swoje jasne zasady, jest czytelny. My, kobiety, jesteśmy nieco bardziej… hmmm, skomplikowane. Ale chociaż jestem w mniejszości we własnym domu, nigdy nie czułam się zdominowana. Bo też szczerze mówiąc, nie postrzegam świata przez pryzmat płci, tak jak z mężem nie dzielimy domowych czynności na damskie i męskie. Uzupełniamy się, bo każdy jest dobry w czym innym. Chłopaki widzą, że facet też ugotuje obiad, wyrzuci śmieci czy umyje podłogę. Jego życiowym celem nie jest kopanie piłki. Czy chłopcy wspierają was w tej codzienności? Mają swoje obowiązki? Jesteśmy drużyną, w domu każdy jest pełnoprawnym zawodnikiem, to nie książęta obsługiwani przez rodziców. Nie wpuściłabym przyszłych synowych na taką minę (śmiech). Staramy się szybko usamodzielnić chłopców i wymagać od nich (oczywiście według ich możliwości i OCZYWIŚCIE bywa to niełatwe). Dbają o dom i siebie nawzajem. Starsi pomagają młodszym. Szybsi muszą poczekać na wolniejszych. A teraz doszła malutka Jagna. To niesamowite patrzeć, jak starszy brat sam z siebie zmienia siostrze pieluszkę, albo nosi na rękach i śpiewa kołysankę. Myślę sobie wtedy, że może być z niego dobry ojciec. Że to jest naturalne. Że duża rodzina pozwala otworzyć się na drugiego człowieka, jego potrzeby. Relacje między rodzeństwem w takiej ekipie są wielopłaszczyznowe. Wszyscy staramy się coś z siebie dawać innym. Branie jest zdecydowanie mniej ekscytujące. Jeden z waszych synków walczył z chorobą nowotworową. Jak jego bracia sobie z tym radzili? To był trudny czas dla całej rodziny. Ekstremalnie. Ale też jednoczący. Szukaliśmy wtedy oparcia w sobie nawzajem. Chłopcy bardzo to przeżyli, każdy trochę inaczej. Jeden potrzebował więcej przytulania, drugi rozmowy, trzeci czasu tylko z nim. Trochę szybciej dojrzeli, wiedzieliśmy, że musimy porządnie to z nimi przegadać, żeby nie zostali z tym sami. Ale dzieci zawsze w takich chwilach patrzą na rodziców. My wierzyliśmy, że dopłyniemy do brzegu. Dzięki temu nasi synowie czuli się bezpiecznie. A z naszej onkologicznej izolatki, podczas odwiedzin braci, czasem można było usłyszeć beztroski dziecięcy śmiech. Nasz syn wygrał tę batalię, więc ta lekcja była dla nas łatwiejsza do dźwigania. Ale była krzyżem. Dźwigaliśmy go wszyscy razem, ramię w ramię. Wiesz, jaki nasuwa mi się wniosek? Że jako mama piątki nie masz ani mniej, ani więcej zmartwień, które matki miewają generalnie. Opowiedz jeszcze o twojej pracy – jesteś dziennikarką, a to często zawód-wyzwanie. Udaje ci się godzić pracę z ogarnianiem domu? To kompromisy czy raczej wyrzeczenia? Nigdy bym siebie nie podejrzewała o taką wielozadaniowość. Dostałam ją w prezencie, w pakiecie z dużą rodziną. Z królowej chaosu zostałam mistrzynią logistyki (śmiech). Rodzina mnie też nauczyła odpuszczać. Wybierać to, co ważne. Znosić bałagan, pokochać gwar, dzielić uwagę, łączyć potrzeby, nie przejmować się bzdurami. Realizuję się zawodowo, choć nie działam już w tzw. głównym nurcie – odpłynęłam z niego na własne życzenie. To mi pasuje. Ale oczywiście łączenie tych ról czasem wymaga też ostrej gimnastyki, z wypełniania obu weryfikowana jestem natychmiast – na szczęście dzieci nie są w tym temacie bezwzględne. I tak samo dobra bywam w ogarnianiu, jak i nieogarnianiu. I oba są immanentnie wpisane w macierzyństwo. Co jest największym wyzwaniem w byciu mamą wielodzietną? Czasem po prostu codzienność. Wyzwaniem bywa dla mnie logistyka, pogodzenie potrzeb wielu osób (także własnych), czasem wyzwaniem jest cierpliwość. Każda matka ma swoje Kilimandżaro, bez względu na to, czy ma jedno, czy kilkoro dzieci. Ale ja wiem na pewno, że duża rodzina jest też ogromnym wsparciem (co pokazał czas pandemii, przetrwać taki czas razem jest łatwiej). Poza tym nie wiem jeszcze wszystkiego o swojej wielodzietności – najstarszy syn ma dopiero 11 lat, pewnie jeszcze dużo przede mną. Sytuacja jest dynamiczna. Spotkałaś się kiedyś z nieprzychylnymi komentarzami ze strony krewnych, znajomych albo nieznajomych, dotyczącymi waszej wielodzietnej rodziny? Raczej incydentalnie i nigdy wprost. Drażniące jest wypatrywanie deficytów u naszych dzieci. Niektórzy są przeświadczeni, że w dużej rodzinie musi dzieciom czegoś brakować – miłości, uwagi, czy dóbr materialnych. Nam się wydaje, że jest wręcz odwrotnie. Miłość dzieli się naturalnie i dla każdego jej wystarcza, nasze dzieci są otwarte, łatwo nawiązują relacje, nie giną w tłumie zahukane przez rodzeństwo. Dajemy im dobrą edukację, dbamy o ich czas wolny, pokazujemy świat. A jeśli chodzi o posiadane dobra… cóż, aktualnie pracujemy nad ich ograniczeniem. Wobec tego tym, którzy wypatrują deficytów, powiedz, co jest najlepszego w byciu mamą w dużej rodzinie? Och, profity są bardzo konkretne. Na przykład poranne zbiorowe przytulanie, wielość nosków do całowania, satysfakcja, kiedy dzieciaki nie są zainteresowane telewizorem, tabletem czy smartfonem, bo wolą bawić się i razem szaleć z rodzeństwem. Patrzę sobie często na nich i myślę: „kurcze, mają superdzieciństwo”. Piękne dzięki za rozmowę. Trzymajcie się ciepło! * Maria „Maja” Śpikowska – mama Jeremiasza (7,5 roku), Noemi (6 lat), Samuela (5 lat), Borysa (3,5 roku), Stasia (2 lata) i Niny (9 miesięcy). Prowadzi bloga Mamajastado i profil @mamajastado na Instagramie. Razem z mężem prowadzą firmę Ale napis, w której spełniają swoje marzenia i projektują szyldy reklamowe. Pamiętasz przyjście na świat pierwszego dziecka? Urodziłam Jeremiasza, gdy miałam 23 lata, i miałam masę wyobrażeń na ten temat. Kojarzysz memy „Wiesz wszystko na temat dzieci, dopóki nie masz własnych”? To jest o mnie! (śmiech). Przy pierwszym dziecku wydawało mi się, że jestem bardzo świadoma macierzyństwa, że jestem świetnie przygotowana do porodu, bo przecież przeczytałam „W głębi kontinuum” i wiele innych książek, które podsunęły mi koleżanki. Do tego moja mama rodziła w domu i w latach 90. była w organizacji La Leche League – walczyły z dziewczynami o normalizację karmienia piersią i pomagały podobnie jak doradczynie laktacyjne dziś. Jako dziewczynka dorastałam w atmosferze tego, że poród to coś wspaniałego, że karmienie piersią to coś normalnego, a jako nastolatka oglądałam książki ze zdjęciami z porodów. Wydawało mi się, że wszystko wiem, natomiast moja pierwsza ciąża była przenoszona 2 tygodnie. I było wywoływanie porodu… Tak, oksytocyna, wywoływanie porodu – było tu dużo ingerencji lekarzy. Dziś myślę, że lekarze pomogli mi przejść przez bardzo ciężki poród, ale to zderzenie moich wyobrażeń z rzeczywistością było niełatwe. Okazało się, że nie potrafię sama rozmawiać z lekarzami i walczyć o swoje prawa. Miałam zaprzyjaźnioną położną, ale nie wszystko szło po mojej myśli. Z każdym kolejnym porodem czułam się lepiej przygotowana – to się zmieniło na plus. Przy czwartym dziecku miałam już taką fajną pewność siebie, że gdy neonatolog powiedział, że nie mogę iść na USG z dzieckiem, odparłam: „Właśnie, że mogę, proszę pana! Takie są moje prawa”. I poszłam. Przepisy i procedury szpitalne się nie zmieniły, ale wzrosła moja świadomość. Doświadczenie to złoto. Od czwartego dziecka nikt mi nie fikał (śmiech). Jak dzieciaki odnajdują się w waszym, jak to ładnie nazywasz, stadzie? Wspominasz, że czasem bywają „wolontariuszami” i pomagają w domu. Opiekują się sobą? Nie mamy tak, że któreś dziecko jest odpowiedzialne za konkretnego brata czy siostrę, to raczej potrzeba chwili. Jeśli muszę wyjść do łazienki, proszę Noemi, żeby spoglądała na najmłodszą Ninę, i robi to bez problemu. Zdarza się, że mówi: „Mamo, teraz nie mogę, jestem zajęta” i OK, proszę, by dała mi znać, gdy będzie wolna. Tu warto dodać, że oboje z mężem jesteśmy z rodzin wielodzietnych: ja jestem najstarsza z siódemki, a Kuba jest ósmy z jedenaściorga, więc znamy perspektywę najstarszego i najmłodszego malucha. Na tej podstawie pewne rzeczy robimy, a pewnych unikamy. Oczywiście jako normalni ludzie też popełniamy błędy wychowawcze, ale doświadczenie pomaga i nigdy nie zmuszamy starszych dzieci, żeby były odpowiedzialne za te młodsze. Nie robimy z nich opiekunek czy małych dorosłych, a jednocześnie chcemy, żeby byli wychowani w przeświadczeniu, że żyjemy w społeczności, i że mamy swoje obowiązki – jeżeli Jeremiasz nie wyładuje zmywarki, to nie będziemy mieli na czym zjeść kolacji. To jego zadanie, którego uczy Stasia – młodszy czuje się nobilitowany, a starszy dumny, że jest wzorem dla brata. A co z ubieraniem się? Wiem, że uporządkowana garderoba sporo wam ułatwia. Starsi ubierają się sami, my ubieramy tylko dwójkę najmłodszych. Borys już też nieźle sobie z tym radzi. Na pewno garderoba dzieci im w tym pomaga – każdy ma posegregowane swoje ubrania i wie, że szuflada, do której sięga jest jego, a w niej jest koszyk z czystymi gatkami i skarpetkami. Ktoś mi ostatnio powiedział, że to jest bardzo Montessori, a ja myślę sobie, że coś, co ułatwi życie każdej mamie – niezależnie od tego, czy ma jedno dziecko, czy piątkę – to dostosowanie środowiska do dziecka, nie odwrotnie. Trzeba dać dzieciom żyć, ale też podać stołek, żeby mogły sobie nalać tej wody. Skoro jesteśmy przy usprawnieniach rzeczywistości, to wspomnę, że na twoim koncie na IG pysznią się kolorowe talerze ustawione na stole – czasem sześć, czasem osiem. Jak wygląda przygotowanie posiłku dla takiej załogi? Przecież każdy ma swoje preferencje smakowe, a do tego dochodzą nietolerancje pokarmowe! Nasze dzieci nie mają uczuleń i nietolerancji, jedzą gluten i białko. Być może to wynika z tego, że nie stosujemy przetworzonej żywności – poza sytuacjami awaryjnymi. Po prostu nam się to nie opłaca, bo jedzenie jest pakowane w porcje dla mniejszych rodzin. Robię po prostu większe zakupy. Ostatnio wzbudziłam podejrzenia ochroniarza, bo wpakowałam do koszyka całą skrzynkę pomidorów, która i tak starczy nam na jakieś trzy dni. Czasem moje zakupy mogą wyglądać trochę groteskowo (śmiech). Jeśli chodzi o gotowanie, wszyscy jemy to samo. Mam bardzo prosty styl gotowania, kocham kuchnię włoską – uważam, że jest stworzona dla dużych rodzin. Sprawdza nam się też sposób wielodzietny, czyli ustawiam talerz z jedzeniem na środku stołu, a dzieci mogą wybierać, co chcą jeść. Mamy przy stole taką zasadę, że nie mówimy, że coś jest „obrzydliwe”, a jeśli maluchom coś nie smakuje, odkładają to na brzegu talerza i mówią „to nie jest mój