Zobacz także: Jasnowidz Jackowski przepowiada zagrożenie dla Polski. „Skrzętnie przygotowane” Jasnowidz Jackowski przepowiada kolejną wojnę - Wojna zacznie się o świcie. W pogotowiu jest Wielka Brytania, ale ja nie mam wrażenia, że chodzi tu o Ukrainę.
Przerażająca przepowiednia Baby Wangi. Co czeka Polskę o 22:22? Pochodząca z Bułgarii najsłynniejsza znachorka i jasnowidząca, Baba Wanga, trafnie przepowiedziała śmierć Stalina, rozpad Związku Radzieckiego oraz atak na World Trade Center 11 września 2001 roku. Jak brzmi jej przepowiednia na Wanga. Co wydarzy się o 22:22?Od niepamiętnych czasów ludzie zadają sobie pytanie, kiedy nastąpi koniec świata — z niepokojem patrzą w przyszłość i wypatrują znaków zapowiedzianych w świętych księgach i proroctwach. Jednym słowem temat przepowiadania przyszłości znany jest tak długo, jak daleko sięga historia ludzkiej cywilizacji. To właśnie dziś kalendarze pokazują ciąg liczb Według interpretatorów proroctw Baby Wangi dziś o 22:22 ma nastąpić moment, który zmieni losy ludzkości. Zdaniem wielu astrologów o tej godzinie ma uwolnić się wielka energia. Nie do końca wiadomo czy twierdziła w swoich przepowiedniach kobieta, zwana Nostradamusem Bałkanów, 22 lutego 2022 roku ma dojść do niebywałych wydarzeń: Putin stanie się "władcą świata" i doprowadzi do ponownego zjednoczenia niektórych państw z Federacją Rosyjską. Umocni też relacje z Chinami. Baba Wanga o losach PolskiPrzepowiednia Baby Wangi mówi wyraźnie o powrocie krajów Europy Środkowo-Wchodniej do Rosji, a Putina nazywa "władcą świata". We wczorajszym orędziu Władimir Putin uznał niepodległość Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Oświadczył także, że Ukraina to "nieodłączna część" historii Rosji i jej przestrzeni kulturowej. Ukraińców zaś nazwał "towarzyszami" i "bliskimi ludźmi". Według tej przepowiedni zagrożona może być również Polska, której również może zagrażać ciekawe przeczucia słynnej mistyczki potwierdza również Siergiej Kostornoj, inny bułgarski jasnowidz. Jak twierdzi mężczyzna, zbieg wielu dwójek może być niebezpieczny. Romana Makówka Redaktor antyradia
Adam Mickiewicz. Zgodnie z proroctwem Polska ma stać się potęgą – i to już wkrótce. Legendarna przepowiednia z Tęgoborzy po raz pierwszy ukazała się drukiem prawdopodobnie w 1912 roku we lwowskiej „Gazecie Narodowej”, a przynajmniej tak twierdził sam Czesław Miłosz. Konkretną datę ciężko ustalić i niektórzy badacze
Anna Kempisty odpowiedziała na pytania, jak się skończy wojna w Ukrainie oraz czy Putin zaatakuje Polskę. Słynna wróżka przyjrzała się także dacie urodzenia Władimira Putina. Rosyjskiemu dyktatorowi nie jest pisana spokojna śmierć... Wojna w Ukrainie sprawiła, że popularne stały się przepowiednie dotyczące losów Polski i świata. Jasnowidz Krzysztof Jackowski już przepowiedział, co nas czeka w kwietniu. Wizja o przyszłości Polski brzmi niepokojąco podobnie, jak przepowiednia Jackowskiego odnośnie wojny w Ukrainie i możliwych konsekwencji dla naszego kraju. Wróżka Anna Kempisty o wojnie w Ukrainie. Czy Putin zaatakuje Polskę? Tymczasem wróżka Anna Kempisty przynosi zdecydowanie lepsze wieści dla Polaków. Słynna tarocistka, która swego czasu bezbłędnie prognozowała wydarzenia na polskiej scenie politycznej, postawiła karty na kwestie związane z konfliktem za wschodnią granicą. W swoich filmikach na TikToku odpowiedziała na pytanie, kto wyjdzie zwycięsko z wojny: Ukraina czy Rosja, oraz czy Putin zdecyduje się zaatakować Ukraina wygra tę wojnę? Oczywiście, że tak. Ale będą niestety pewne mankamenty w tym zwycięstwie - zaznacza Anna Kempisty. Słynna tarocistka ma też dobre wieści dla Polaków. Według mnie w Polsce nie będzie wojny. Mega bezpieczna pancerna karta na to wychodzi - uspokaja. Czy Putin zaatakuje Polskę? Nie. Mamy bardzo bezpieczne karty. Sprawdziłam to na samym początku, zanim jeszcze wojna wybuchła - potwierdza w nagraniu. W innym nagraniu Anna Kempisty przeanalizowała datę urodzenie Władimira Putina, aby przekonać się, jaka przyszłość czeka dyktatora Federacji Rosyjskiej. Putin urodził się 7 października 1952 nie jest facet, który umrze we własnym łóżku - stwierdza. Dodatkowo karty pokazują, że niestety pozbawi się jakiejś posiadłości, którą ktoś zwyczajnie w świecie mu wysadzi w powietrze - dodaje. Kim jest matka Władimira Putina? Dziennikarze odnaleźli rzekomą Wierę. O synu mówi: "Wstyd mi"
| Ψኾբኚፎεլ ռ ο | Ζደχуξуቅоጬе կιլε |
|---|
| Олуηθказв σαջе | Ажиፈин դըχիճяцωζυ иኜθжοн |
| Πаቼըнոትուձ твኮኀοдօይωγ клուջօձիյօ | Խξиվу мωկ епсኽλоλ |
| Ուмотрችнуз ηըврукря | ጎн уփоዘիч |
| Υг ኽհоγоди танዢб | Θбሂрէሷимե азጂчиպ սу |
Na tym tle interesująco przedstawia się przepowiednia z Tęgoborza. Miała ona zostać wypowiedziana 23 września 1893 roku przez kobietę-medium w obecności hrabiego Władysława Wielogłowskiego.
Przepowiednia ponownego przyjścia Jezusa Chrystusa. Znaki końca świata Źródło: Pixabaya REKLAMA Jeane Dixon (1904-1997) była amerykańską parapsycholog. Jak sama nazwa jej zawodu mówi, zajmowała się zjawiskami nadprzyrodzonymi. Dixon jest autorką straszliwej przepowiedni o początku końca świata, który ma nastąpić w 2020 i potrwać 17 lat. Według parapsycholog Dixon w roku 2020 ma się rozpocząć koniec świata. „Rozpocząć”, ponieważ koniec świata miałby być procesem trwającym latami. Zakończyć miałby się w 2037. REKLAMA Jak widać, nie byłby to koniec świata spowodowany uderzeniem asteroidy, która rozerwała by naszą planetę na tysiące kawałków. Nie chodzi również o III wojnę światową, choć rzeczywiście jakaś wojna ma nastąpić. Według Jeane Dixon, w 2020 roku na Ziemię powróci Jezus Chrystus, aby pokonać nieświętą Trójcę: Antychrysta, Szatana i Fałszywego Proroka. Pomiędzy tymi postaciami ma się rozegrać straszna bitwa, która ma potrwać 17 lat. W 2037 roku ma nastąpić koniec ostateczny: Apokalipsa, Armagedon, Ragnarok, czy jakby tego nie nazwać. Przepowiednia jest oczywiście straszna ale trzeba również przyznać, że… nie brzmi to wszystko zbyt poważnie. Źródło: REKLAMA
Pełna nadziei przepowiednia na 2024. Horoskop dla tego znaku zodiaku ma wiele dobrych wiadomości. Wszechświat zakończy złą passę. Złowroga przepowiednia dla Polski na rok 2022.
