Jezioro Tanganika – ciekawostki. Jezioro Tanganika jest drugim najstarszym jeziorem słodkowodnym na świecie, drugim pod względem ilości wody oraz drugim co do głębokości, zaraz po jeziorze Bajkał na Syberii. Jednak może poszczycić się tytułem najdłuższego jeziora słodkowodnego na świecie. Aby udać się w okolice dzikiej
Afryka marzyła nam się od dawna – długo wyczekiwana podróż, której esencją miała być piękna natura, parki narodowe i dzikie zwierzęta. Jaka była rzeczywistość? Planując od lipca zeszłego roku wyjazd do Afryki, w głowie miałem tylko jedno – najpiękniejsze parki narodowe południowej części Afryki. Poniżej zapraszam na zestawienie tych parków, które w jakiś sposób były różne od siebie i wywołały najwięcej naszych emocji! Park Narodowy Krugera w RPA Dla wielu najbardziej komercyjny park w południowej części Afryki. Według mnie – najlepsza opcja dla osób, które nie mają czasu i chcą zobaczyć jak najwięcej zwierząt w krótkim czasie. Kruger, to najlepiej zorganizowany park narodowy, w jakim byliśmy. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Można jechać samemu samochodem na tzw. self drive, ale można też dać się obwieźć przewodnikom w zorganizowanej grupie. Można jeździć drogami asfaltowymi, ale też można zjechać na drogi bite i szutrowe. Kruger jest dla wszystkich, jest stosunkowo tani, a wszystkie formalności, permity oraz noclegi załatwia się na bramie wjazdowej do Parku. On nie potrzebuje pasów do przejścia! Bram wjazdowych jest kilka. My wybraliśmy tę na wysokości miasteczka Hazyview. Wjechaliśmy do Parku wcześnie rano i zostaliśmy tam trzy dni. W tym czasie mogliśmy bez pośpiechu przejechać przez cały Park Narodowy Krugera z południa na północ nie czując, że coś tracimy. Opcja self drive daje szansę zjechać w mniej uczęszczane rejony PN. Kruger to też świetnie przygotowana infrastruktura dla tzw. „niedzielnych turystów” – wszystkie kempingi są bezpieczne, dookoła ogrodzone, mają toalety i prysznice z ciepłą wodą. Te większe mają też restauracje, kawiarnie, sklepy, a nawet baseny, w których w godzinach południowych, gdy nie dało się wytrzymać żaru lejącego się z nieba, nawet my się schładzaliśmy. Pisze NAWET MY, bo kiedyś do takich luksusów w naturze podchodziłbym z rezerwą, a dziś albo się zestarzałem, albo faktycznie mają one sens, bo ludzie mają po prostu różne oczekiwania. Kruger takie właśnie jest – dla każdego. To chyba mąż i żona? ;-) PN Krugera będzie jednak dla mnie zawsze wspomnieniem pierwszy raz widzianej żyrafy i pierwszego słonia, które z gracją przechodzą przez drogę. Będzie też wspomnieniem od zawsze wyczekiwanego lwa, choć widzianego z daleka, ale jednak na żywo i w naturze! Park Narodowy Gonerazhou To pierwsze miejsce w Zimbabwe, które odwiedziliśmy i to właśnie ono utkwiło nam najbardziej w pamięci. Mimo wielu pięknych miejsc w dalszej części podróży przez Zimbabwe, to Gonerazhou NP kojarzyć nam się będzie z pierwszą rzeką pokonywaną w bród, kempingiem Chipinda Pools malowniczo położonym tuż nad rzeką, skąd przez całą moc dochodziły nas odgłosy hipopotamów. Nocleg z widokiem na kąpiące się hipopotamy! Pani reżyser tutaj rządzi! ;-) Gonerazhou w czasie gdy go odwiedzaliśmy był prawie całkowicie pusty. Przez dwa dni spotkaliśmy kilka osób i czuliśmy, że mamy ten ogromny teren prawie tylko dla siebie. Miejsce, które rozwaliło