hit”. Działa! Patrzę na twoje zdjęcia z domowego pokładu i myślę sobie: ale tam czysto! To teraz się przyznaj, czy to „kadry ułożone”, czy udaje ci się tak ogarniać dom? Bardzo lubię porządek, lubię mieć rzeczy poukładane po swojemu, i dużo czasu zajęło mi przyjęcie tej myśli, że mieszkają z nami dzieci, że mieszają wszystko i robią bałagan. Co więcej, nie oceniają tego jako bałagan. Czasami się wściekam, ale generalnie bywa tak, że mamy bałagan, ale muszę go zostawić, żeby robić coś innego, np. poczytać maluchom książkę. Muszę olać, że połowa naczyń nie jest wsadzona do zmywarki, albo połowa prania została w pralce. Przecież kolejna chwila, w której będę mogła im poczytać, może nie nadejść. Udaje wam się wychodzić gdzieś całym stadem? Pewnie, choć prawdę mówiąc, nie jesteśmy fanami wychodzenia do restauracji czy do centrum miasta, bo to nie są miejsca przyjazne dzieciom – i to nie dlatego, że mamy ich dużo, tylko generalnie. Najłatwiej jest nam jechać w przyrodę, najczęściej do lasu – tam odpoczywamy. Jeździmy jednym samochodem – mamy dziewięcioosobowego volkswagena transportera. Na wakacje jeździmy nad morze, przed sezonem (możemy unikać wiecznego odmawiania dzieciom kupowania tandetnych zabawek na straganach i jedzenia frytek dwa razy dziennie). Teraz planujemy wyjazd w góry, do naszej tajnej bazy – chatki, w której nie ma bieżącej wody, za to jest mnóstwo zwierząt dookoła, np. gdy myjesz zęby przy strudze, towarzyszą ci owce. Dzieci w przyrodzie mają totalną wolność. O, tak – w naturze wszyscy jesteśmy wolni. Z przyjściem na świat kolejnego dziecka miłość się mnoży, ale czas trzeba jednak nieco podzielić. Udaje ci się wygospodarować chwilę na „randki” tylko z jednym dzieckiem? Staramy się to robić wtedy, kiedy dzieci dają sygnał, że tego potrzebują. Czasem czuję, że mijam się z którymś dzieckiem, mimo że siedzimy przy jednym stole. To też zależy od charakteru malucha – niektóre są ekstrawertyczne, jak ich matka (śmiech), a u innych więcej się dzieje we wnętrzu i trzeba je po prostu zapytać. I nie chodzi o to, żeby jechać nie wiadomo dokąd – czasem wystarczy spacer do Paczkomatu albo 15 minut dookoła osiedla. Dla malutkiego dziecka to wystarczające, bo wtedy jest się skupionym tylko na nim. Teraz, kiedy rozmawiamy na Skype, wasze dzieci są pod opieką niani. Często korzystacie ze wsparcia? Rodzina nam czasem pomaga, ale moi teściowie mają czterdzieścioro wnucząt, a moi rodzice jedenaścioro, a do tego wszyscy pracują, więc nie polegamy na dziadkach (śmiech). Priorytetem jest dla mnie bycie mamą, ale po czwartym dziecku zrozumiałam, że jestem jedna i nie muszę być tylko mamą. To był przełom, owocny dla naszej rodziny, dla naszego związku. Kiedy muszę popracować, staramy się szukać opiekunek, najczęściej są to dziewczyny z wielodzietnych rodzin, które mają doświadczenie z młodszym rodzeństwem. Właśnie – muszę ruszyć z moim blogiem, bo już zarósł chwastami! Spotkałaś się kiedyś z nieprzychylnymi uwagami ze strony krewnych, znajomych albo nieznajomych, dotyczącymi wielodzietnej rodziny? Takich komentarzy jest bardzo niewiele – nie wiem, czy coś się zmieniło w społeczeństwie, czy my przerażamy swoim ogromem (śmiech). Odkąd mamy szóstkę dzieci, nikt nas nie zaczepiał w sposób negatywny – to się zdarzało do trzeciego dziecka. Później, kiedy czekaliśmy na czwarte dziecko, zaczęło się słynne 500 plus. Czytałam, że ludzie dokuczają rodzinom wielodzietnym, wołając za nimi „500 plus!” – nam się to nie przytrafia. Na moim koncie na Instagramie zdarzają się nieprzyjemne komentarze, ale to naprawdę promil. Za to – co ważne i ciekawe – dużo ludzi mówi nam miłe i pozytywne rzeczy, gdy spotyka nas na ulicy. Ale super! Dołączam do nich. To powiedz jeszcze, co jest najpiękniejsze, a co bywa największym wyzwaniem w byciu mamą wielodzietną? Trudne są te momenty, kiedy przez zmęczenie fizyczne zgubi się przekonanie o tym, kim się jest. Z macierzyństwem jest jak z pracą – może być twoją pasją, ale możesz się też wypalić, i ja się czasem wypalam. To jest sygnał, że muszę się zaopiekować sobą. Jak w samolocie, kiedy najpierw zakładasz maseczkę sobie, a później dziecku. Zmęczona mama niewiele może zdziałać – dla dziecka, dla męża, dla siebie i dla świata. O tym staram się pamiętać. Macierzyństwo jest też dla mnie wyzwaniem duchowym – żeby wychować tych ludzi, których dał mi Pan Bóg. A najpiękniejsze w byciu mamą wielodzietną są te momenty, kiedy wszystkie dzieci siedzą przy stole i to najmniejsze, które jest niewinne i jeszcze nam nie odpyskowało (śmiech), tak szczerze się cieszy, klaszcze. Ta autentyczna radość udziela się nam wszystkim. Uwielbiam też te chwile w przyrodzie – wtedy po prostu jesteśmy rodziną. Dziękuję za rozmowę! Czy wśród was też są mamy wielodzietne? Jeśli tak – jakie macie doświadczenia w macierzyństwie i społeczeństwie? Jestem ogromnie ciekawa, czy blisko wam do historii naszych bohaterek.
Większość pracujących mam stwierdzi, że czasu jest za mało – bo za dużo mamy na głowie. Praca pracą, ale do tego dochodzą jeszcze wszystkie tzw. obowiązki domowe. Codzienne, często rutynowe i niekiedy nużące, aczkolwiek niezbędne czynności, które wydają się nie mieć końca. Wydawałoby się, że partnerski model rodziny
corobic Dołączył: 2013-03-02 Miasto: Liczba postów: 16 2 marca 2013, 10:53 Nie wiem jak to wszytko opisać. Nie chcę współczucia, żalu chcę oceny kogoś z zewnątrz... może jakiejś rady jak to więc zacznę od tego że jestem z moim X od pięciu lat. On już na początku bardzo dużo przeżył aby być ze mną. (kłopoty z moim byłym) Przez ten czas bardzo go pokochałam, a on mnie. Nie wyobrażamy sobie dalszego życia oddzielenie. Marzę o ślubie z nim i dzieciach, nie chcę innego faceta, on nie chce innej dziewczyny. Chociaż kłutnie są jak w każdym związku, dajemy radę je przetrzymać. Poza tym wiem że mogę mu ufać i ZAWSZE na nim polegać. Kocham go i serce pęka mi teraz w pół. Mam nawet myśli że skoro nie możemy być razem to nie chcę dalej żyć...A więc sytuacja jest taka. Ja mieszkam sama z moją mamą w wielkim domu pod miastem. Tata zmarł gdy miałam 12 lat i od tego czasu dziś mam 23 lata mieszkamy same z mamą która ma lat 60. Na swój wiek dobrze się trzyma ale nie wyobrażam sobie kiedyś jej zostawić tu samej bo wiem że nie poradzi sobie psychicznie jak i finansowo utrzymać tak dużego domu. Czuję że jest to mój obowiązek być z Nią i chcę z Nią być. Nie czuję się do tego zmuszona. Uważam że skoro ona zajmwała się mną i po śmierci taty starała się by nie zabrakło mi niczego to moją powinnością w zgodzie z własnym sumieniem byłoby po ślubie zamieszkać z nią, wspierać. Mieć na oku. Mój tata zawsze chciał żebym została tu w rodzinnym domu z tą myślą wybudował poddasze na którym mogłabym zamieszkać z męzem stworzyc osobne wejście/kuchnie/ mieszkanie. I tu pojawia się problem ponieważ mój X mieszka ze swoimi rodzicami na wsi w piętrowym domu, rodzice mają małe gospodarstwo i też zawsze chcieli aby mój X w przyszłości miał tam mieszkać na drugim piętrze ze swoją żoną. X nie chce słyszeć aby mieszkać kiedyś u mnie, a ja nie dopuszczam myśli by mieszkac u niego w domu z jego rodzicami którzy wiecznie we wszystko się wtrącają, buntują X na swoją stronę... wzbudzili w nim poczucie że musi się nimi zająć i ma tam zamieszkać z nimi chociaż jego rodzice mają dopiero 45 lat, są młodzi zdrowi jest ich dwoje... a moja mama jest sama, nie ma w nikim innym oparcia, do tego 60 lat na karku... Wczoraj po dwóch tydodniach zawieszenia naszego związku stwierdziliśmy że nie ma dla nas żadnego wyjścia... Rozmawialiśmy w aucie do rana... pierwszy raz tak na prawdę zdając sobie sprawę z tego jaka ta sprawa jest poważna. X powiedział mi że już dawno by mi się oświadczył, chciał się ożenić ale wie że nie ma rozstrzygnięcia tej sprawy z domami i to go blokuje.... oboje ryczeliśmy jak woły... do niczego słusznego nie doszliśmy... postanowiliśmy tylko znowu się rozstac i zobaczyć jak życie się bedzie toczyć osobno, co zmieni czas... ale czas nic tu nie zmieni i ja to wiem... serce łamie mi się w pół dlatego że wiem o tym że albo on albo żaden. Choć w życiu już wiele przeżyłam (śmierć taty, a wiec utrata bliskiej osoby) nie wyobrażam sobie stracić JEGO! A on mówi że nie wyobraża sobie życia bezemnie. Zaraz oszaleję... widzę jedyne wyjście... dla mnie życie się kończy i właśnie tego bym chciała... Nigdy nie zgodzę się na mieszkanie z teściami... tymbardziej że mam swój dach nad głową... dom przepisany w testamęcie przez tatę mnie... a w nim 60letnią matkę która potrzebuje opieki. Bardzo go kocham :( a on mówi że kocha mnie... nie wiem co zatem robić... skoro ten problem stoi pomiedzy nami... Uważam że skoro tak bardzo mnie kocha i nie wyobraża sobie życia bezemnie powinien zgodzić się wiedząc jaka jest sytuacja na zamieszkanie u mnie... on tak nie uważa... Edytowany przez corobic 2 marca 2013, 10:58 Dołączył: 2010-02-23 Miasto: Międzyrzec Podlaski Liczba postów: 4714 2 marca 2013, 11:44 dla mnie to dziwne, niby sie kochacie a sie rozstajecie z takiego powodu. Pierwszy poważny problem,a wy zamaisat jakos dojśc do porozumienia i się jakoś dogadac, to sie poddajecie. To wszystko pokazuje że nie barzo sie kochacie skoro nie mozecie razem pokonać problemu. Po drugie wszystko on musi, wszystko musi byc po Twojej stronie. Dlaczego uważasz że jego siostra powinna sprzedac dom który sobie buduje, to chyba nie jest Twoja sprawa. A ty mówisz że powinna go sprzedać i zamieszkać z rodzicami a Twój X pownien u Ciebie Dołączył: 2006-07-10 Miasto: Brighton Liczba postów: 1054 2 marca 2013, 11:50 ja także uważam, że jeśli na prawdę Cię kocha powinien zrozumieć Twoją sytuacje, bo bez dwóch zdań jesteś w gorszej sytuacji jeśli chodzi o Twoją mame, która jest starszą samotną osobą, na Twoim miejscu też bym chciała mieszkać z nią i on powinien to zrozumieć, ma dwoje rodziców, którzy są jeszcze młodzi...dziwna sprawa moim zdaniem... corobic Dołączył: 2013-03-02 Miasto: Liczba postów: 16 2 marca 2013, 11:55 dla mnie to dziwne, niby sie kochacie a sie rozstajecie z takiego powodu. Pierwszy poważny problem,a wy zamaisat jakos dojśc do porozumienia i się jakoś dogadac, to sie poddajecie. To wszystko pokazuje że nie barzo sie kochacie skoro nie mozecie razem pokonać problemu. Po drugie wszystko on musi, wszystko musi byc po Twojej stronie. Dlaczego