Migrację Polaków z Kresów po drugiej wojnie światowej, potocznie określaną mianem repatriacji, należałoby nazwać raczej przesiedleniem (często przymusowym), a czasami wręcz wypędzeniem. [Artykuł pochodzi z najnowszego wydania Pomocnika Historycznego „Z Kresów na Kresy”. Pełne wydanie pomocnika można kupić w sklepie POLITYKI] Motyw homogenizacji etnicznej. Tzw. pierwsza sowiecka okupacja Kresów (wrzesień 1939 – czerwiec/lipiec 1941 r.) trwała na tyle krótko, że trudno jednoznacznie stwierdzić, jakie były ostateczne plany Stalina wobec ich mieszkańców, zwłaszcza Polaków. Czy ograniczyłby się do usunięcia niebezpiecznych elit (co w dużej mierze zrobił), czy też – gdyby nie doszło do wojny niemiecko-sowieckiej i reżim komunistyczny ustabilizowałby się na Kresach – kolejnym krokiem byłaby ich homogenizacja narodowościowa, połączona z masowymi przesiedleniami Polaków i zapewne Żydów? Jest to jednak tylko historia alternatywna. Kierunek realny nadała jej agresja niemiecka na ZSRR 22 czerwca 1941 r., która radykalnie zmieniła sytuację dawnych wschodnich rejonów Polski. W ciągu dwóch lat społeczność żydowska Kresów została praktycznie unicestwiona. Wkroczenie Niemców doprowadziło także do uaktywnienia się nacjonalistów ukraińskich, liczących na stworzenie własnego państwa. Wpłynęło to na podjęcie przez kierownictwo OUN decyzji o usunięciu polskiej ludności ze wszystkich spornych terytoriów i w rezultacie do krwawych czystek etnicznych na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Wydarzenia lat 1941–44 miały bezsprzecznie wpływ na decyzje Stalina wobec Kresów. Czystki etniczne udowadniały, że koegzystencja narodowościowa jest niemożliwa i jedynym wyjściem jest homogenizacja etniczna. Było to już znacznie łatwiejsze z powodów zarówno ilościowych, jak politycznych. Z ok. 4 mln Polaków mieszkających w 1939 r. na wschód od Bugu z chwilą wkroczenia Armii Czerwonej w 1944 r. pozostała zaledwie połowa, a z ponad 1 mln Żydów – zapewne jedynie kilkadziesiąt tysięcy. Rachunki polityczne. Z drugiej strony fakt przystąpienia ZSRR do wojny po stronie zachodnich aliantów i przejęcie przez niego aż do połowy 1944 r. ciężaru działań w Europie spowodował, że zachodnie demokracje wyrozumiale traktowały polityczne i terytorialne posunięcia Rosjan. Pieredyszka gwarantowana przez Armię Czerwoną warta była wysokiej ceny: odstąpienia Stalinowi połowy Europy – w tym polskich Kresów. Nie wchodził też w rachubę opór Polaków. Protestujący emigracyjny rząd w Londynie, z którym Moskwa zerwała kontakty już w kwietniu 1943 r., był skutecznie neutralizowany przez zachodnich aliantów, głównie Brytyjczyków. Polscy komuniści, szykujący się w ZSRR do objęcia władzy w kraju, z jednej strony zgadzali się z roszczeniami terytorialnymi Moskwy (układ graniczny został podpisany 27 lipca 1944 r.), z drugiej dążyli do jak najdalej idącej homogenizacji etnicznej powojennej Polski. Nie można natomiast zaprzeczyć, że komuniści ci, często sami mający tragiczne doświadczenia z pobytu w ZSRR, chcieli uratować jak najwięcej z polskiej substancji ludzkiej, zarówno z Kresów, jak z głębi Rosji. Trudno natomiast stwierdzić, jaką rolę odgrywał już w lecie 1944 r. argument użycia przesiedlonych z Kresów Polaków do akcji osiedleńczej na ziemiach niemieckich, mających stanowić rekompensatę za utracone terytoria na wschodzie. Ten czynnik zaczął znaczyć od wiosny 1945 r., kiedy polska administracja na tzw. Ziemiach Odzyskanych stała się faktem. Jak się zdaje, w 1944 r. ważniejsze było również zyskanie argumentu – przez tzw. wzajemną wymianę ludności – do usunięcia z Polski mniejszości ukraińskiej, białoruskiej i litewskiej. Wymiana ludności Umowy o wzajemnej ewakuacji ludności. Zależało na tym również władzom poszczególnych granicznych republik sowieckich, na które Moskwa scedowała organizację przesiedleń. (Dlatego trudno jest tu mówić o repatriacji, która jest rodzajem reemigracji, powrotu do ojczystego kraju osób, które wskutek różnych wydarzeń znalazły się poza jego granicami). Nie ulega jednak wątpliwości, że zasady, na których miała się ta operacja odbywać, opracowano w stolicy ZSRR. Wskazuje na to chociażby fakt, że umowy o wzajemnej ewakuacji ludności, które Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego podpisał z władzami trzech republik sowieckich (ukraińską i białoruską 9 września 1944 r. oraz litewską 22 września 1944 r.), były praktycznie identyczne (zbiorczo nazwano je układami republikańskimi). Przewidywały „dobrowolne przesiedlenie” ludności polskiej i żydowskiej z Kresów oraz ukraińskiej, białoruskiej i litewskiej z Polski lubelskiej. Nie określono jednak dokładnie, czy kryterium przesiedlenia ma być posiadanie przed 17 września 1939 r. obywatelstwa polskiego, czy też deklarowanie przed tą datą narodowości polskiej. Przy skomplikowanej sytuacji etnicznej na dawnych wschodnich terenach II Rzeczpospolitej musiało się to stać zarzewiem poważnych konfliktów. Niemało miejsca poświęcono w umowach kwestiom organizacyjnym – zapewniono przesiedleńcom możliwość wyboru miejsca osiedlenia, odszkodowanie za mienie pozostawione (ziemia, nieruchomości) w formie gospodarstwa wiejskiego lub nieruchomości miejskiej. Można było zabrać do 2 ton bagażu na rodzinę: odzież, obuwie, żywność, sprzęty domowe, inwentarz gospodarczy, zwierzęta hodowlane. Przedstawiciele wolnych zawodów (lekarze, artyści, naukowcy) mogli wziąć przedmioty niezbędne do wykonywania swego zawodu. Wyjeżdżających zwolniono ze wszystkich zobowiązań podatkowych, kontyngentów etc. Do koordynacji działań polskich 7 października 1944 r. został powołany Państwowy Urząd Repatriacyjny (PUR), mający organizować przesiedlenia zarówno ludności polskiej, jak obcej. W przypadku Polaków miał zająć się również ich osiedleniem na nowym miejscu. Umowy były optymistyczne również pod względem terminów. Przewidywały rejestrację przesiedleńców od 1 października do 31 grudnia 1944 r., a samo przesiedlenie od 1 grudnia 1944 r. do 1 kwietnia 1945 r. Było to nierealne i porozumienia musiały być parokrotnie przedłużane. Ostatecznie też główny etap przesiedleń, nazywanych eufemistycznie repatriacją, zakończył się w czerwcu 1946 r. Porozumienia zawarte we wrześniu 1944 r. obejmowały tylko Polaków przebywających w danym momencie na terenach zachodnich republik ZSRR, a nie np. na Syberii czy w Kazachstanie. Umowę przewidującą ich repatriację (w tym przypadku określenie jest prawidłowe) podpisano dopiero 6 lipca 1945 r. Dotyczyła ona jedynie obywateli polskich sprzed 1 września 1939 r., nie obejmując licznej Polonii mieszkającej w ZSRR przed wojną. Wysiedleńcze domino. Większość wielkich migracji przymusowych XX w. była z sobą ściśle powiązana. Nie inaczej było z zaczętymi jesienią 1944 r. migracjami przez nową granicę na Bugu. Należy przede wszystkim pamiętać, że nie był to transfer jednostronny, wyłącznie ze wschodu na zachód. Również Warszawa – jak wspomnieliśmy – nie życzyła sobie mniejszości narodowych, konsekwentnie realizując projekt państwa jednonarodowego. Według ówczesnych obliczeń jesienią 1944 r. było w Polsce ponad 546 tys. osób podlegających kryteriom ewakuacji za granicę wschodnią. Największy odsetek stanowili Ukraińcy, do których usunięcia z terenów na zachód od Bugu polskie władze przykładały olbrzymią wagę, nie cofając się przed brutalnym