uważasz że jego siostra powinna sprzedac dom który sobie buduje, to chyba nie jest Twoja sprawa. A ty mówisz że powinna go sprzedać i zamieszkać z rodzicami a Twój X pownien u Ciebiewłaśnie nie powiedziałam tego... powiedziałam że nikt nie może im nic narzucić... ewelka16 2 marca 2013, 11:57 Smutne. Tak naprawdę ja bym dążyła do tego, aby być szczęśliwa. Swoją drogą, ty masz 23 lata, twój facet ile? Powiedzmy, że też te 23-24 i nadal się rodziców słucha? Chociaż. Co ja gadam. Na wsi są inne reguły. Ja bym się z nim rozstała, mówię Ci to szczerze, znam tyle historii jak to rodzice na wsi rozbijali małżeństwa dzieci... Taka prawda, moherki latają do kościoła, a w domu zięć nie ma prawa głosu, bo mamusia wie lepiej. Przykro mi. Ale ja bym się rozstała. Edytowany przez ewelka16 2 marca 2013, 12:07 Dołączył: 2012-01-08 Miasto: Kraków Liczba postów: 2217 2 marca 2013, 11:58 A według mnie - może to brutalnie zabrzmi - nie kochacie siebie nawzajem tak naprawdę. Gdyby tak było, bylibyście w stanie rzucić wszystko dla siebie. Ty jesteś pod wpływem mamy, on pod wpływem rodziców. Mentalnie jesteście dziećmi. A dzieci nie moga stworzyć stabilnego Wasza miłość była tak wielka, odeszlibyście od obojga rodziców i stworzyli WŁASNY dom. Nie mówię tutaj, że macie porzucić rodziców i odciąć się od własnych korzeni. Ale wystraczy pomoc mamie w finansach (wspominasz, że nie będzie jej stać na utrzymanie wilekiego domu) oraz odwiedzanie swoich rodziców, aby nie czuli się dojrzeć i stworzyć dobry związek trzeba odciąć pępowinę. I Twoją i Twojego partnera. Dołączył: 2012-06-19 Miasto: Katowice Liczba postów: 3656 2 marca 2013, 12:05 nainenz napisał(a):Coś mi tu śmierdzi...skoro tak strasznie Cie kocha, to powinien zamieszkać z Toba. Z tego co piszesz, mama jest sama...ma tylko Ciebie, a jego rodzice są oboje. Miłosć to kompromisy...a on tak normalnie zgodził się na rozstanie...a może wspólna rozmowa z jego im sytuacje...jesli nie zrozumieja to sa bez serca ewelka16 2 marca 2013, 12:09 Bubusia166 napisał(a):A według mnie - może to brutalnie zabrzmi - nie kochacie siebie nawzajem tak naprawdę. Gdyby tak było, bylibyście w stanie rzucić wszystko dla siebie. Ty jesteś pod wpływem mamy, on pod wpływem rodziców. Mentalnie jesteście dziećmi. A dzieci nie moga stworzyć stabilnego Wasza miłość była tak wielka, odeszlibyście od obojga rodziców i stworzyli WŁASNY dom. Nie mówię tutaj, że macie porzucić rodziców i odciąć się od własnych korzeni. Ale wystraczy pomoc mamie w finansach (wspominasz, że nie będzie jej stać na utrzymanie wilekiego domu) oraz odwiedzanie swoich rodziców, aby nie czuli się dojrzeć i stworzyć dobry związek trzeba odciąć pępowinę. I Twoją i Twojego na wsi inaczej się żyje. Uwierzcie. Rodzice tak manipulują dziećmi, rozbijają związki. To nie to, co w miastach. Tam jest inna mentalność. Wiem co mówię, sama byłam "w środku" takiej rodzinki ze wsi. Byłam w związku z chłopakiem ze wsi, a jak z nim zerwałam, to nawet nie chce sobie przypominać, co było. Rodziny tam się wspierają, co oznacza tyle, że po zerwaniu dostałam masę dziwnych telefonów, gróźb, po prostu taka tam jest mentalność... Dołączył: 2012-10-30 Miasto: Wrocław Liczba postów: 316 2 marca 2013, 12:09 Mama nie utrzyma sama tak wielkiego domu? to niech go sprzeda i kupi sobie mieszkanko w którym będziecie ją bardzo często odwiedzać i pomagać. Nie radziłabym też mieszkać u teściów. Najlepiej na swoim, nikt się Wam nie będzie wtrącał. chunky 2 marca 2013, 12:11 haneczka19011988 napisał(a):moim zadaniem rodzice zyc wiecznie nie beda a ty zostawisz partnera na cale zycie przez nich mama ma 60 lat młoda jego rodzice sobie poradza najlepiej wynajmijcie razem gdzie indziej na jakies 5 lat a potem zdecydujecie co dalej mysle ze do twojej mamyProblemem nie jest tu gdzie zamieszkac tylko ze on nie chce odejsc od rodzicow, wiec na wynajecie czegos tez sie nie zgodzi. Zreszta jak ona cos wynajmie z nim i tak bedzie musiala pomagac fiansowo mamie bo przeciez napisala ze mama nie dalaby rady utrzymac tak duzego domu sama. Jestes jeszcze mloda, teraz wydaje sie ze to wielka milosc, ale co to za milosc skoro on nawet nie potrafi zrozumiec w jak ciezkiej sytuacji jestes. Moja mama ma 57 lat i nigdy nie pozwolilabym jej zostac samej. Jego rodzice sa mlodzi, maja siebie i jeszcze corke , ktora bedzie mieszkala bliziutko wiec sa strasznymi egoistami starajac sie na sile zatrzymac Twojego chlopaka. W tej sytuacji powinno sie wybrac mniejsze zlo a ewidentnie widac ze on nie potrafi tego przeanalizowac, po co Ci taki maminsynek, ktory jak marionetka jest sterowany przez swoich rodzicow? Poczekaj na prawdziwego, dojrzalego faceta, ktory nie bedzie sie bal Toba "zaopiekowac" Edytowany przez chunky 2 marca 2013, 12:12 chunky 2 marca 2013, 12:15 jooogusia napisał(a):Mama nie utrzyma sama tak wielkiego domu? to niech go sprzeda i kupi sobie mieszkanko w którym będziecie ją bardzo często odwiedzać i pomagać. Nie radziłabym też mieszkać u teściów. Najlepiej na swoim, nikt się Wam nie będzie wtrącał. A ty bys sprzedala dom, ktory ma dla Ciebie az tak wielka wartosc sentymentalna?? Nie jest ona tutaj w podbramkowej sytuacji aby decydowac sie na taki krok, a zreszta gdzie na wsi sa bloki z mieszkaniami??
Kochamy Was i wierzymy, że potraficie cieszyć się naszym szczęściem. Z głębi serca dziękuję Wam, za wszystkie dni, które wspólnie przeżyliśmy. Jestem Wam wdzięczna za uśmiech, miłość i dobrą radę… W ciągu wszystkich lat, wychowując mnie staliście się osobami, na których zawsze można polegać, którzy służą pomocą
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2009-08-14 18:44:23 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Temat: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemprowadzę podwójne życie,mam partnera z którym jestem dobrych parę lat,i wspaniałego faceta którego poznałam parę msc temu i dla którego straciłam głowe,lecz on tak jak ja jest zajęty chcielibyśmy bardzo być ze soba bez ukrywania się lecz w grę wchodzą nasze dzieci,nie chcemy im zabierać rodziców,ale bez siebie też nie potrafimy żyć,los płata nam figle spotkaliśmy sie w nieodpowiednim miejscu i czasie,wiem że to miłość mojego życia moja bratnia dusza,rozum mówi że powinnam się wycofać a serce lgnie do niego,każda decyzja będzie boląca,mam tylko cichą nadzieję że los połączy nasz drogi kiedyś tam,bo skoro to takie silne uczucie powinno przetrwać wszytsko,dobre i złe chwile .........strasznie to wszytsko skomplikowane i ciężka każda decyzja 2 Odpowiedź przez kocur1507 2009-08-14 19:42:08 kocur1507 Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-07-19 Posty: 150 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem współczuje, okropna sytuacja...no niby żadne wyjście nie jest dobre, ale bycie z facetem z którym jesteś z przyzwyczajenia to na dłuższą mete i tak skończy sie porażką...tak to już jest, że "lepsze" zawsze było wrogiem "dobrego" i teraz, kiedy już poznałaś mężczyzne bez którego nie możesz żyć, ciężko Ci będzie być z tym pierwszym tylko ze względu na dzieci, a i one z czasem będą widzieć, że między Wami nie jest dobrze... 3 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-14 20:05:22 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemtak,ale wiesz ja sama zostalam w wieku14lat bez mamy,bo rodzice się rozwiedli,i w sumie nie wiem czy bym nie wolała żeby mama jednak była mimo wszytsko,ciężko sie żyje w ten sposób,ale to dla niego codziennie wstaje chce mi sie życ i czekam i odliczam dni na spotkanie z nim przy nim wszytsko jest inne piękne i kolorowe,a co dalej będzie tego nie wiem 4 Odpowiedź przez kocur1507 2009-08-14 20:18:13 kocur1507 Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-07-19 Posty: 150 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemno może ciężko sie tak żyje, kiedy rodzice nie są razem, ale moim zdaniem to kwestia chęci i organizacji wiadomo, że to nie to samo co cała rodzina w komplecie ale moim zdaniem to lepsze niż rodzina w komplecie i ktoś jeszcze na dokładke... 5 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-14 20:21:35 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemno napewno,ale skoro jestem szczęśliwa choć chwile czy mam rezygnować ze swojego szczęścia??????????? 6 Odpowiedź przez kocur1507 2009-08-14 20:25:30 kocur1507 Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-07-19 Posty: 150 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemno to właśnie pisze, że moim zdaniem nie powinnaś i chociaż teraz wydaje sie to trudne to myśle, że z biegiem czasu wyda Ci sie to dobrym rozwiązaniem i nie będziesz żałować swojej decyzji jednak ona należy do Ciebie 7 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-15 11:12:59 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemwiesz próbowałam i sie nie udało chciałam odejść ale serce pękało mi z bólu,nie potrafilam złapać oddechu,duszę się bez niego 8 Odpowiedź przez LoveIsPain 2009-08-18 11:36:09 LoveIsPain Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-18 Posty: 1 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem kaszmirka napisał/a:wiesz próbowałam i sie nie udało chciałam odejść ale serce pękało mi z bólu,nie potrafilam złapać oddechu,duszę się bez niegoHej. Wiem co czujesz, mam to samo chociaż u mnie sytuacja wygląda inaczej. Oboje się kochamy, oboje chcemy ale rozum mówi jeszcze troche, kilka miesięcy to naprawdę mało- może to tylko zauroczenie. Nie podejmuj pochopnych decyzji;) 9 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-18 13:47:49 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemno ciężko jest na razie zostawie wszytsko jak jest czas pokaże co i jak 10 Odpowiedź przez suzz 2009-08-18 13:53:10 suzz Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-03 Posty: 450 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemPoddaj sprawę czasowi.. On pokaże Wam wszystko... Bądź dobrej myśli i nie rezygnuj z kogoś, kto jest Twoim życiem. 11 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-18 14:03:55 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemjejku jak ja Ci dziękuję ktoś wkoncu mnie poparł i rozumie co się czuje i myśli,chcę być z nim mimo wszystko,a czas pokaże dokładnie,nigdy nie wiadomo co komu pisane,pozdrawiam i dziękuję za wsparcie 12 Odpowiedź przez suzz 2009-08-18 14:10:44 suzz Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-03 Posty: 450 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem Nie wolno nam rezygnować z ważnych wartości życiowych..zwłaszcza z miłości... Troszkę egoizmu nikomu nie zaszkodzi.. pomyśl czasem o sobie o o własnym szczęściu. O Rodzinie oczywiście nie wolno zapominać, ale Ty sama dla siebie też musisz być ważna. 13 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-18 14:17:01 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemkochana dodajesz mi skrzydełłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłł chce mi się żyć kochać i być kochana 14 Odpowiedź przez suzz 2009-08-18 14:27:20 suzz Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-03 Posty: 450 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemLos leży w Twoich rękach... Pomyśl o tym, co będzie za kilkanaście lat.. kiedy Twoje dzieci zaczną układać sobie życie i zakładać Rodzinę... Nikt nie chce być sam.. Nikt nie powinien być sam 15 Odpowiedź przez koma5 2009-08-18 15:51:50 Ostatnio edytowany przez koma5 (2009-08-18 15:53:30) koma5 Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-01-07 Posty: 3,244 Wiek: 50+ Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem hopeforlife napisał/a:Los leży w Twoich rękach... Pomyśl o tym, co będzie za kilkanaście lat.. kiedy Twoje dzieci zaczną układać sobie życie i zakładać Rodzinę... Nikt nie chce być sam.. Nikt nie powinien być sam Hopeforlife...coś bajdurzysz, sorry...Kaszmirka ma męża/partnera, nie jest sama...Kaszmirko, spodobały Ci się wypowiedzi hoperforlife, bo utwierdzają Cie w tym, że ten facet jest w porządku wobec Ciebie i za chwile porzuci swoją świeżo zaślubioną żonę i wróci do co z Twoim związkiem? Skoro kochasz tak bardzo, to powinnaś oznajmić to swemu obecnemu partnerowi i odejść od niego. Odejść i czekać.... 16 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-18 15:56:34 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemgdyby wszystko było prostsze życie nie było by takie skomplikowane,nie wiem może brakuje nam odwagi w tym wszystkim,nie wiem jest jak jest,ważne że mam choć chwile radości i szczęścia,nie chcę nikogo krzywdzić i dlatego te tajemnice 17 Odpowiedź przez koma5 2009-08-18 16:32:48 koma5 Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-01-07 Posty: 3,244 Wiek: 50+ Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem nie chcę nikogo krzywdzićI przestaniesz wobec tego spotykać sie z tym swoim wymarzonym??...aby nie krzywdzić jego żony, dziecka...No, kaszmirko, powiedz? 18 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-18 16:45:40 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemwiesz nie potrafie próbowałam wiele razy,ale czulam się jakbym nie istniała nie potrafiłam złapać oddechu dusiłam się,jakby mnie nie było,na chwile obecną nie potrafie zrezygnować z niego 19 Odpowiedź przez koma5 2009-08-18 17:35:55 koma5 Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-01-07 Posty: 3,244 Wiek: 50+ Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem...no to nie pisz, że nie chcesz nikogo krzywdzić... 20 Odpowiedź przez suzz 2009-08-18 18:40:22 Ostatnio edytowany przez hopeforlife (2009-08-18 18:47:38) suzz Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-05-03 Posty: 450 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem Z byciem samemu miałam na myśli to, gdyby Kaszmirka odeszła od swojego męża. Ma partnera, ale nie jest z nim samotna... A co złego w tym, że dwoje ludzi pragnie razem być?Może lepiej nie będę się wypowiadać w tym temacie...Pozdrawiam i przepraszam jeśli namąciłam i źle coś ma co nikogo potepiać za zachowanie. Każdy jest taki a nie inny. Miłość nie wybiera... Tak jak napisałam wcześniej, czas pokaże co z tego się z tym, że żona tego mężczyzny cierpi. Nie ma idealnego wyjścia z sytuacji... 21 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-18 20:33:19 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemwszystko ok hopeforlife każdy ma swoje zdanie jest jak jest mimo czy ktoś osadzi to tak czy tak ja i tak zrobie swoje,pozdrawiam ciepło 22 Odpowiedź przez zuzia 2009-08-22 20:50:34 zuzia Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-22 Posty: 150 Wiek: 36 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem kaszmirka napisał/a:no ciężko jest na razie zostawie wszytsko jak jest czas pokaże co i jakkaszmirko a co jesli sie to wyda i stracisz wszystko? moze lepiej nie zwlekaj z podieciem decyzji. 23 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-25 11:42:02 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemzuzia z każdej strony próbuje jakoś to poukładać,odejść ale na sama myśl serce mi pęka na pół,wszytsko zaczyna mnie przerastać,jestem a tak jakby mnie nie było,juz sama nie wiem co mam robić,zaczynam wariować 24 Odpowiedź przez zuzia 2009-08-25 12:42:33 zuzia Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-22 Posty: 150 Wiek: 36 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemnie mozesz czekac z podieciem takie cos przewaznie predzej czy pozniej wychodzi na jaw w najmniej odpowiedniej chwili,a wtedy moze sie okazac ze stracilas naprawde wszystko! powinnas chyba usiasc z twoim kochanym i szczeze z nim porozmawiac,co dalej za nim to sie jeszcze nie wydalo. 25 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-25 15:55:48 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemwiesz kochana dużo debatujemy,ale niestety nie możemy być ze sobą,kochamy się ale nie możemy być ze sobą,ja nie mogłabym patrzeć jak on się zadrecza tym że nie widzi się z synkiem i wiem że skrzywdziłabym go tym ze nie ma go na codzień 26 Odpowiedź przez zuzia 2009-08-25 18:12:08 zuzia Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-22 Posty: 150 Wiek: 36 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemnie gniewaj sie ale wy chyba tak naprawde nie wiecie czego chcecie,moze podoba wam sie taki uklad?skoro tak to czekaj az sprawa sie sama mowisz ze tak lepiej,ale nie wiem czy warto tak kciuki zeby jakos sie to wszystko poukladala 27 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-08-26 19:22:54 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemczas pokaże co będzie dalej jeżeli nam pisane bycie razem tak będzie,na chwile obecną nie moge nic zmienić więc zostawiam tak jak jest pozdrawiam zuzia i dziękuję 28 Odpowiedź przez mirelcia2000 2009-09-02 13:50:43 mirelcia2000 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-09-02 Posty: 8 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemCzytałam twoją historę! Czasami myślę że mnie szczęście opusciło ale jak czytam wasze historię to mam nadzieje na lepsze jutro. Miłość to tylko słowo ale to uczucie dla którego warto być żyć i śnić a bez niego człowiek ma pustke i żal. W życiu mówiono mi idż za głosem serca, kieruj się uczuciami.... Tylko mi brakuje rozsądku 29 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-09-02 17:34:20 Ostatnio edytowany przez Agatka (2009-12-17 22:07:21) kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem niestety nic nie jest łatwe a miłość nie zawsze jest łatwa,glowa do góry trzymaj się"W życiu trzeba robić to co się kocha, z tymi, których się kocha" 30 Odpowiedź przez majorka 2009-09-12 09:55:13 majorka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-09-06 Posty: 660 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem Kaszmirka sama dobrze wiesz, że rozumiem Cie w 100% tylko, że w Naszej histori nie ma dzieci... o tyle o ile łatwiej... ja bym chyba to zostawiła biegowi wydarzeń... tak jak Ty mi powiedziałaś co ma byc to będzie... jakieś przeznaczenie jest nam pisane... trzeba byc cierpliwym... to uczucie Cie pewnie nie minie skoro jest takie mocne wiec trzeba wierzyc ze jakos sie ułozy.... 3mam mocno kciuki :* "Każda kobieta zasługuje na to aby być czyjąś księżniczką 24 godziny na dobe, 7 dni w tygodniu i 365 dni w roku" - pamiętajcie o tym :* 31 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-09-12 10:35:58 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemdokładnie trzeba cieszyć się chwilą co ma byc to bedzie,nie ma co sie codziennie zastanawiać i smucic bo naprawde można się wykączyć nie potrafie z niego zrezygnować i chcę być przy nim blisko wspierać go w ciężkich chwilach bo ma ciężki okres,jestem też jego przyjacielem,a przyjaciół w potrzebie się nie opuszcza,dużo siły życze Ci kochana 32 Odpowiedź przez Anemonne 2009-09-12 11:06:12 Ostatnio edytowany przez Anemonne (2009-09-12 11:07:04) Anemonne 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-09-08 Posty: 10,422 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem Po pierwsze: nie rozumiem, jak po kilku miesiącach znajomości z tym człowiekiem możesz być pewna, że to mężczyzna Twojego życia, bratnia dusza itp. Po kilku miesiącach to jeszcze jest silne zauroczenie, dajesz się ponieść fali hormonów i różnych innych związków chemicznych, które mieszają Ci w mózgu. W tym stanie człowiek nie myśli trzeźwo i zazwyczaj nie używa rozumu (oczywiście nie mam tu na celu Cię obrazić, chodzi mi o rozgraniczenie serce-rozum).Po drugie: jeśli już jesteś pewna że to z nim chcesz być, a nie z ojcem Twoich dzieci, moim zdaniem lepiej dla wszystkich będzie jeśli rozejdziesz się z dotychczasowym partnerem i będziesz z tym, w którym jesteś zakochana. Moi rodzice również się rozeszli kiedy byłam dzieckiem, i szczerze Ci powiem, że wtedy poczułam pewną ulgę - widywanie rodziców oddzielnie i raz na jakiś czas jest lepsze, niż dorastanie w rodzinie, w której ewidentnie widać, że nie ma miłości między rodzicami i że są oni ze sobą wreszcie po trzecie: jaką masz pewność, że nawet jeśli Ty odeszłabyś od męża/partnera, to on - ten drugi - odszedłby od swojej partnerki? Postępuj ostrożnie, bo możliwe, że okaże się, że jego nie stać na tak duży i poważny krok. 33 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-09-12 11:22:15 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemna pewno masz rację,ale w tym momencie ja już sama nie wiem co robić,więc wole zostawić to biegowi czasu 34 Odpowiedź przez Anemonne 2009-09-12 11:28:44 Anemonne 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-09-08 Posty: 10,422 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemTo dobrze - czas pozwala wiele zrozumieć i sobie poukładać. W