przymusem (zdarzały się aresztowania i wysiedlenia całych wsi). Ogółem według oficjalnych danych do początku sierpnia 1946 r. wysiedlono z Polski ok. 520 tys. Ukraińców, Białorusinów i Litwinów. Nacisk władz polskich na ich wyjazd był uzasadniony nie tylko homogenizacją etniczną kraju, ale również koniecznością znalezienia ziemi i domów dla Polaków wysiedlanych z Kresów. Na przełomie lat 1944–45 ziemie niemieckie były jeszcze tylko mglistą obietnicą, tymczasem już jesienią 1944 r. zaczęli napływać z Ukrainy Polacy (ok. 120 tys.), w większości uciekinierzy przed terrorem ze strony nacjonalistów ukraińskich. Przesiedlenie z Kresów nabrało tempa wiosną, a zwłaszcza latem i jesienią 1945 r., kiedy umożliwiło to otwarcie dla akcji osiedleńczej dawnych terytoriów niemieckich (co z kolei stymulowało wysiedlanie Niemców). W 1945 r. przesiedlono prawie 743 tys., a w 1946 – 640 tys. osób (w tym prawie 222 tys. z głębi ZSRR). W ciągu kolejnych dwóch lat z dawnych Kresów „repatriowano” jedynie 2911 osób, a z głębi ZSRR – 15 275. W sumie w latach 1944–48 przesiedlono oficjalnie 1 517 983 osób. Do tej liczby należy doliczyć zapewne ok. 200 tys. dzikich przesiedleńców – zagrożonych aresztowaniem i zsyłką żołnierzy Armii Krajowej, Polaków z Wileńszczyzny niemogących doczekać się na urzędowe przesiedlenie czy uciekających przed terrorem nacjonalistów ukraińskich mieszkańców Galicji Wschodniej. Warunki wysiedleń Pożegnanie małych ojczyzn. Decyzja opuszczenia – oficjalnie lub nie – małej ojczyzny była funkcją wielu czynników, wśród których własna deklaracja i poczucie świadomości narodowej stanowiły elementy ważne, ale często niedecydujące. Kresowiacy mieli odejść z ziem zamieszkanych przez nich od wielu stuleci, z którymi związani byli mocnymi więzami uczuciowymi i historycznymi. I chociaż Polacy na Kresach mieli za sobą doświadczenia okupacji sowieckiej lat 1939–41, to – przynajmniej w początkowym okresie przesiedleń – nie brakowało decyzji o pozostaniu. Były one z jednej strony motywowane nadzieją na korzystne wyniki konferencji pokojowej, z drugiej zaś – szczególnie wśród inteligencji – chęcią zapobieżenia rusyfikacji i zachowania charakteru narodowego Kresów. Jednak w walce sumienia i ideałów z rozsądkiem i zimną kalkulacją zwyciężała zazwyczaj opcja opuszczenia Kresów. Propaganda przesiedleń. Niemałą rolę w podjęciu takiej decyzji odgrywała propaganda uprawiana przez władze w Warszawie wśród polskiego społeczeństwa na Kresach. „Panującym nastrojem mimo wszystko wśród tych setek tysięcy Polaków jest to – donoszono w końcu 1945 r. z Białorusi – że nie zważając na nic, nawet gdyby przyszło wszystko porzucić, pieszo udadzą się oni do Kraju (...) owiani nadzieją, że Rząd Jedności Narodowej zatroszczy się o ich dalsze losy w Polsce”. Jak też raportował w kwietniu 1946 r. włoski poseł w Warszawie Eugenio Reale „Polacy zamieszkali na Ukrainie Zachodniej dochodzą stopniowo do przekonania, że obowiązkiem ich jest wrócić do kraju, by wziąć czynny udział w odbudowie Polski”. Strach i przymus. Polskie instytucje miały ważny, ale jednak tylko częściowy udział w przekonywaniu Polaków do przesiedlenia za Bug. Podstawowym bodźcem do wyjazdu (oprócz poczucia więzi narodowych i chęci życia w Polsce – choć nie na ziemi ojców) były bowiem strach i przymus: od terroru bezpośredniego, aresztowań, po przymusową ukrainizację czy lituanizację oraz dyskryminację zawodową lub oświatową Polaków. W decyzji o wyjeździe pomagała też świadomość, że znacznie lepiej udać się na niepewny los na zachód, niż na pewny na wschód (równolegle z rejestracją do wyjazdu trwała przymusowa wysyłka w głąb ZSRR, do kopalni Donbasu). Wydaje się też, że Polacy z dawnych ziem wschodnich stosunkowo szybko – już w 1945 r. – przyjęli do wiadomości ostateczność i nieodwracalność zmian. Władze poszczególnych republik podchodziły do kwestii kryteriów narodowościowych (a tym samym do wysiedlenia) zgodnie z własnymi, często czysto pragmatycznymi, celami. Np. na Ukrainie wręcz wywierały nacisk na Polaków, skłaniając ich do wyjazdu, zwłaszcza z miast. Z drugiej strony najwięcej przeszkód (przede wszystkim ludności wiejskiej) stawiały władze litewskie. Zjawiskiem powszechnym bowiem było odmienne traktowanie mieszkańców miast i wsi. O ile władzom zależało na jak najszybszym usunięciu bardziej świadomych mieszkańców miast, zwłaszcza Wilna i Lwowa, mających zarówno dla Polaków, jak Litwinów i Ukraińców znaczenie symboliczne, to w przypadku mieszkańców rejonów wiejskich przesiedlenia często przedłużano, nieraz wręcz sabotowano, obawiając się spadku produkcji rolnej. „Był okres – donosił z Białorusi w listopadzie 1945 r. polski urzędnik – kiedy nie zezwalano chłopowi zarejestrować się zanim nie zasieje, a po zasiewach, po 1-ym maja już nie rejestrowano, a dla zarejestrowanych nie było wagonów i znów trzeba było czekać. Ludność miejska i wszyscy poszukiwacze lekkiego zarobkowania mieli więcej możliwości otrzymania transportu i wyjazdu”. Bilans wysiedleń. Mieszkańcy miast byli bliżej informacji, punktów rejestracyjnych, polskich instytucji przesiedleńczych, środków transportu (co np. eliminowało długie oczekiwanie). Stanowili też grupę znacznie bardziej mobilną niż chłopi, którzy musieli zabrać z sobą sprzęty gospodarskie, inwentarz etc. W rezultacie na Wileńszczyźnie, gdzie zarejestrowało się do wyjazdu ok. 380 tys. osób, wyjechało około połowy. Jednak o ile z Wilna – 80 proc. zarejestrowanych, to z obszaru dawnego województwa wileńskiego – tylko 31,3 proc. Ogółem z Ukrainy wyjechało ponad 90 proc. osób zarejestrowanych do przesiedlenia, z Litwy – jak wspomniano – ok. 50 proc., a z Białorusi ok. 55 proc. W rezultacie, zarówno na Kresach, jak w głębi ZSRR pozostało co najmniej kilkaset tysięcy Polaków (dane są tutaj niezwykle rozbieżne – od 600 tys. do 1,6 mln), z których części (250 tys.) udało się przesiedlić do Polski w ramach tzw. drugiej repatriacji w latach 1955–59. Warunki przesiedleń Podróż. Czynnikami, które w istotny sposób powstrzymywały przed zarejestrowaniem się do przesiedlenia, były przede wszystkim, jak informował na początku września 1945 r. Stanisław Grabski, „niepewność losu oczekującego repatriantów w Polsce oraz fatalne warunki transportu”. Rzeczywiście, w obu tych przypadkach doświadczenia „dobrowolnie” przesiedlających się Polaków były nadzwyczaj podobne do losu przymusowo wysiedlanych Niemców. Nie było co prawda na Kresach obozów zbiorczych i etapowych, przez które często przechodzili Niemcy w Polsce czy Czechosłowacji. Była natomiast ta sama zasada: najpierw człowiek, potem pociąg. Przesiedleńcy musieli nieraz po kilka tygodni czekać na stacjach kolejowych na odejście pociągu, często bez możliwości ugotowania jedzenia, schronienia się przed deszczem czy zimnem, ciągle narażeni na rabunki. System taki – podobnie jak sama rejestracja – otwierał szerokie pole dla korupcji. Łapówki należało zapłacić za samo wejście do pociągu, jego ruszenie ze stacji początkowej, potem zaś z każdego przystanku, zwłaszcza z wielodniowego nieraz postoju na granicy. Przyczyną nieludzkich miejscami warunków przesiedlenia były również działania i zaniechania ludzkie – od nieumiejętnego organizowania transportów po wschodniej i zachodniej stronie granicy po przemoc i rabunek w czasie przejazdów i postojów. Nic też dziwnego, że