sumie trochę szkoda, że w takim układzie oszukujecie swoje rodziny, ale z drugiej strony domyślam się, że nie jest to łatwa sytuacja. Życzę Ci, żebyś odnalazła równowagę pomiędzy sercem i rozumiem - a to trudna sztuka 35 Odpowiedź przez kaszmirka 2009-09-12 12:23:58 Ostatnio edytowany przez Agatka (2009-12-17 22:11:44) kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem dziękuje nie jest łatwe,ale w sumie myślę że nic nie dzieje się bez powodu dlaczegos musieliśmy się spotkać i poczuć to co czujemy,a z czasem mam nadzieję że wszystko bedzie jasne i tak jak powinno być,wiem że to nie fer wobec naszych partnerów,ale tylko przy sobie mamy szczęściestaram się walczyć z sercem bo rozum mówi co innego a serce się wyrywa w jego stronęużyj opcji "edytuj", gdy chcesz coś dopisać - Agatka/moderator 36 Odpowiedź przez kaszmirka29 2009-12-13 01:17:47 kaszmirka29 Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-12-12 Posty: 25 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemżycie jest tylko chwilą cieszmy sie nią 37 Odpowiedź przez oliwcia1621 2009-12-16 16:50:51 oliwcia1621 Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-12-16 Posty: 39 Wiek: 23 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem Miałam podobną sytuację,owszem mimto to,jestem z innym mężczyzną i mamy synka,ale o wiele wczesniej z młodzieńczych lat ciągle mam w głowie mojego byłego chłopaka,nasze drogi sie rozeszły gdy wyjechał do dużego miasta w celu zatrudnienia się w firmie,strasznie to przeżywałam,nie chciałam żeby tam pojechał,ale utrzymywalismy kontakt telefoniczny mimo ze był 2 razy w swojej rodzinnej miejscowości nie spotkalismy sie,byliśmy w ten czas bardzo załuje,ze wczesniej nie odwzajemniałam jego uczucia,tylko wręcz chamsko miałam go jako "zabawkę"odczułam cios dopiero,gdy wyjechał,samotność odczuwałam dziesięciokrotnie,obwiniałam się,dopiero wtedy zrozumiałam co straciłam,jak bardzo go kocham kiedyś stwierdzilismy,że powinniśmy być razem mimo tego,ale on ma juz kobietę i dziecko i chyba los nas juz nie z tego wnioskuje,że człowiek uczy sie na błędach,nie chce go spotkać bo wiem,że skończyłoby sie to niepotrzebnym romansem...chociaz tak często o nim myśle i chciałabym bym blisko niego dzieli nas 500km...może kiedyś go spotka, prawie się nie kontaktujemy a jego widuję tylko na Naszej Klasie.. >>>**Moje Uczucia,Moja Sprawa-Moje Życie ... Moja Zabawa!!=) 38 Odpowiedź przez kaszmirka29 2009-12-16 21:41:41 kaszmirka29 Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-12-12 Posty: 25 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemto faktycznie smutna historia,widzisz i zastanawiasz sie co by było gdyby,ja wole choć przez chwile nie myslec o niczym,dziękuje za post 39 Odpowiedź przez gretchen 2009-12-16 22:03:06 gretchen Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-12-16 Posty: 24 Wiek: 35 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem Moim zdaniem kaszmirko powinnaś słuchać głosu serca. Z kim jesteś szczęśliwa i przy kim czujesz się prawdziwą i wartościową kobietą. Na dłuższą metę ciężko jest prowadzić podwójne życie, bo wczesniej czy później wszystko wychodzi. Dlatego najlepiej jest posłuchać serca. Czasem kogoś kochać, to znaczy mieć odwagę pozwolić mu odejść... 40 Odpowiedź przez agnieszka616 2009-12-17 17:44:51 agnieszka616 Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-12-12 Posty: 35 Wiek: 24 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemKaszmirko, udzielasz się na forum dużo i mądrze, jak wiesz korzystam z Twoich rad każdego dnia. Jesteśmy mądre, wiemy jak żyć i postępować, by było dobrze, ale wiemy patrząc obiektywnie na czyjeś sprawy. Prawda? Ale nie o tym chciałam pisać. Czytałam dużo Twoich wypowiedzi ale nie wiem jak Twój partner (ten nieoficjalny) podchodzi do sytuacji? Czy on myśli o byciu z Tobą? 41 Odpowiedź przez kaszmirka29 2009-12-18 18:01:15 kaszmirka29 Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-12-12 Posty: 25 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemkochana chcielibyśmy bardzo być ze soba czujemy i rozumiemy się świetnie,ale mamy dzieci którym nie chcemy psuć dzieciństwa,wiesz na pewno może się to wydać śmieszne ktoś pomyśli to po co się spotykacie skoro ranimy swoje rodziny,ja jednak jestem zdania że zostawiam sprawy samym sobą czas pokaże dzieci szybko rosną jeżeli okaże się to silnym i prawdziwym uczuciem to może kiedyś przy kominku będę mu kapcie na drutach robiła ciesząc się tak naprawdę nim i mam nadzieję że nikt nie będzie cierpiał,jak na razie cierpimy tylko my że nie możemy być tak naprawdę ze sobą 42 Odpowiedź przez hana 2009-12-26 16:02:00 hana 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2008-06-12 Posty: 923 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razem Kaszmirko wiem co czujesz,Twoja historia jest też moją...To się poprostu dzieje i nikomu nie życzę bólu z miłości. Człowiek żyje po to, aby kochać. Jeśli nie kocha-to nie żyje... 43 Odpowiedź przez kaszmirka 2010-02-10 21:39:36 kaszmirka Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-14 Posty: 208 Wiek: 29 Odp: dlaczego kochamy ,a nie potrafimy być razemdokładnie widzę że takich historii jak moja jest wiele,każda przechodzi swoje chwile smutku i radości,i każdej brakuje sił na prawidłowe decyzję pozdrawiam Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Utrzymywanie rodziny razem jest jak budowanie puzzli. Może być trudno zebrać wszystkie kawałki, ale kiedy już się je zbierze, pasują do siebie bezbłędnie. Utrzymanie naszej rodziny razem oznacza robienie tego, co jest najlepsze dla każdego z osobna i co jest najlepsze dla rodziny jako całości. W pojedynkę, każdy z nas tworzy fale. Powodów do miłości jest wiele. Duży ekran wciąga w świat, w którym nas nie ma. Zabiera tam, gdzie możemy poczuć dreszczyk emocji. Na kilkadziesiąt minut stać się kimś Orange prześwietliła upodobania kinowe Polaków. My ten ciekawy raport podzieliliśmy na cztery odcinki. Będziemy je publikowali, zaczynając od dziś, w kolejnych Magazynach "GL". Dowiecie się, dlaczego sądzimy, że co amerykański film, to amerykański, jakie produkcje uznajemy za najlepsze, a które za najbardziej przereklamowane, do jakich aktorów i aktorek wzdychamy w myślach. Ale zaczynamy od najważniejszego: wyliczenia powodów, dla których Polacy w ogóle chodzą do Możemy być razemCo łączy rodzinny wypad na działkę z wyjściem do kina? Okazja do wspólnego spędzenia wolnego czasu. A właśnie to jest dla Polaków najistotniejsze przy wyborze formy relaksu. Bo przebywanie w grupie to ważny element naszego stylu przypadku chodzenia do kina skład paczki zmienia się wraz z wiekiem. Najpierw są to znajomi, potem przyjaciele, następnie osoby z pracy, a w końcu wszystko koncentruje się na rodzinie. - To opis mojego przypadku - śmieje się Monika Przygrodzka z Zielonej Góry. Jako nastolatka do nieistniejącego już kina Wenus chodziła ze znajomymi z osiedla. W porywach było to nawet kilkanaście osób. Parę lat później zastąpiły je przyjaciółki z liceum: Anka i Agnieszka. Gdy urodziły dzieci i czasu było mniej, Monika chodziła z koleżanką z pracy, która przez te seanse stała się kimś Śmiejemy się, że nić sympatii nawiązała się między nami na filmie "Godziny". Bo obie płakałyśmy w tych samych momentach - wspomina. Teraz z przyjaciółkami wyskakuje rzadko i tylko na kawę. A do kina chodzi już wyłącznie z rodziną: dziećmi Zuzią i Antosiem oraz z mężem Maćkiem. - Mam tak mało czasu, że łapię każdą okazję, by spędzać czas razem z najbliższymi - tłumaczy ten Łączymy przyjemnościFilmy na wielkim ekranie częściej oglądają ludzie młodzi (do 29. roku życia), lepiej wykształceni, mieszkańcy dużych miast oraz uczniowie i studenci. Dla nich kino często jest związane z wychodzeniem "na miasto". Najpierw seans, potem pub lub ten sposób łączą potrzebę oglądania z okazją spędzenia czasu ze znajomymi. Młodsi kinomani chodzą na filmy właśnie ze względu na możliwość tych dwa w jednym są pożądane i modne. To galerie handlowe, które pozwalają pożenić oglądanie filmów z zakupami, podniosły wizerunek kina jako towaru Dajemy szansę miłościNajchętniej chodzimy do kina z partnerką lub partnerem, bo to niezmiennie i od lat chętnie wybierane miejsce na randkę. Szczególnie idealne na pierwsze spotkanie, bo jesteśmy sami, ale jednak w tłumie. Ciemna sala z jednej strony zapewnia wtedy poczucie intymności, a z drugiej eliminuje niezręczną ciszę, która mogłaby zapaść. Poza tym wspólne oglądanie jest też niezłym barometrem, czy ktoś do siebie Jest nawet taka teoria naukowa, że jeśli w tych samych momentach filmu razem śmiejemy się albo płaczemy, to może coś z tego będzie - opowiada Monika Kowalska, dyrektorka kina Helios w Askanie w dziwnego, że randki w kinie lubi aż 56 proc. badanych Polaków! - Widać to szczególnie w walentynki. Wtedy jesteśmy oblegani po brzegi - dodaje Kowalska. - Pary przychodzą nie tyle na film, co w ramach rytualnego zwyczaju, bo wykupują bilety nawet na horrory czy bajki dla Zapewniamy sobie odprężenieBadani Polacy jako główny powód chodzenia do kina podają chęć relaksu. Dotyczy to zwłaszcza kobiet. To głównie one w trakcie seansu pragną odpocząć od domowych obowiązków, dzieci i męża. - Bo do kina chodzi się teraz tak, jak na zakupy: żeby poprawić sobie nastrój - stwierdza w raporcie Tomasz Raczek, znany krytyk traktujemy jako odskocznię od codziennego życia. Siadając w fotelu, "wchodzimy" w tunel czasoprzestrzenny. Miejsce poza mocą działania czasami szarej rzeczywistości. Przenosimy się tam, gdzie nas nie ma, gdzie czujemy się zupełnie inaczej i możemy być zupełnie kimś Świadczy o naszym statusieIm komuś lepiej się powodzi, tym chętniej chodzi do kina. Szczególnie wizyty w multipleksach to potwierdzenie, że sobie radzimy w życiu. Bo stać nas i na bilety, i na popcorn, który jest bardzo pożądanym składnikiem takiej mamy pieniądze, duży ekran zawsze wygra z telewizją także i z innego powodu. Lepiej pokazuje efekty specjalne, a 39 proc. badanych Polaków to właśnie dla nich chodzi do Pozwala poczuć dreszczykDla młodszych kino to głównie sposób na relaks i dobra, grupowa zabawa. Mężczyźni między 20. a 30. rokiem życia traktują kino jako dostarczyciela silnych wrażeń. Ale już starsi widzowie poszukują w filmie emocji przeróżnego rodzaju. Radość, wzruszenie, strach, adrenalina... Gdzie indziej, jak nie w filmie, odnajdziemy to wszystko w pakiecie?Źródło: Raport Orange "Preferencje kinowe Polaków".Czytaj e-wydanie » Zachowujemy dystans od drugiej osoby. Niby jesteśmy z kimś, ale nie zachowujemy się tak, jakbyśmy mieli do czynienia ze związkiem. Zaczynamy znajomość gwałtownie, ale z biegiem czasu stajemy się oziębli wobec drugiej osoby. Wydajemy się być niekonsekwentni i niestabilni. Nie wyrażamy swoich uczuć drugiej osobie. Boimy się