podróże, trwające nieraz wiele tygodni, z zasady w odkrytych wagonach-węglarkach, zbierały – szczególnie w miesiącach jesienno-zimowych – tragiczne żniwo. Zwłaszcza że przesiedleń nie wstrzymano podczas mroźnej zimy 1945/46. W najzimniejszych miesiącach – od października 1945 r. do marca 1946 r. przesiedlono prawie 350 tys. osób. Na trudności transportowe miały również olbrzymi wpływ zniszczenia taboru i linii kolejowych oraz priorytety wojenne. Warunki klimatyczne połączone z bezwładem organizacyjnym prowadziły do stosunkowo wysokich strat. Nie należały do rzadkości takie transporty jak ten, który wyruszył 19 listopada 1945 r. z Buczacza w Galicji Wschodniej, by 10 grudnia – po 21 dniach! – dotrzeć do odległego o ok. 250 km Rzeszowa (961 osób – w tym 143 dzieci, 55 wagonów – w tym 14 krytych). Tylko podczas postoju na granicy zamarzły cztery osoby. Do dziś nie znamy nawet szacunkowych rozmiarów strat podczas przesiedlenia Polaków z Kresów i z głębi ZSRR. Równoleżnikowe osiedlenie. Większość wysiedleńców z Kresów osiedliła się na tzw. Ziemiach Odzyskanych: według danych PUR – 121 846 z Wileńszczyzny, 247 936 z Białorusi i 612 405 z Wołynia i Galicji Wschodniej. Transfer przebiegał zazwyczaj równoleżnikowo – z Ukrainy w kierunku Górnego i Dolnego Śląska, z Litwy i Białorusi do dawnych Prus Wschodnich i na Pomorze. 26,1 proc. Polaków z Wileńszczyzny osiedliło się w województwie gdańskim, 25,9 proc. w olsztyńskim, a tylko ok. 15 proc. we wrocławskim. Natomiast 37,9 proc. przesiedleńców z Ukrainy osiadło w województwie śląskim, a 35,4 proc. – we wrocławskim. Dotarcie do celu wcale nie musiało oznaczać zakończenia kłopotów. Przesiedleńców nieraz wyładowywano na jakiejś stacji lub po prostu w polu, gdzie znowu czekali – nieraz wiele tygodni – na przydział mieszkania lub gospodarstwa. Wzdłuż torów kolejowych błyskawicznie powstawały miasteczka szałasów zbudowanych z desek, worków, tektury, kawałków papy. W obozowiskach panowały zazwyczaj antysanitarne warunki, prowadzące do rozprzestrzeniania się chorób. Warunki osiedleń Na nowej ziemi. Polskiemu przesiedleńcowi wolno było zgodnie z umowami zabrać z sobą dwie tony bagażu na rodzinę (w latach 1944–48 przywieziono 71 213 koni, 139 272 sztuk bydła, 34 991 świń, 50 586 owiec i 168 960 narzędzi rolniczych). Rzeczywisty obraz był jednak znacznie mniej różowy. Wiele zależało bowiem nie od ustaleń międzypaństwowych, co od decyzji lokalnych władz, miejscowych układów i warunków. Władze poszczególnych republik lub rejonów w dowolny sposób interpretowały postanowienia umów. Tak np. Litwini traktowali wszelkie sprzęty domowe (np. materace) jako meble, zakazując ich wywozu. Próby wywiezienia mebli kończyły się nieraz ich rekwizycją. Majątek pozostawiony na Kresach miał zostać zrekompensowany na miejscu nowego osiedlenia. Jednak, jak to zazwyczaj bywa, teoria rozmijała się z praktyką. Dla części przesiedleńców nowy – często znacznie lepszy – dom, gospodarstwo czy mieszkanie łagodziły ból opuszczenia ojcowizny. Inni stracili nie tylko dawną małą ojczyznę, ale i całe mienie, uzyskując w zamian znacznie mniej (lub zgoła nic). Nieraz zdarzało się, że Kresowianin z właściciela stawał się tylko użytkownikiem, a uregulowanie praw własności do otrzymanych nieruchomości nie zostało zakończone do dzisiaj. Przede wszystkim jednak wspólnym doświadczeniem każdego (przymusowego) przesiedleńca jest obawa dotycząca nowego miejsca, w którym przyjdzie mu żyć. Przesiedleńcom z Kresów też nieobca była świadomość, że mogą być traktowani jako element obcy i konkurencja dla miejscowej ludności. W Polsce centralnej. Dlatego wyjazd i osiedlenie na terenach dawnej Polski, w granicach sprzed września 1939 r., był dla wielu Kresowian mniejszym złem. Tu byli znacznie bliżej swoich małych ojczyzn, tu nieraz mieli rodzinę, otoczenie było bardziej swojskie niż na dalekim i nieznanym Dolnym Śląsku czy Pomorzu. Jednak ich osiedlenie w Polsce centralnej kolidowało z planami władz, zarówno państwowych, jak terytorialnych. Pierwszym zależało na jak najszybszym – nawet kosztem chaosu i strat – zasiedleniu ziem poniemieckich, co miało pierwszorzędne znaczenie polityczne i gospodarcze. Władze próbowały więc odgórnie ograniczyć (lub wręcz zakazać) osiedlanie się Kresowian w Polsce centralnej. Nie chciano również pozostawiać w rejonach wzdłuż nowej granicy wschodniej elementu niepewnego, w naturalny sposób negatywnie nastawionego do ZSRR. Natomiast elitom terytorialnym, zwłaszcza przejmującym władzę komunistom, repatrianci nie tylko zakłócali spokój polityczny, ale również w pewnym stopniu burzyli dopiero budowany system klientalny. Przesiedleńcy bowiem teoretycznie byli pierwsi w kolejce do gospodarstw lub nieruchomości poniemieckich lub poukraińskich, na przejęcie których liczyli jednak również miejscowi. Zazwyczaj też ci ostatni wychodzili z rywalizacji zwycięsko, np. przejęli prawie 80 proc. gospodarstw poniemieckich na tzw. ziemiach dawnych. W połowie 1945 r. donoszono z Sochaczewa: „Władze miejscowe ustosunkowały się do osiedlania niechętnie. (...) Podczas gdy repatriant nie ma gdzie się osiedlić, człowiek miejscowy opiekuje się trzema i więcej gospodarstwami. Wszelkie usiłowania PUR, aby uregulować tę sprawę, utrudnia Pełnomocnik Reformy Rolnej”. Podobnie brzmiące raporty nadsyłano z Sierpca: „Osadzenie repatrianta napotyka na duże trudności. (...) PPR zabrania osadzać repatriantów na terenie powiatu, grożąc, że osiedlonych usunie się. Wszystkie gospodarstwa poniemieckie są obsadzone przez powierników, jakoby zasłużonych dla Państwa. Usunięcie takiego powiernika jest niemożliwe. Sekretarz PPR podał, że będzie honorował tylko polecenia od stronnictw politycznych, innych nie”. W atmosferze podsycanej hasłami „Wielkopolska dla Wielkopolan” czy „Pomorze dla Pomorzan” dochodziło nawet do zabójstw przesiedleńców ze wschodu. Mimo to procesy integracyjne przebiegły najszybciej właśnie w Polsce dawnej, gdzie przesiedleńcy ze wschodu byli stosunkowo nieliczni i rozproszeni. Na ziemiach poniemieckich. Na ziemiach zachodnich sytuacja przedstawiała się odmiennie. Ziemi i domów było tam wprawdzie dużo, ale niemało też konfliktów powodowanych koegzystencją różnych grup: Niemców, autochtonów, przesiedleńców z Kresów i Polski centralnej, Ukraińców wysiedlonych podczas Akcji Wisła, repatriantów z Francji, Niemiec, Rumunii, Jugosławii czy uczestników wojny domowej w Grecji. Różniły się te grupy pod względem kulturowym, historycznym, poziomu cywilizacyjnego (wyróżniali się np. reemigranci z Francji), wyznania (oprócz katolików prawosławni lub greckokatoliccy Ukraińcy i Polacy, Żydzi, ewangelicy na Mazurach). Przesiedleńcy z Polski centralnej dominowali zarówno pod względem liczebnym (już w końcu 1945 r. na obszarach poniemieckich mieszkało ich ponad 1630 tys. wobec 400 tys. z Kresów), jak politycznym czy zdolności adaptacyjnych. Jeżeli też większość przesiedleńców z Kresów pochodziło ze wsi, to lepiej zurbanizowane ziemie zachodnie potrzebowały fachowej ludności miejskiej. Lokalne władze usiłowały więc prowadzić samodzielną politykę wobec przesiedleńców. Znamienny jest przykład Wałbrzycha, gdzie już w końcu 1945 r. postanowiono wstrzymać napływ na teren miasta i powiatu transportów z ZSRR. Często przenoszono nad Odrę lub jeziora mazurskie dawne uprzedzenia, animozje i stereotypy znad Wisły czy Dniestru; Polacy wrogo podchodzili do Ukraińców i Żydów, których ok. 120 tys. osiadło na Dolnym Śląsku i Pomorzu Zachodnim. Wszystkie zaś grupy napływowe były zgodne w niechęci (czasem nienawiści) do Niemców i autochtonów. Powody były zarówno natury historycznej, jak pragmatycznej (przejmowanie majątku etc.). Animozje prowadziły także do zamykania się poszczególnych grup (dotyczyło to zwłaszcza ludności rodzimej i Ukraińców). Ministerialny okólnik. Konflikt między przesiedleńcami ze wschodu i Polski dawnej był na tyle głęboki, że zmusił władze centralne do interwencji. Ministerstwo Ziem Odzyskanych wydało w sierpniu 1946 r. specjalny okólnik, zwracający uwagę, że „w dziele odbudowy państwowości polskiej nader doniosłą rolę odgrywają procesy stapiania się w jedną całość poszczególnych grup ludności, objętych ruchami migracyjnymi, będącymi następstwem wojny. Wśród grup tych na szczególną uwagę zasługują repatrianci. (...) Ludzie ci przez swój powrót do Kraju dowiedli patriotyzmu i aktywnego ustosunkowania się do nowej rzeczywistości Polski Demokratycznej – jeśli się zważy, że dla osiągnięcia takiej decyzji zwalczyć trzeba było silne opory, wynikające z konieczności pozostawienia znacznej części mienia, z przywiązania do miejsca zamieszkania i otoczenia, z obaw przed niepewną przyszłością. (...) Z tych też powodów należy się repatriantom, stanowiącym element słabszy ekonomicznie, oderwany od swych warsztatów pracy – wszelka możliwa pomoc i opieka ze strony władz państwowych. (…) W przeciwnym bowiem wypadku może wytworzyć się wśród repatriantów atmosfera zawodu, goryczy i przygnębienia, osłabiająca zbiorowy wysiłek budowy lepszego jutra”. Migracyjny tygiel. Nie brakowało jednocześnie czynników sprzyjających integracji. Większość Niemców wysiedlono, duża część społeczności żydowskiej wyemigrowała po pogromach w Krakowie (sierpień 1945 r.) i Kielcach (lipiec 1946 r.), ustawą z 8 stycznia 1951 r. uregulowano kwestie obywatelstwa. Ważne role integracyjne grały szkoła, zatrudnienie, Kościół, działalność w organizacjach społecznych i politycznych. Powstające na tej podstawie nowe więzi międzyludzkie stopniowo prowadziły do wygasania antagonizmów i łagodzenia kontrastów. Najszybciej działo się to w miastach, zwłaszcza dużych, bardziej podatnych na przemiany modernizacyjne. Należy również pamiętać, że wśród przesiedleńców był duży odsetek ludzi młodych, dynamicznych, myślących raczej o przyszłości niż rozpamiętujących przeszłość. Zwłaszcza że opuszczone Kresy – najbiedniejszy region biednej II Rzeczpospolitej, targany waśniami etnicznymi – bynajmniej nie były szczęśliwą Arkadią. Ziemie Odzyskane dawały zaś niemałe możliwości awansu, zarówno kulturowego, jak ekonomicznego. Nic też dziwnego, że przyrost naturalny był na ziemiach poniemieckich, zwłaszcza poza tradycyjnymi obszarami autochtonicznymi (Śląsk Opolski, Mazury), znacznie wyższy niż w reszcie Polski w granicach z 1939 r. Integracja tego migracyjnego tygla trwa do dzisiaj, przynosząc niezwykle ciekawe wyniki społeczne, kulturowe, ale także polityczne i gospodarcze. Żywe są w tej części Polski tradycje kresowe, a jednocześnie to stąd pochodzą posłowie niemieccy do Sejmu, a Szczecin jest znaczącym ośrodkiem kultury ukraińskiej. [Artykuł pochodzi z najnowszego wydania Pomocnika Historycznego „Z Kresów na Kresy”. Pełne wydanie pomocnika można kupić w sklepie POLITYKI]
2012: Ostateczna przepowiednia Harry Potter i Insygnia Śmierci: część I Film przygodowy Harry, Ron i Hermiona opuszczają Hogwart i rozpoczynają misję zleconą im przez Dumbledore'a.
Gdy będzie nadchodził Sąd Ostateczny, czy pojawią się jakieś znaki ułatwiające rozpoznanie tego czasu i czy będą skłaniać ludzi do nawrócenia? Identyczne pytanie postawili Jezusowi Jego uczniowie, prosząc: "Powiedz nam, kiedy to nastąpi i jaki będzie znak Twego przyjścia i końca świata?" (Mt 24,3). Szukając na nie odpowiedzi, pamiętać należy, że mowy eschatologiczne Jezusa, zapisane w Piśmie Świętym, odnoszą się zarówno do zburzenia Jerozolimy, które nastąpiło w 70 roku po Chr., jak również do powtórnego przyjścia Syna Bożego na końcu czasów. To sprawia, że jest zadaniem trudnym poprawnie zinterpretować znaki wskazujące na zbliżający się koniec czasu, a przynajmniej jest to zadanie dość ryzykowne. Często ponadto biblijne proroctwa jedynie w wielkim skrócie zapowiadają czas, w którym ma się dokonać jakieś znaczące wydarzenie, a także często anonsują wydarzenia eschatologiczne w zdarzeniach bieżącej historii. Na dodatek przekazy biblijne nie zdają się sugerować, jakoby między różnymi wydarzeniami, które dokonują się w historii, była jakaś wielka odległość czasowa. Stąd też często odnosi się wrażenie, że występują one blisko siebie, jak gdyby następowały zaraz po sobie. Te i inne jeszcze rzeczy trzeba koniecznie mieć na uwadze, kiedy staramy się znaleźć pełną odpowiedź na pytanie o znaki, które towarzyszyć będą powtórnemu przyjściu Jezusa. Na podstawie tekstów biblijnych, wypowiedzi Jezusa i Jego uczniów można postarać się wyliczyć dziewięć podstawowych znaków zwiastujących nadchodzenie czasów ostatecznych. Oto one: 4. Prześladowanie wiernych: "Wtedy wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów, z powodu mego imienia" (Mt 24,9). 6. Głoszenie dobrej nowiny po całym świecie. Również o tym przypominał Jezus, mówiąc: "A ta Ewangelia o królestwie będzie głoszona po całej ziemi, na świadectwo wszystkim narodom" (Mt 24,14). 7. Ohyda spustoszenia. Mówił bowiem Jezus: "Gdy więc ujrzycie «ohydę spustoszenia», o której mówi prorok Daniel, zalegającą miejsce święte - kto czyta, niech rozumie - wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry!" (Mt 24,15). Wielu sądzi, że wyrażenie "ohyda spustoszenia" odnosi się do wydarzeń mających miejsce w roku 70, kiedy legiony rzymskie zbezcześciły świątynię jerozolimską, wnosząc do niej swoje sztandary i insygnia, następnie zburzyły ją, spaliły i zrabowały skarbiec świątynny, przewożąc go do Rzymu. 9. Słońce utraci swój blask. Wreszcie kolejny znak zwiastujący zbliżanie się końca czasu ma naturę kosmiczną: "Zaraz (...) po ucisku owych dni słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku; gwiazdy zaczną padać z nieba i moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi; i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. Pośle On swoich aniołów z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od jednego krańca nieba aż do drugiego" (Mt 24,29-31). Otwartym, oczywiście, pozostaje właściwy sposób rozumienia przytoczonych wyżej znaków. Nie można bowiem, na co zgadzają się nieomal wszyscy egzegeci, interpretować dosłownie wypowiedzi Biblii. Stąd też nie jest wskazane, aby według pojawiających się w świecie znaków, które w swej treści nawiązują do przedstawionych, układać scenariusz końca czasów. Przed czymś takim przestrzega sam Jezus, który mówił do Apostołów: "Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie" (Mt 24,42). Powołaniem chrześcijanina jest trwanie na straży, gdyż w chwili, w której się nie spodziewa, może przyjść jego Pan i dlatego winien być przygotowany na wejście razem z Nim na ucztę w niebie. Egzystencjalna lektura przytoczonych znaków nie wyklucza bynajmniej ich eschatologicznej interpretacji, jako znaków zwiastujących faktyczny koniec czasów.