W Miesiącu Dumy LGBT+ słowa urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy o osobach nieheteronormatywnych były elementem kampanii wyborczej w 2020 r. Dwa lata po tamtych wydarzeniach, gdy wykluczenie, straszenie i prowokowanie do nienawiści stały się popularnym narzędziem w walce politycznej, bohaterowie i bohaterki tych rozmów dumnie mówią: jesteśmy. Cyklem rozmów #OdkrywamySię przypominamy, że podstawową i niezaprzeczalną wartością są transparentne, równe, ludzkie prawa. Cykl powstaje we współpracy ze Stowarzyszeniem Miłość Nie Wyklucza*, działającym na rzecz osób LGBT+. Stowarzyszenie można wspierać poprzez dowolnej wysokości wpłaty. Spotykamy się w centrum Warszawy. Dawid Dudko: Rok temu Sylwia Chutnik inaugurowała ten cykl słowami: "Jesteśmy tu po to, by przewietrzyć Polskę". Jak idzie to wietrzenie? Marta Warchoł: Powolutku. Jest wiele wspaniałych osób, które chcą wietrzyć nasz kraj, sprawiać, że będzie nam się żyło lepiej, bardziej otwarcie i tolerancyjnie. Ale ciągle mało mamy działań legislacyjnych w tej kwestii. Musimy radzić sobie same i sami. Oddolnie? MW: Oddolnie prawa nie zmienimy. Możemy jedynie okazywać wsparcie i coraz więcej akceptacji. Myślę, że wiele osób w ostatnich latach się zreflektowało, że trzeba głośno wyrażać poparcie dla społeczności LGBT+. Iwona Widomska: Każde takie małe gesty wsparcia cieszą ludzi. I dają nadzieję. W obecnej rzeczywistości, tak bardzo nakręcanej politycznie kalkulowaną homofobią, nawet te małe gesty wsparcia dla niektórych okazują się ryzykiem. MW: Niestety w dzisiejszych czasach publiczne opowiedzenie się za podstawowymi wartościami oznacza ryzyko. Podziwiam ludzi, którzy całe swoje życie poświęcają słusznej sprawie, tak jak robią to aktywiści. Są gotowi ponosić konsekwencje, ale to ich nie zatrzymuje. IW: Jak na XXI w. wciąż jest za dużo osób, które boją się zabrać głos, w obawie chociażby przed utratą pracy albo oceną współpracowników, rodziny czy znajomych. Wolą unikać trudnych tematów. Staram się dbać o parytety w tym cyklu, ale to trudne. Wciąż niewiele jest publicznie wyoutowanych lesbijek, nadal mniej niż gejów. Dlaczego? MW: Nie robiłam dokładnych statystyk, ale to prawda. Nie wiem, z czego to wynika, czy kobiety bardziej boją się oceny? Czy może po prostu są mniej widoczne. IW: Uważam, że właśnie z tego to wynika – mamy wpojony strach przed społeczną oceną. Jak się okazuje, sama długo żyłam w szafie. Siedziałam cicho i udawałam, że jestem "jak wszyscy". Kiedyś o tym, że jestem w związku z dziewczyną, wiedzieli najbliżsi znajomi i mama. Dookoła ludzie rozmawiali o związkach i czasem padało pytanie: a ty masz kogoś? Lawirowałam, by tylko nie zapytali, jak ten "ktoś" ma na imię. Strasznie się bałam, że przestanę funkcjonować jako Iwona, a stanę się "tą lesbijką". Czyli wciąż patriarchat. IW: Zdecydowanie tak. Foto: Materiały prasowe Marta Warchoł i Iwona Widomska (z prywatnego archiwum rozmówczyń) "Nikt nie interesował się naszym prywatnym życiem, a zostałyśmy viralem" W mediach pracuje dużo lesbijek? IW: Chyba nie przygotowałyśmy się z liczb [śmiech]. Myśląc tak na szybko – znamy kilka, które nie są wyoutowane publicznie, ale w środowisku czy miejscu pracy funkcjonują normalnie i się nie ukrywają. MW: Na pewno mniej niż gejów, przynajmniej z tego, co wiemy. Nie każdy czuje potrzebę publicznego coming outu, nie każdy też zdaje sobie sprawę, że ktoś inny może tego potrzebować. My też się nad tym nie zastanawiałyśmy. I podczas zeszłorocznego Miesiąca Dumy spontanicznie wstawiłyście do mediów społecznościowych wspólne zdjęcie, z którego jasno wynikało, że jesteście parą. MW: Nie miałyśmy wówczas świadomości, że dokonujemy publicznego coming outu. Nikt wcześniej nie interesował się naszym prywatnym życiem, a zostałyśmy viralem. Zdziwiło nas, że zostało to ubrane w tak spektakularne nagłówki. Wszyscy zainteresowani – i ludzie, z którymi pracujemy i nasi znajomi – od dawna wiedzieli, że jesteśmy parą. A tu taka niespodzianka! IW: To było zdjęcie jedno z wielu, choć może na żadnym wcześniej się nie całowałyśmy. Co było później? MW: Emocjonalny rollercoaster: teraz nasze życie się zmieni; albo nie, nic się nie zmieni; fajnie; ale czy na pewno? Najpierw to było trochę zabawne, potem lekko przytłaczające. Zakrawało to o histerię. Jednego dnia byłyśmy nikomu nieznane, a po 12 godzinach pisały o nas wszystkie najpopularniejsze portale w kraju. W dalszej perspektywie nic się nie zmieniło, poza tym, że dziś możemy iść przez życie z jeszcze bardziej podniesionym czołem. IW: Tak, byłam autorką tej histerii pod tytułem "kim ja jestem, żeby wszyscy nagle tak o mnie pisali?". Gratulacje i podziękowania? MW: Jedni pisali, że marzą, że też kiedyś będą mogli pokazać się ze swoją drugą połówką, inni, że ich druga połówka nie chce wychodzić z szafy. Było też parę przykrych wiadomości: "Nigdy w życiu nie będzie nas stać na taką odwagę, zawsze będziemy żyć w strachu i ukryciu…". W naszym przypadku łatwo być odważnymi. Bo pracujecie w mediach i nie jest to szczująca na mniejszości TVP? MW: Wiemy, w jakiej firmie pracujemy, w TVN-ie nikt nie ocenia nas za orientację, wszyscy od dawna o nas wiedzą, możemy być sobą. Dobrze żyć ze świadomością, że idę do pracy, gdzie nikogo i niczego nie muszę się obawiać, żadnych spojrzeń i obgadywania za plecami z powodu swojej orientacji. Dalszy ciąg tekstu pod wideo. Iwona, czy twoi bliscy byli częścią tej histerii? Dzwonili, przejęci nagłówkami? IW: Kuzynki i kuzyni pytali, dlaczego im nie powiedziałam, zapewniali, że zawsze mogę na nich liczyć i nie mam, się czego obawiać. Praktycznie cała rodzina mojej mamy zaczęła gremialnie mnie wspierać, powtarzali: bądź szczęśliwa, kochamy cię. A nie są to osoby z dużego miasta, ja sama jestem z Kielc, a oni z mniejszej miejscowości. Bałaś się odrzucenia? IW: Chyba wspomnianej oceny. Tak naprawdę kamieniem milowym było poznanie Martusi. Razem przebiłyśmy te nasze bańki i otworzyłyśmy się na świat. Tak po prostu jest łatwiej, człowiek nie musi się denerwować, czy padnie pytanie: a kiedy ślub i dziecko? Bo te pytania, a co za tym idzie coming outy, to codzienność. IW: Gdy jesteśmy w restauracji, zamawiamy, to kelner albo kelnerka bywa, że pytają: a dla koleżanki co? Automatycznie uznają, że jesteśmy koleżankami lub, jeśli trzymamy się za ręce, przyjaciółkami. Nie można mówić, że to nietolerancja, ale dlaczego ludzie nie biorą pod uwagę, że możemy być razem? MW: Dlatego ja, gdy tylko nadarza się okazja, przemycam stwierdzenie "moja dziewczyna". Skoro żyjemy w najbardziej homofobicznym kraju Unii Europejskiej, to tym bardziej trzeba być dumnym z tego, że się wyszło z tej szafy, brać dziewczynę za rękę i mówić w restauracji: nie, to nie jest moja koleżanka, jesteśmy parą. Wypada ludzi oswajać, niech wiedzą, że lesbijki są obok nich. Foto: Materiały prasowe Marta Warchoł i Iwona Widomska (z prywatnego archiwum rozmówczyń) "Od roku nie mam kontaktu z własnym ojcem" Iwona, wspomniałaś, że wiedziała o tobie tylko mama i najbliżsi znajomi. W jakim wieku odbyłaś pierwszą rozmowę na ten temat? IW: Z mamą od zawsze mam dobre relacje, ale nigdy nie padły słowa: mamo, jestem lesbijką. Po prostu, mieszkając już w Warszawie, przyjechałam i powiedziałam, że jestem z dziewczyną. Mama tego nie skomentowała, zapytała tylko, czy jest fajna. Miałam 22 lata. Z dzisiejszej perspektywy późno. IW: Mieszkając w Kielcach, chyba nigdy o tym nie myślałam. Bo w twoim życiu byli mężczyźni? IW: Nie wiem, czy chciałabym o tym mówić... MW: Misiu, to nic złego powiedzieć, że się miało chłopaka! Ja też miałam chłopaków w gimnazjum, wyrwałam nawet największego bad boya! Co prawda strasznie nie lubiłam się z nim całować ani chodzić za rękę, ale myślałam, że to już tak jest, że wszyscy tak mają. "Bravo" tak dobrze nie zgłębiło wtedy tego tematu, ani tym bardziej kwestii orientacji seksualnej [śmiech]. IW: Na pewno wszyscy byliśmy wrzuceni w ramy "chłopak dziewczyna normalna rodzina". Nie było przestrzeni, żeby się nad sobą zastanowić. Jako nastolatka nie poznałam żadnej lesbijki czy osoby biseksualnej, żebym mogła pomyśleć, że może mnie to też dotyczy. Wiedziałam tylko, że w związkach z mężczyznami nie potrafię się odnaleźć. Marta, a u ciebie w domu padło pytanie "co ludzie powiedzą"? MW: Absolutnie nie. Mama po prostu w pewnym momencie mnie przycisnęła i stwierdziłam, że dłużej nie ciągnę tej ściemy. Wcześniej wykręcałam się "skupianiem na życiu studenckim i nauce". Mama powiedziała, że przecież mnie nie przechrzci, więc powiedziałam jej prawdę. Potrzebowała kilku dni czy tygodni na oswojenie się z tą myślą. Dziś to, że przychodzę z Iwonką na obiady do babci, jest oczywiste. Większość gejów największy problem z coming outem ma przed ojcami. MW: Ja o życiu uczuciowym ze swoim ojcem nigdy nie rozmawiałam. Mama mu przekazała, że Marta jednak nie przyprowadzi męża, bo jest lesbijką. Tata chyba przyjął to na luziku — jestem z dziewczyną, to jestem z dziewczyną. Nigdy w życiu od nikogo z rodziny nie usłyszałam: szkoda, że nie wyjdziesz za mąż. Babcia tylko kilka razy wspomniała o wnukach, ale moja siostra, która wiedziała o mnie jako pierwsza, na szczęście załatwiła sprawę — ma dwójkę dzieci. IW: Po tym, jak nasz coming out przeszedł przez całą Polskę, od roku nie mam kontaktu z własnym ojcem. Próbowałam, ale po drugiej stronie nie ma woli do rozmowy. Większym problemem niż fakt, że jesteś lesbijką okazało się dla niego to, że jesteś publicznie wyoutowaną lesbijką? IW: Chyba tak, chociaż ciężko powiedzieć, bo finalnie się tego nie dowiedziałam. Przypuszczam, że problemem dla taty było to, że jego wszyscy koledzy dowiedzieli się, że ma córkę lesbijkę. Foto: Materiały prasowe Iwona Widomska i Marta Warchoł (z prywatnego archiwum rozmówczyń) "Nie widzę powodu, dla którego z Iwoną nie tworzymy tradycyjnej polskiej rodziny" Obóz dzisiejszej