Jasnowidz Glanc i WHO ostrzegają świat przed wirusem. Jasnowidz Glanc uważa, że temat nowej pandemii może być wkrótce wykorzystywany, by „zastraszyć społeczeństwo”. Jeśli jednak wybuchnie nowa pandemia, to zmutowany wirus może okazać się groźniejszy od koronawirusa. Pojawił mi się przebłysk artykułu krzyczącego o nowej
Końca świata nie będzie bądź przynajmniej na pewien bliżej nie określony czas został on przesunięty! Taki wniosek wysnuwam z wyjawionej ostatnio przez kardynała Angelo Sodano części tak zwanej trzeciej tajemnicy fatimskiej (vide: "Tajemnice Fatimy"), przepraszając jednocześnie co bardziej wrażliwych braci w wierze, jeśli nieco spłycam temat. Niemal wszyscy bowiem prześwietni znawcy zagadnienia wieszczyli, że owa trzecia tajemnica dotyczy terminu i okoliczności Apokalipsy, a tymczasem Matka Chrystusa - jak usłyszeliśmy z ust watykańskiego sekretarza stanu - opowiedziała trojgu pastuszkom Anno Domini 1917 o zamachu na życie Jana Pawła II, dziś Szacownego Jubilata (vide: "Ortodoksyjny heretyk"). Czyli że w dającej się przewidzieć przyszłości totalnej zagłady gatunku homo sapiens chyba nie będzie, ale przyznam, że nie jestem do końca przekonany, czy jest to wieść jednoznacznie optymistyczna. Bo wyobraźmy sobie, że oto kardynał Sodano komunikuje, iż powiedzmy 1 maja 2001 r. - wedle zapowiedzi Madonny - Ziemię dosięgnie niewyobrażalny kataklizm. Co by się wówczas działo? Ano pewnie jedni odwiedzaliby tłumnie świątynie, a inni oddawali się najwymyślniejszym przyjemnościom. Innymi słowy - erupcja religijności i hedonizmu. Ale jakżeż komfortowa byłaby to sytuacja dla mieszkańców kraju nad Wisłą i ich przywódców! Nie trzeba by się było troskać na przykład o datę przyjęcia III RP do Unii Europejskiej, restrukturyzować rolnictwa lub choćby - w wypadku polityków prawicy - martwić się, czy po dwóch kadencjach prezydenta Kwaśniewskiego w fotelu w Pałacu Namiestnikowskim nie zasiądzie jego żona Jolanta. Niestety, tak dobrze, czyli końca świata, na razie nie będzie, a to oznacza konieczność dalszej, pełnej trudu egzystencji na tym padole łez, konieczność wytężonej pracy, myślenia, dokonywania trudnych wyborów i przewidywania. Dajmy przy tym spokój najróżniejszym proroctwom, podobno Pan Bóg pomaga tylko tym, którzy sami sobie pomagają. Czy potrafimy sobie sami pomóc? Trudno o w pełni krzepiącą odpowiedź na powyższe pytanie. Bo weźmy tylko pod uwagę jeden z naczelnych obecnie problemów ekonomicznych III RP, czyli katastrofalny wręcz deficyt bilansu handlowego. Pomysł liderów SLD na poprawę tego bilansu polega na zahamowaniu... importu, co - mówiąc obrazowo - musiałoby w konsekwencji prowadzić do zbudowania muru celnego mniej więcej wysokości berlińskiego i długości chińskiego. Janusz Steinhoff powiada z kolei w "Rozmowie wprost": "Jestem przekonany, że za kilka miesięcy odczujemy pozytywne skutki osłabienia złotego". Czyli - jeśli dobrze rozumiem, panie ministrze - szczyt naszej ekspansji eksportowej nastąpi pewnie w momencie, gdy za dolara przyjdzie nam płacić 10 zł albo więcej? Tylko jakimi hitami made in Poland w czasie, gdy niemal trzy czwarte wartości globalnego eksportu stanowi know-how, zawojujemy wtedy świat? Tarcicą, ziemniakami, a może kątownikami i prętami ze stali? Nie będę streszczał okładkowego tekstu tego numeru, z którego wynika, że pomysł na eksport to nie dołowanie złotówki lub próba zdławienia konsumpcyjnych apetytów rodaków, lecz radykalna poprawa konkurencyjności przedsiębiorstw, znaczące obniżenie kosztów pracy, agresywny marketing i silne wsparcie państwa. Zacytuję natomiast fragment artykułu z "The Economist", swego rodzaju przepowiedni dla Polski: "Jeśli Polacy w miarę szybko znajdą się w Unii Europejskiej, to nie ze względu na swoją zapobiegliwość i kreatywność - jak w wypadku Węgrów czy Słoweńców - lecz z uwagi na geopolityczne położenie kraju oraz stosunkowo duży rynek wewnętrzny. (...) Polacy nie mają wyboru, muszą pozwolić Leszkowi Balcerowiczowi dalej reperować gospodarkę". Otóż obawiam się, że nie muszą. Już w najbliższych wyborach parlamentarnych mogą pozwolić, aby ktoś gospodarkę lepperował. Więcej możesz przeczytać w 21/2000 wydaniutygodnika wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Szkolenia dla nauczycieli. Otwarte zasoby edukacyjne. Narodowy Bank Polski ul. Świętokrzyska 11/21 00-919 Warszawa. tel. centr.: 22 185 10 00 e-mail: listy@nbp.pl
Przed 2000 rokiem różni kaznodzieje i wróżbici zapowiadali koniec świata. Gdy okazało się, że świat nadal ma się w miarę dobrze, wróżbici umilkli bądź przepowiadają koniec świata w bezpiecznej dla ich autorytetu przyszłości. Najsłynniejszym współczesnym jasnowidzem w Polsce, a zarazem uzdrowicielem, był zmarły w 1980 roku zakonnik, o. Andrzej Widzeń o charakterze ogólnoludzkim ani też żadnych przepowiedni nie podaję chociażby dlatego, aby nie były fałszywie interpretowane - napisał o. Klimuszko. Zaraz jednak dodał: - Gdybym miał żyć jeszcze 50 lat i miał do wyboru stały pobyt w dowolnym kraju na świecie, bez wahania wybrałbym Polskę, pomimo jej nieszczęśliwego położenia geograficznego. Nad Polską bowiem nie widzę ciężkich chmur, lecz promienne blaski przyszłości. Pójdziesz w rozsypkęCyceron: "Nie znam doprawdy żadnego narodu ani tak dalece wykształconego, ani tak bardzo dzikiego i na tyle nieokrzesanego, izby nie przyjmował, że przyszłość można przepowiadać i że niektórzy ludzie są w stanie widzieć i wieszczyć".Im w cięższych tarapatach był kraj, tym wróżby były bardziej optymistyczne. Za najstarsze proroctwo dotyczące Polski uznać można przepowiednie przeora klasztoru Benedyktynów Eustachiusza, pochodzącą z 1449 roku. "... Przepowiadam ci Polsko, że zażyjesz wiele nędzy w przyszłych stuleciach. Zacna Polsko, jesteś szlachetna, wielka i wspaniała, atoli ty gardzisz swoimi mądrymi królami, a ponieważ ty nimi gardzisz, przeto pójdziesz w rozsypkę. Będziesz wzdychała za pokojem, ale ten nie prędzej się zjawi aż w 7-ej liczbie, a spełni się w czasie siedem razy siedem. Wtedy przyjdzie książe pokoju w całym blasku i pokój panować będzie w twych murach i pałacach" .Ostatnia część przepowiedni skłaniała wielu badaczy do prób rozszyfrowania "kodu" proroctwa. Według wyliczeń prof. Bartłomieja Grocha z 1938 roku, koniec kłopotów dla kraju i prawdziwy pokój miał nastąpić w 1991 roku. Obecnie za "księcia pokoju" z przepowiedni przeora Eustachiusza uważa się polskiego jeszcze jednego królaZa inną znaną przepowiednię