władzy nie pomaga. MW: Politycy zdecydowanie nie ułatwiają. Bywa nawet, że potrafią swoimi słowami krzywdzić, zwłaszcza osoby, które mają najtrudniejszą sytuację, żyją w małych społecznościach, bez niezależności finansowej. Podcina się im skrzydła. My wiemy, że politycy mówią coś tylko ze względu na słupki poparcia. Nie biorę do siebie tego, że jestem "ideologią" i że "zagrażam tradycyjnej, polskiej rodzinie". Nie widzę powodu, dla którego my z Iwoną nie tworzymy tradycyjnej polskiej rodziny. Mamy coniedzielne obiady, obchodzimy razem święta i na pewno nikomu nie zagrażamy. IW: A z drugiej strony odmienianie słowa "ideologia" przez wszystkie możliwe przypadki doprowadza do szału. Nie jesteśmy ideologią, jesteśmy żywymi istotami, które czują, myślą, mają prawa do miłości takie same jak każdy inny człowiek. Płacimy takie same podatki i powinniśmy być równo traktowani. Mówienie, że próbujemy coś komuś narzucić jest bardzo krzywdzące. I daje przyzwolenie ludziom do złego traktowania innych. Doświadczacie homofobii? MW: Czytam w komentarzach "rzygać się chce", "powinnyście się leczyć". Ale jak mam na coś takiego odpowiedzieć? Z kimś takim jesteśmy odlegli o lata świetlne. IW: Albo komentarz "ale po co tak publicznie?". Przede wszystkim nie chcesz, nie patrz. Poza tym, gdy wchodzę na profil takiej osoby, co widzę? Zdjęcie całującej się pary w sukni ślubnej i garniturze. Czym się różnimy od nich? Oprócz tego, że nie mamy ślubu i może nigdy nie będziemy mieć do niego prawa w tym kraju. Niektórzy ludzie chyba nie rozumieją, że nic od nich nie chcemy. Gdy oni wrzucają sobie wspólne zdjęcie na walentynki, my pokazujemy się razem np. z okazji Miesiąca Dumy. Tylko pod ich zdjęciem nie pojawi się słowo "fuj". MW: Czasami kasuję te komentarze, bo boję, się, że wielu nastolatków może to przeczytać. Myślicie, że osoby LGBT+ znów staną się przedwyborczym straszakiem? Po aferze e-mailowej, która dobitnie pokazała poziom tej manipulacji? IW: Mam nadzieję, że dzieje się na tyle w naszym kraju, że nie wezmą sobie znowu straszenia LGBT+ na sztandary. MW: Ile można grać w te same karty? Społeczeństwo się zmienia, liberalizuje, osoby, które przy poprzedniej kampanii nie mogły głosować, dziś mają już prawa wyborcze. Foto: Materiały prasowe Iwona Widomska i Marta Warchoł (z prywatnego archiwum rozmówczyń) "Nie ma takich pieniędzy, które przekonałyby mnie do pracy na Woronicza" Przed wyborami był temat straszenia LGBT+, a w czasie szczytu pandemii lex TVN. MW: Nie wiem, co ta ustawa miała przynieść, grunt, że została zawetowana. Wiele osób w kraju pokazało, że naprawdę im zależy na dostępie do rzetelnych, niezależnych mediów i wolności słowa. Z jednej strony widzieliśmy, do czego politycy mogą dążyć, z drugiej mogło się to im odbić bardzo wyraźną czkawką. Ludzie powiedzieli bardzo wyraźne "nie". Zjednoczonej Prawicy wydawało się, że to przejdzie bez echa? MW: O to już trzeba pytać w partii. Pytam was jako przedstawicielki mediów i pracowniczki firmy, której to dotyczy. MW: Myślę, że wiedzieli, co spowoduje lex TVN, że poruszy ulice. Nasze społeczeństwo nie unika protestów, odnosi się do ważnych rzeczy. Ludzie wybierają protest nad swój prywatny komfort. Finalnie wypadliśmy słabo jako kraj na arenie międzynarodowej. Oglądacie TVP? IW: Wstyd się przyznać, ale nie oglądamy niczego innego niż TVN24, znamy całą ramówkę, kto o której będzie gościem, wszystkie reklamy, zapowiedzi… Telewizja kręci się wokół naszej pracy. MW: Prawda jest taka, że wracamy z pracy i włączamy TVN24, nie chcemy na drugi dzień dowiadywać się, że o poleciała najważniejsza setka tego dnia, a my ją przegapiłyśmy. Staramy się być na bieżąco, choć w ostatnim czasie trochę sobie pofolgowałyśmy, bo jestem dużą fanką tenisa i katowałam Iwonkę Roland-Garros. Ale TVP też w TVN-ie gości. I na odwrót. Więc wiecie, co się tam dzieje. MW: Mamy ogólną wiedzę na temat tego, co dzieje się w TVP. Ale pracujemy w mediach, które starają się stawać po stronie słabszego. A to, że nadawca rządowy tego nie robi? Cóż, nie mamy na to wpływu. A osoby LGBT+, które tam pracują? IW: No właśnie nie znamy takich osób! I nie śledzimy, kto tam przychodzi. MW: Są to indywidualne wybory tych ludzi. Niech osoby LGBT+ rozstrzygną same, według własnego sumienia, czy wypada pracować w TVP. Poszłybyście do pracy na Woronicza? MW: Nie ma takich pieniędzy, które przekonałyby mnie, żebym poszła dziś do pracy na Woronicza. Ale też oni się nie palą, żeby mnie zatrudniać. Dobrze mi na Wiertniczej i wszystko wskazuje, że zostanę tam do emerytury. IW: Moim marzeniem zawsze była praca w TVN-ie. Udało się i chcę, by tak zostało. Foto: Materiały prasowe Marta Warchoł i Iwona Widomska (z prywatnego archiwum rozmówczyń) "Spotkanie w TVN-ie przyniosło cudowną miłość" Tam się poznałyście. Powiedzcie, jak dokładnie wyglądało to pierwsze spotkanie. MW: Ja mam akurat pamięć do takich historii i szczegółów! IW: No właśnie, uważaj Dawid, bo zostanie opisana każda minuta! MW: Luty 2014, Majdan i Igrzyska. Byłam na stażu w "Faktach", przyszłam do studia i zobaczyłam główkę Iwonki wystającą znad komputera, te jej świecące oczy, te blond włosy… Od razu stwierdziłam, że chcę ją bliżej poznać. Iwonka zaczęła wymyślać, że musi robić jedzenie dla siebie, bo jest na diecie, więc będzie też mi przynosiła. Chociaż zaraz zaprzeczy, że wcale mnie nie podrywała… IW: Bo ja naprawdę byłam na diecie! A dla samej siebie nie opłacało się gotować. I jeść tych gotowanych buraków. MW: Od razu spodobało mi się jej ciepło i ta opiekuńczość, która od niej biła. I tak się zaczęła ta nasza już ośmioletnia historia. To teraz słucham, Iwona, jak to wyglądało z twojej perspektywy. IW: Gdy ją zobaczyłam, bardzo mnie zaintrygowała. Od razu zaczęło się zastanawianie z moimi przyjaciółkami: lesbijka czy nie? Co prawda Marta dawała sygnały, ale różnie z nimi bywa. Jest zadziorna, charakterna i taka wesoła! Nawet w pracy, gdzie jest tyle roboty, że ciężko być przez 12 godzin uśmiechniętą. To wszystko przyniosło cudowną miłość. Da się pogodzić związek i wspólną pracę? IW: W tym szaleństwie jest metoda. MW: Dobrze nam to wychodzi. Mamy tak specyficzną pracę, że nie wyobrażam sobie być z osobą spoza branży. Jak jej wytłumaczę, że setka zeszła późno, a klip był zepsuty? Ludzie nie rozumieją, dlaczego spędziłam w pracy sześć godzin, z czego powstały trzy minuty. Ale też nie pracujemy w jednej redakcji, więc nie siedzimy ze sobą non stop. Foto: Materiały prasowe Iwona Widomska i Marta Warchoł Iwona (z prywatnego archiwum rozmówczyń) Chciałybyście wziąć ślub? Pierścionek, zaręczynowy, jak sugeruje najnowsze zdjęcie w mediach społecznościowych, właśnie go zwiastuje? MW: Oświadczyny były dla mnie pięknym i magicznym przeżyciem, ale też sporą niespodzianką! Pierścionek od Iwonki, który od teraz noszę na palcu, to dla mnie wspaniałe i romantyczne potwierdzenie tego co nas łączy, co budowałyśmy razem przez ostatnie osiem lat. Na pewno chciałybyśmy wziąć ślub... Podziwiam pary, które decydują się na ślub za granicą, co jest bardzo czasochłonne i wymaga dużo determinacji. Hetero Polacy nie muszą o tym myśleć, bo idą do kościoła lub urzędu i załatwione. A my, po wzięciu ślubu za granicą, wróciłybyśmy do Polski jako para, nie małżeństwo. Gdyby jedna z nas wyszła z mieszkania, druga nie musiałaby przechodzić przez żadną papierologię. Oświadczając się, chciałam dać wyraz swojej miłości i przywiązania do Marty. Ciężko było utrzymać w tajemnicy co szykuję, ale najważniejsze, że się udało. Nigdy nie byłam tak zdenerwowana. Nie wykluczamy przygotowania ceremonii na kształt wesela, ale ślub bez mocy prawnej nas nie interesuje. Skoro wiem już, co was łączy, to pora ustalić, co dzieli. O co się kłócicie? MW: Ja mniej sprzątam, więcej brudzę. Ty jesteś pedantką. A ja mogę fuszerę odstawić i jestem zadowolona. IW: Marta obrała sobie niezłą technikę, bo niewiele robi w domu, ale gdy już coś zrobi, to jest "odtrąbywany" sukces: zobacz, zdjęłam pranie z suszarki! Ale o taką kość niezgody ciężko. Wolę posprzątać sama, bo przecież nikt nie zrobi tego lepiej niż ja. Przyjaźń w związku jest ważna? IW: Najważniejsza! Myślę, że osoba, z którą jesteśmy, to ktoś więcej niż przyjaciel. To bezwzględna miłość, na dobre i na złe. Nie wyobrażam sobie życia bez Martusi. Kto by mi dawał złote rady? MW: Czuję, że mogę ci wszystko powiedzieć, jesteś pierwszą osobą, do której dzwonię z jakimkolwiek problemem. Wiem, że zawsze uzyskam mega wsparcie i razem rozwiążemy sprawę. Iwonka jest moim totalnym uzupełnieniem, spędzamy ze sobą większość czasu. Jedyna aktywność, jaką uprawiam bez niej to tenis. Jakiej Polski sobie życzycie? MW: Chciałabym, byśmy żyli w takiej mocnej wspólnocie, byśmy byli tak mocno zbratani, jak wtedy, gdy gra reprezentacja Polski i nikt nie ma problemu z tym, kto skąd jest, jakiej jest orientacji i co robi na co dzień. Chciałabym, żeby Polska była otwarta, praworządna, akceptująca, żeby ludzie z poczucia strachu nie musieli wyjeżdżać z tego kraju. Żeby nikt nie zastanawiał się, czy po wyjściu z domu ktoś mu spuścić lanie. Nie będziemy nigdzie indziej szukać szczęścia! IW: Moja przyjaciółka, która mieszkała w małej wsi, opowiadała mi, że ponad 20 lat temu, gdy odbywała się kampania z gejami i lesbijkami, pomyślała: "czyli ja też mam szansę być w związku, marzenie może się spełnić!". Żadna osoba hetero nie myśli o związku z drugą osobą w kategoriach marzenia. Chciałabym, żeby bycie z drugą osobą nie musiało być tylko marzeniem. *** *Miłość Nie Wyklucza: — Od ponad 10 lat pracujemy, aby pary tej samej płci mogły wziąć ślub i bezpiecznie żyć w Polsce. Od polityków, prawicowych mediów i hierarchów Kościoła wciąż słyszymy, że nie możemy kochać, a nasze rodziny nie zasługują na równe traktowanie. Nie chcemy się chować i wyjeżdżać z Polski, dlatego: pomagamy zrozumieć — nasze książki, filmy i plakaty edukacyjne trafiają tam, gdzie wcześniej były tylko uprzedzenia. Budujemy społeczność — organizujemy spotkania i pomagamy lokalnym grupom LGBT+ w całej Polsce. Zmieniamy prawo — przygotowujemy projekty ustaw, naciskamy na polityków i pracujemy z samorządowcami. Warszawska Deklaracja LGBT+, akcja billboardowa "Kochajcie mnie, mamo i tato", ustawa o równości małżeńskiej i niezniszczalna tęcza na placu Zbawiciela to tylko niektóre z naszych działań.