uchodzi proroctwo Stanisława Reszka, przeora klasztoru Cystersów, który w drugiej połowie XVI wieku zapowiedział dla Polski jeszcze 17 przyszłych królów. Przepowiednia ta była znana i w całości opublikowana w 1895 roku. Według interpretatorów, piętnastu królów już przeżyliśmy. Szesnastym, w przepowiedni oznaczonym jako Alter Cracus, czyli Drugi Krak, miał być Józef Piłsudski. Profesor Groch, przed kilkudziesięciu lat uznał, że szesnastym królem, określanym w przepowiedni mianem "Słońca Ojczyzny", może być tylko Papież- Polak, który w oparciu o Słowiańszczyznę na nowo odbuduje potęgę Polski i chrześcijaństwa. Ostatnim, według przepowiedni, ma być władca nazwany "Regnum Occasus", czyli "Upadek Królestw". I tutaj interpretatorzy mają pełne ręce roboty, jednak nic sensownego z ich tłumaczeń nie ma być od morza do morzaMojsej Wernyhora był postacią tajemniczą, ale jak sądzą naukowcy, historyczną. W 1766 zbiegł z Ukrainy, gdzie groziła mu kara za popełnione tam czyny. Ponoć w swojej rodzinnej wsi Dmytrychówce za Dnieprem zabił matkę i brata. Juliusz Słowacki pisał, że zabójstwa matki dokonał za pomocą liry. W ukraińskich przekazach zachowały się informacje, że nie tylko grał na lirze, ale nawet miał w Makiedoniach szkołę lirników. Uchodził za ludowego była także wizja zakonnicy z Krakowa, Nimfy Suchońskiej, powstała ok. 1700 roku. W czasie widzenia Chrystus miał jej powiedzieć: "Ojczyzna Twoja w dwudziestym wieku powstanie do bytu częściowo, a zaś w całości i w wielkiej ozdobie w czas jakiś potem".Najsłynniejszym wieszczem, przepowiadającym Polsce przyszłość, rozpropagowanym przez literaturę, jest ukraiński lirnik Wernyhora. Jego przepowiednia miała charakter mesjanistyczny i podbudowywała Polaków, zapowiadając rozległe granice. " A od Czarnego Morza do Bałtyckiego, od Karpatów po Niżowe Stepy nie będzie Niemca ani Moskala na polskiej ziemi. I Polska będzie wielka, potężna po wiek wieków".O wstąpieniu do Unii Europejskiej żaden wieszcz nawet nie napomknął. Jak więc tu wierzyć naszym politykom, obiecującym, że już wkrótce będziemy w Europie?
Przepowiednia Sybilli, czyli królowej Saby spełnia się dosłownie na naszych oczach. I wcale nie ma ona dobrych wieści dla ludzkości. Wiele wskazuje na to, że po
Przepowiednia na 2012 rok wg Krzysztofa Jackowskiego, jasnowidza z Człuchowa Krzysztof Jackowski, jasnowidz z Człuchowa przepowiada przyszłość dla Polski i Europy w 2012 roku. 1 stycznia 2012, 8:00 Krzysztof Jackowski - jasnowidz z Człuchowa. Oto jego stawki! Jak pomaga? Ile bierze za poszukiwanie zaginionych? Czy jest skuteczny? Krzysztof Jackowski z Człuchowa to najsłynniejszy jasnowidz w Polsce. Ile bierze za pomoc? Jakie są jego stawki za wizytę? Jasnowidz Jackowski od wielu lat... 3 maja 2020, 21:32 Jasnowidz z Człuchowa szuka zaginionej córki słynnej piosenkarki! Czy sprawa zaginionej córki słynnego włoskiego duetu Al Bano i Rominy Power zostanie wyjaśniona za sprawą człuchowskiego jasnowidza? Nadzieję ma z pewnością... 13 grudnia 2018, 11:55 Pogoda. Kiedy spadnie śnieg? Jasnowidz z Człuchowa o pogodzie na zimę Jaka będzie zima 2018? Na to pytanie szukają odpowiedzi chyba wszyscy. Lato rozpieściło nas wyjątkową, upalną, wręcz tropikalną aurą, jesień również zapowiada... 26 listopada 2018, 0:24 Przepowiednie Jasnowidza Krzysztof Jackowski o meczu Polska-Senegal i mundialu Polska czy Senegal? Kto wygra dzisiejszy mecz? Zapytaliśmy o to Krzysztofa Jackowskiego, człuchowskiego jasnowidza. Wizjoner podkreśla jednak, że typowanie... 19 czerwca 2018, 12:03 Krzysztof Jackowski promował książkę "Krzysztof Jackowski. Jasnowidz na policyjnym etacie" [zdjęcia, wideo] W sobotę 27 stycznia w Empiku w Galerii Bałtyckiej w Gdańsku odbyło się spotkanie z Krzysztofem Jackowskim i Krzysztofem Janoszką, autorem książki "Krzysztof... 28 stycznia 2018, 13:08 Jasnowidz Krzysztof Jackowski pomógł w ujęciu pedofila Krzysztof Jackowski, jasnowidz z Człuchowa pomógł w ujęciu pedofila z okolic Opola. Wiele wskazuje na to, że dzięki jego wizji uratowano dwunastoletnią... 28 grudnia 2016, 11:29 Przepowiednia jasnowidza. Krzysztof Jackowski:trzecia wojna światowa się toczy. Nowy rok ani dla Polski, ani dla Europy i dla świata nie będzie czasem wytchnienia i spokoju - przewiduje jasnowidz Krzysztof Jackowski. - Wojna już się toczy. 3 stycznia 2016, 14:33 Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski, będzie gościł w gdańskim Domu Zarazy We wtorek, o godz. 17, w Domu Zarazy będzie można spotkać jasnowidza z Człuchowa, Krzysztofa Jackowskiego. Będzie to okazja, by posłuchać jego przygód... 29 października 2013, 8:01 Wraca sprawa Iwony Wieczorek. Policja ponownie przeszuka trasę, którą szła Iwona Policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku ponownie sprawdzą trasę którą w dniu zaginięcia szła dziewczyna. W akcji weźmie udział około setka... 25 września 2013, 13:31 Krzysztof Jackowski znów szukał Iwony Wieczorek. Nowy trop w sprawie? [ZDJĘCIA] Krzysztof Jackowski wznowił poszukiwania zaginionej Iwony Wieczorek. Jasnowidz, w odległości kilkuset metrów od miejsca, w którym po raz ostatni widziano Iwonę,... 26 sierpnia 2013, 13:47 Autobiografia Jasnowidza z Człuchowa, Krzysztofa Jackowskiego jest już w sprzedaży FILM Od poniedziałku w punktach sprzedaży prasy można kupić autobiografię słynnego jasnowidza z Człuchowa, Krzysztofa Jackowskiego i Katarzyny Świątkowskiej. Można... 2 lipca 2012, 13:51 Jackowski został przesłuchany w sprawie Iwony Wieczorek Krzysztof Jackowski, człuchowski jasnowidz, został przesłuchany przez policjantów z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek.... 21 lutego 2012, 9:47 Sopot: Iwona Wieczorek została zamordowana. Nie ma szans na odnalezienie ciała - uważa Jackowski Krzysztof Jackowski, jasnowidz z Człuchowa uważa, że Iwona Wieczorek została zamordowana. Jak do tego doszło i gdzie znajduje się ciało dziewczyny - przeczytaj... 7 lutego 2012, 10:59 Krzysztof Jackowski: Często jestem jedyną nadzieją - Potrafię się skupić, odczuwać obecność przedmiotów w taki sposób, że widzę zdarzenia, jakie były w przeszłości - mówi Krzysztof Jackowski, najsłynniejszy... 10 czerwca 2011, 12:24
Przepowiednia z 1923 roku Jako pierwszą przywołano wypowiedź "Pana Griffitha - króla kinematografu", czyli reżysera i producenta filmowego Davida Warka Griffitha. Przewidywał on, że w 2022 roku znikną drukowane książki oraz gazety i w zamian będą się ukazywać na kinematograficznym ekranie.