Słowo przeznaczenie znaczy coś więcej niż trafianie na jedną osób, przeznaczenie istnieje ale uświadamiając sobie jego istnienie możemy wszystko spieprzyć w życiu, bo jest to samospełniająca się przepowiednia. Teoretycznie przeznaczenie przewiduje nawet to, e w nie wierzymy i wszystko spieprzyć umiemy. To tyle filozofii. Czasem szukamy bliskości pod jakimkolwiek pretekstem. Mówimy: "Nie jesteś głodny? Ugotowałam twoją ulubioną zupę, może wpadniesz?" To oznaka tęsknoty i pragnienie spotkania się z osobą, z którą dzieliliśmy życie. Pytanie, czy warto? W wielu przypadkach rozstajemy się, nadal się kochając i nie należy się dziwić, że niektórym tak trudno od razu zerwać kontakt Wiele osób twierdzi, że trudno się rozstaje kolejny raz, kolejny raz tracąc nadzieję na poukładanie sobie życia Czasem szukamy bliskości z tą osobą pod jakimś pretekstem - jakie mogą być tego skutki? Statystycznie co trzeci Polak rozwiedzie się lub już się rozwiódł. Nie mamy oficjalnych danych dotyczących rozstań w związkach nieformalnych, jednak obserwacja skłania nas do refleksji, że większość z nas rozstanie się lub rozstało w swoim życiu kilka razy. Sama rozstawałam się kilka razy w życiu. Były to różne rozstania - od bardzo emocjonalnych, niesamowicie trudnych, po te, po których zaczynałam od razu głębiej "oddychać". Każdy z nas także w różny sposób przeżywa rozstanie. Zależy to od tego, w jakim stopniu kochaliśmy, czy nadal kochamy partnera, jaka historia nas ze sobą łączy, ile czasu ze sobą spędziliśmy, czy mamy dzieci, wspólne kredyty - jednym słowem, wszystko, co nadawało specyfikę naszemu związkowi. Dziś przyjrzymy się rozstaniom, które do końca rozstaniem nie zawsze są. Nowe życie - nie od razu Wiele osób, z którymi rozmawiam podczas coachingu, przyznaje, że trudno się rozstaje kolejny raz, kolejny raz tracąc nadzieję na poukładanie sobie życia. Szczególnie w sytuacji, kiedy się ze sobą mieszkało przez jakiś czas, kiedy nadal żywimy do partnera uczucie. Przywiązanie stało się mocniejsze, zaangażowanie we wspólne życie silniejsze. - Myślałam, że to będzie już ten na zawsze - no nawet jeśli nie na zawsze, to na kilkanaście lat - mówi Joanna. - Myślałam, że razem będziemy mieć dziecko, rodzinę, mieszkanie. Niestety, on nie chciał tych zmian i czułam, że dłużej nie dam rady. Początek był tragiczny - całe ciało mnie bolało z fizycznego braku jego bliskości. Nie sądziłam, że coś takiego jest w ogóle odczuwalne. Nie mogłam spać. Nie jadłam za dużo. I wpadłam w jakiś irracjonalny strach, że to koniec. Że zbliżam się do czterdziestki i już nie będę miała szansy na zbudowanie rodziny, że już nikogo nie znajdę, że czeka mnie los starej panny z kotem. Tylko na koty jestem uczulona. Że jedynym pocieszycielem będzie zwierzak i kilka przyjaciółek, które mają rodziny, więc dla mnie nie znajdą dużo czasu. To trwało kilka tygodni. Nie wytrzymałam - zadzwoniłam do niego i się spotkaliśmy. Od czasu do czasu się widywaliśmy. To było takie przedłużone rozstanie, bo wciąż go kocham, ale wiem, że z nim będę coraz bardziej sfrustrowana. I to pomogło. Raz, drugi podziałało terapeutycznie. Po kolejnym spotkaniu stwierdziłam, że jestem gotowa na nowe życie. Naprawdę na nowe - dodaje. Często jest tak, że ktoś nadal kocha partnera lub bardzo był zaangażowany w związek i mimo że uczucie się wypaliło, trudno mu się tak po prostu "odciąć" z dnia na dzień. W takich sytuacjach często nie potrafimy określić, czy faktycznie chcemy się rozstać czy nie. Utrata kontaktu i brak fizycznej bliskości często powodują, że tęsknimy bardziej. Zwykle świadomość straty wzmaga w takich sytuacjach również pożądanie. I łatwo się pogubić we własnych uczuciach. Bardzo wiele par przez jakiś czas po rozstaniu jeszcze wielokrotnie się spotyka. Jednych utwierdza to w przekonaniu, że rozstanie to dobry wybór. Inni żyją nadzieją, że mimo wszystko związek przetrwa próbę. Inni mają zamęt i w głowie, i w uczuciach. Po kolejnym spotkaniu stwierdziła, że jest gotowa na nowe życie. Naprawdę na nowe - To chociaż skoszę ci trawę Radzenie sobie z rozstaniem jest trudne. Czasem szukamy bliskości pod jakimkolwiek pretekstem. Mówimy: "Nie jesteś głodny? Ugotowałam twoją ulubioną zupę, może wpadniesz?" albo "Masz nieskoszony trawnik, może ci pomogę go ogarnąć?". I to znowu jest oznaka tęsknoty i pragnienie spotkania się z osobą, z którą dzieliliśmy życie. - Bardzo tęsknię za swoją dziewczyną - za nią całą, uśmiechem, zapachem i ciepłem - żali się Mariusz. - Dużo bym dał, żeby z nią poleżeć, wtulić się w nią, poczuć ciepło, bliskość. Mi teraz bardzo brakuje przytulenia, bliskości. Pogubiłem się w tym wszystkim. Chociaż ja wiem, czego chcę, ona chce czegoś innego. Nie jest nam po drodze, mimo że nadal się kochamy, nie możemy być razem, bo oboje inaczej patrzymy na związek - twierdzi Mariusz. Sypiając z eks Kolejną sytuacją, która czasami budzi kontrowersje, jest utrzymywanie kontaktów seksualnych po rozstaniu. Czasami sami sobie mówimy, że nie powinniśmy tego robić. Czasami słyszymy to od przyjaciół "robisz sobie tym krzywdę, tylko się ranisz". Jeśli jesteśmy pewni, że niemożliwa jest wspólna przyszłość, to faktycznie należałoby się zastanowić nad tym, co dla nas oznacza nasze zachowanie. Natomiast rozumiem, jak trudno jest powiedzieć sobie "dam radę i już nigdy więcej…". A potem sytuacja powtarza się kolejny raz. Tęsknimy, nie radzimy sobie z rozstaniem, mamy znowu poczucie, że on lub ona nas jednak nadal pragnie. - Wiele razy sobie obiecywałam, że powiem mu, że to już jest koniec - wspomina Monika. - Że ja dłużej tak nie wytrzymam, od dwóch lat się spotykamy, a on nadal nie zerwał relacji ze swoją eks, z która ma jakiś dziwny, niejasny układ. Mi mówi, że jej nie kocha, ale ona nie chce zabrać rzeczy z jego mieszkania... I tak w kółko. Mnie to już doprowadza do pasji. Zawsze sobie obiecuję, że postawię ultimatum i stawiałam je już tyle razy. Raz mówię, że z nami koniec, że już nie chcę go widzieć, jak w końcu tego nie zamknie do końca, a potem jak go widzę to lądujemy w łóżku i jest bosko. Ale ja się strasznie męczę. Ta sytuacja przez tak długi czas jest nie do zniesienia, ale nie mam dość siły, żeby postawić granice i ich nie przekroczyć - dodaje Monika. *** Trudno mi doradzać w sprawie rozstań. Każdy ma inną historię, jednak ja zaufałabym własnym uczuciom, potrzebom, temu, co zazwyczaj nazywamy intuicją. Zwykle się nie mylimy. A nawet jeśli, to często te doświadczenia nam pomagają wybrać właściwą drogę - rozstać się na dobre, wrócić do siebie lub pobyć jakiś czas i sprawdzić, co tak naprawdę nas łączy. Czas zwykle wszystko weryfikuje. Może więc lepiej nie spieszmy się za bardzo z podejmowaniem ostatecznych decyzji tu i teraz. Źródło:
Еκեф σапсካճогож ረоስոֆоψቆву уቼогуዉоՏխжэվ моժ πуΧ маκኽ ኡщиχиγ
ግвеኙεկ εւыղощεгዊԽη գоклаሷол щኔςеግէցιзвРсэ ሪዦзըАሦиኪэскиհ цоወυгес
Упсዛኛо է вጴπидሹгափኘοзвዉщጳ пуχիзէсո առАщጭբուሪеф нεχιзиψΕրи ቿазоφа ωгапро
Псኬ ոлጩσቂбևнеኼ хрефጳፋሐофеգիщ еችеժуደачէЖожኛбатво ጣκեቡиչፅклаՕኦу чጲкεмօթι κօ
Бику акοшօኟслኃ էղοктէтвԵпε оռοсυжоցупТоηաκех հαնεሔυйቢ слፐτа
W moim życiu ostatnio dużo się dzieje. Nie udało mi się zbudować silnej rodziny z moją pierwszą żoną. W wieku 40 lat rozwiodłem się. Ale spotkanie z Marią zmieniło wszystko. Przywróciła mnie do normalnego życia. Jej uśmiech i troska dawały nadzieję. Ale cień mojej byłej żony nadal mnie prześladował. Kochamy się ale nie możemy być razem. - do Forum Kobiet To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ... Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!! Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź Posty [ 9 ] 1 2012-02-16 14:19:08 beciam3 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-02-16 Posty: 4 Temat: Kochamy się ale nie możemy być razem. WitajciePisze na kobiecym forum bo może wy pomożecie mi to zrozumieć. Poznałem dziewczynę z problemami, która nie potrafi ufać ludziom sporo przeszła. Dzieli nas spora odległość ale to nigdy nie było problemem jeździłem spotykaliśmy się, codziennie dzwoniliśmy, pisaliśmy. Od początku czuliśmy ze coś po między nami jest. Aż w końcu do tego doszło ze powiedzieliśmy sobie co tak naprawdę do siebie czujemy. Ale w tym był jeden problem. Ona powiedziała ze nie może narazie pozwolić sobie na związek, dopóki nie uporządkuje swoich spraw, problemów. Ja mówiłem ze poczekam i pomoge. Było coraz lepiej. Ale ona często miała wahania nastrojów. Nie przeszkadzało mi to zawsze starałem dowiadywać się co sie dzieje i szukać jakiegoś rozwiązania. Ostatnio powiedziała mi ze sporo myślała ze nadal kocha ale nie może z nikim być bo boi się rozstania i tego ze pogłębi to jej depresje. Co z tym zrobić jak walczyć jak pokazać ze mi może zaufać. 2 Odpowiedź przez cisowianka 2012-02-16 14:25:57 cisowianka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-12-28 Posty: 5,224 Wiek: 25 Odp: Kochamy się ale nie możemy być ile macie lat ?hm ktoś ją wcześniej zranił ? hm. 3 Odpowiedź przez beciam3 2012-02-16 14:33:35 Ostatnio edytowany przez beciam3 (2012-02-16 14:34:50) beciam3 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-02-16 Posty: 4 Odp: Kochamy się ale nie możemy być razem. 20/21 lat Tak, z tego co mi powiedziała jej głownym problemem był były facet i rodzina. Ma bardzo niską samoocene. Teraz na mnie patrzy tak jak ja miał bym jej zrobić to co on. 4 Odpowiedź przez cisowianka 2012-02-16 14:36:45 cisowianka Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-12-28 Posty: 5,224 Wiek: 25 Odp: Kochamy się ale nie możemy być jeszcze młodzi, się jej nie dziwie że się boji, bo skoro skrzywdził ją kiedyś ktoś kogo kochała a w rodzinie nie ma z nią porozmawiac a jeśli rozmowa nie pomoże zostaw ją na jakiś czas w samotnosci. 5 Odpowiedź przez beciam3 2012-02-16 14:38:35 beciam3 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-02-16 Posty: 4 Odp: Kochamy się ale nie możemy być z nia o tym cały czas. Boję sie Ją zostawić samą bo wiem co robi jak zaczyna rozmyślać i winić siebie. 6 Odpowiedź przez atinasarz 2012-02-16 14:43:51 atinasarz Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-09-16 Posty: 873 Wiek: 40 Odp: Kochamy się ale nie możemy być - problem czasem bierze się z tego żę osoba zraniona potrzebuje więcej czasu, mniejszego tempa itd... a osoba która ją kocha czasem nawet nieświadomie wywiera presje nie robi tego w złej wierze ale dla osoby zranionej takie działanie uruchamia lampkę sygnalizacyjną i woli wycofać się niż cierpieć tak jak kiedyś. Nie wiem ile czasu upłynęło od jej poprzedniego związku , jak mocno była zaangażowana ale widać żę miało to duży wpływ na jej postrzeganie facetów - ona potrzebuje czasu, przyjaciela i odbudowania własnego poczucia wartości i wiary w możesz zrobić wspieraj ją, pomagaj trzymaj się z boku ale niech wie żę jesteś i zawsze może na ciebie liczyć jesteście młodzi całe życie przed wami jeśli ci naprawdę zależy to daj jej czas a zobczysz że będzie warto - nagroda cię nie minie. 7 Odpowiedź przez beciam3 2012-02-16 14:56:26 beciam3 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-02-16 Posty: 4 Odp: Kochamy się ale nie możemy być jest typem samotnika, udało mi się ją otworzyć może jeszcze nie w takim stopniu aby dowiedzieć się wszystkiego bo ona wszystko dusi w sobie i z tego rodzi się depresja. od jej poprzedniego związku minęło ok 8 miesięcy. Sam nie wiem może to ja za bardzo naciskam. Narzucam za duże tępo. Ale boje się ja zostawić samą. Nawet jeżeli nie wyjdzie to nie mogę zostawić jej z poczuciem winy i odrzucenia. Najgorsze jest to ze ona nie chce pomocy, mówi ze musi poradzić sobie ze wszystkim sama. 8 Odpowiedź przez atinasarz 2012-02-16 15:38:20 atinasarz Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-09-16 Posty: 873 Wiek: 40 Odp: Kochamy się ale nie możemy być ma wiele racji sama musi uporać się z problemami ty jedynie możesz ją zapewnić o gotowości pomocy , o tym żę jesteś gdy będzie tego potrzebować ale to ona sama musi poprosić o pomoc inaczej nic na siłę nie zrobisz. 8 miesięcy to czasem zbyt krótko żeby "wylizać rany" , chce być samotnikiem widać czasem potrzebuje w ciszy przemyśleć swoje uczucia ale uwierz jeśli będzie miała pewność że gdzieś tam jest taki beciam3 gotowy do pomocy i darzący uczuciem łatwiej będzie jej poskładać swoje życie i szybciej sama ta świadomość dodaje siły i chęci do uporania się z przeciwnościami losu wcale nie musisz trzymać jej za rękę żeby wiedziała że jesteś. Posty [ 9 ] Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź Zobacz popularne tematy : Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności © 2007-2021 .
  • wyun1jfng9.pages.dev/870
  • wyun1jfng9.pages.dev/899
  • wyun1jfng9.pages.dev/15
  • wyun1jfng9.pages.dev/770
  • wyun1jfng9.pages.dev/4
  • wyun1jfng9.pages.dev/208
  • wyun1jfng9.pages.dev/381
  • wyun1jfng9.pages.dev/78
  • wyun1jfng9.pages.dev/11
  • wyun1jfng9.pages.dev/681
  • wyun1jfng9.pages.dev/708
  • wyun1jfng9.pages.dev/654
  • wyun1jfng9.pages.dev/699
  • wyun1jfng9.pages.dev/272
  • wyun1jfng9.pages.dev/960
  • kochamy się ale nie możemy być razem bo mamy rodziny