Ekstazy Teresy Neumann, prostej chłopki z Niemiec, były przedmiotem wielu analiz. W stanach religijnych uniesień stygmatyczka przenosiła się w czasie, zarówno w przeszłość, jak i przyszłość, modliła się w językach, których nie mogła znać, w tym w starożytnych. Przeniósłszy się do chwili męczeńskiej śmierci Jezusa, szlochała, mówiąc do Niego po aramejsku, w języku, którego używał na co dzień. W 1922 roku, w wieku 24 lat, Teresa Neumann przestała jeść i pić, przyjmowała jedynie komunię. Mimo to nie traciła na wadze i nie słabła. Wyczerpanie przychodziło jedynie po silnych krwawieniach ze stygmatów i po stanach ekstatycznych. Neumann jest bodajże najsilniej krwawiącą stygmatyczką w historii. Rany na jej czole, kończynach i boku nie zasklepiały się przez kilkanaście godzin tygodniowo. Zdjęcia przedstawiające mistyczkę, zwłaszcza kolorowe z lat 60. (zmarła w 1962 roku), są po prostu drastyczne. Jej stygmaty przybierały kształt krzyża, a w pokoju, w którym, leżąc na łóżku, przyjmowała pielgrzymów proszących o wstawiennictwo lub uzdrowienie, nagminnie dochodziło do niewytłumaczalnych wydarzeń. Wizje, których doznawała Teresa Neumann, zwłaszcza wizje boskich kar, sprawiały jej przykrość. Z trudem znosiła widok tysięcy ginących ludzi, ponieważ była osobą wyjątkowo współczującą, wrażliwą także na cierpienia zwierząt. „Kara boska jest nieunikniona” wzdychała, a z jej oczu, co jest sporym ewenementem pośród stygmatyków, spływała krew zamiast łez. Zjawisko to, jako trudne do sfingowania, przyciągało szczególną uwagę lekarzy, interesujących się przypadkiem Neumann. Mimo wielokrotnie przeprowadzanych testów krwi, a także badań samej stygmatyczki, nie udało się wykryć oszustwa. Jej oczy po prostu krwawiły jak otwarte rany! Niegdyś posądzana przez Kościół o szarlatanerię i zmowę z całą wsią, a obecnie będąca w trakcie procesu beatyfikacyjnego, mistyczka z Konnersreuth,gminy targowej w Niemczech, pozostaje niewyjaśnionym fenomenem. Zobacz też: KONIEC ŚWIATA według ISLAMU nastąpi już w 2017 roku! Zacznie się od ataku na Watykan Podobno, choć nie ma na to dowodów, jej proroctwo o klęsce III Rzeszy dotarło do Hitlera, a ten, mimo że znał antyfaszystowskie przekonania Teresy, zabronił jej represjonować z obawy o to, że kobieta ma moc spełniania swoich wizji. Nawiasem mówiąc, Hitler miał taką obsesję na punkcie paranormalnych mocy, że wszyscy gromadzący się co rano przy łóżku mistyczki, aby chłonąć jej wizje, byli w porównaniu z nim skrajnymi sceptykami. W swojej słynnej wizji końca świata Teresa Neumann mówiła o Bożym gniewie, który dosięgnie wszystkich, bez wyjątku. Dla ludzi lepiej by było, żeby wcześniej umarli, krzyczała w ekstazie, zawsze wpatrzona szeroko otwartymi oczami w sufit, sztywna, niewidząca i niesłysząca niczego, co działo się wokół niej. Przekazując wizje skierowane do Żydów, używała formuły biblijnej, zaczynającej się od słów: „Słuchaj Izraelu, to do ciebie mówi Pan”. Najbardziej znane proroctwo stygmatyczki miało miejsce już po wojnie, 15 października 1948 roku. Niepiśmienna, otrzymująca zdolność (dar) pisania jedynie wtedy, gdy Bóg lub któryś ze świętych (w tym wypadku był to prorok Eliasz) nakazywał jej zapisanie wizji, Teresa Neumann zanotowała: „Idzie godzina wielka, groźna, sądu i kary. Póki macie czas, posłuchajcie i porzućcie grzechy wasze, które na karę zasługują. Biada ziemi, gdy owocu pokuty zabraknie, a usta modlących się zamilkną. Nie otworzą się tym razem upusty niebieskie, jak za dni Noego, i nie popłyną wody, by zalać ziemię skalaną grzechami. Ale otworzy się ziemia, zapłonie od wulkanów, które już zagasły, i będzie drżało jej łono, aż walić się będą lądy, gdzie szumi zboże i stoją łany (…). Biada wam synowie, którzy czynicie nieprawość. Biada wam narody, które się zaparły Boga i podeptały Krzyż Jego, które wstydzicie się znaku Krzyża, znaku odkupienia waszego, a nie wstydzicie się zbrodni i okrucieństwa. Biada przede wszystkim tobie Germanio”. Tu następuje potępienie niemieckiej pychy, z której zrodziła się faszystowska idea nadludzi oraz zapowiedź strasznego losu Berlina, który będzie „jak los Niniwy” (według opisu biblijnego, miasto zostało obrócone w gruzy). Przepowiednia głosi też upadek Albionu (tak w starożytności nazywano Wielką Brytanię). Według tej wizji Bóg zmiłuje się nad „narodem, będącym w ucisku i pohańbieniu”. I nieco dalej: „Światłych i mądrych Polsce nie odmówię. W języku polskim będą głoszone najmądrzejsze prawa i najsprawiedliwsze ustawy, zaś Warszawa stanie się stolicą Stanów Zjednoczonych Europy. Polska, która pierwsza karę poniosła, choć wina jej nie była największa, prędzej niż inni się podniosła. W czym zawiniła, przez to musiała doznać kary. Ale już bliski jest koniec jej pokuty. Wytrwa przy Kościele swoim i doczeka wyzwolenia. Nieprzyjaciołom swoim krzywdy pamiętać nie będzie, dobrem za zło zapłaci. Będzie mieć chwałę między narodami i skrzydła szeroko otwarte, rozszerzy też granice swoje”.
. wyun1jfng9.pages.dev/300wyun1jfng9.pages.dev/876wyun1jfng9.pages.dev/851wyun1jfng9.pages.dev/961wyun1jfng9.pages.dev/101wyun1jfng9.pages.dev/478wyun1jfng9.pages.dev/874wyun1jfng9.pages.dev/708wyun1jfng9.pages.dev/756wyun1jfng9.pages.dev/82wyun1jfng9.pages.dev/925wyun1jfng9.pages.dev/183wyun1jfng9.pages.dev/359wyun1jfng9.pages.dev/368wyun1jfng9.pages.dev/68
ostateczna przepowiednia dla polski