nas najbardziej to klify oświetlane promieniami zachodzącego słońca, a na pierwszym planie pałaszujący trawę słoń! Klifu Chilujo – najlepiej odwiedzić o zachodzie słońca Kyle Rectreational Park Do Kyle przyjechaliśmy tylko po to, aby zobaczyć nosorożce. Nie jest to łatwe, bo jest ich stosunkowo niedużo, ale uparliśmy się i powiedzieliśmy sobie – albo tu je zobaczymy, albo nie wyjeżdżamy stąd wcale! :) Kyle ujęło nas zupełnie przypadkiem dwiema kwestiami – pięknym sztucznym jeziorem, nad którym górują skały z bajecznie położonym kempingiem. Grunt tego kempingu to ogromna skała! Ale to co jest jeszcze lepsze w tym parku, to pełna swoboda poruszania się po nim. Park Krajobrazowy Kyle, bo tak trzeba by go nazwać, to stosunkowo rzadko odwiedzane przez zagranicznych turystów miejsce, więc reguły poruszania się po nim są dość luźne – można jeździć wszędzie tam, gdzie są drogi oraz ślady samochodów. Nie jeździ się tylko tam, gdzie nic wcześniej nie jechało. Coś, co irytowało mnie w Krugerze, czyli wiele tras, które są zamknięte dla turystów, a wyglądały na dość dzikie, w Kyle było na wyciągnięcie ręki. Wolność w Kyle Reacreational Park Tak też szukaliśmy nosorożców, wyjeżdżając jeszcze przed wschodem słońca w region parku, w którym mają swoje ulubione terytoria i gdzie codziennie rano przychodzą do wodopoju, jeździliśmy cichutko (o ile terenówka może być cicha!), zataczając coraz węższe koła wokół miejsca, gdzie spodziewaliśmy się je spotkać. W końcu się udało, a emocje które towarzyszą spotkaniu malutkiego nosorożca z matką, są ogromne. Mały i mama To dokąd teraz? Na prawo, na lewo czy prosto? Obłędne światło tuż przed zachodem słońca Mana Pools National Park Podobno najlepszy park narodowy w całej południowej części Afryki zaraz po Transfrontier NP… podobno… bo gdy do niego wjechaliśmy i już rozbiliśmy swój namiot dachowy na kempingu z widokiem na Zambezi… zerwała się ulewa, która trwała do następnego rana. Gdy wstaliśmy co prawda obudziły nas promienie słońca, ale cały teren wokół stał w wodzie. W drodze do Mana Pools NP – jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas tam czeka! Widok z naszego miejsca kempingowego na rzekę Zambezi i Zambię po drugiej stronie. Wizytacja słoni na naszym kempingu Tropienie zwierzą podczas pory deszczowej jest trudne, bo wszystko momentalnie zarasta. Wyjeżdżanie gdziekolwiek kończyło się fiaskiem po przejechaniu 2-3 kilometrów. Samochód grzązł w błocie, a miejscami wręcz nie było widać, gdzie jest droga, a gdzie mokradła, bo wszystko było jedną wielką kałużą. Próbowanie objechania choć trochę Mana Pools nie było w ogóle możliwe. To, co nam się natomiast tam zdecydowanie udało, to zgubić tablicę rejestracyjną, w którejś z metrowych kałuż! Krajobraz po burzy! Hwange National Park Miejsce obłędne, ze względu na fakt, że stanęliśmy tam oko w oko z królem zwierząt. Być 3-4 metry od ogromnego lwa, który leniwie ziewa patrząc w Twoją stronę – bezcenne przeżycie. Warte zdecydowanie pieniędzy i wstawania przed wschodem słońca. Region, który szczególnie polecamy to tzw. patelnie, czyli puste od krzaków tereny parku, w których jest zwykle wodopój i do, którego schodzą co rano antylopy, żyrafy i zebry. Jeśli schodzą kopytne, to schodzą i drapieżniki! Rozespany kociak ;-) W poszukiwaniu większej ilości cienia… i spokoju od turystów! Warta uwagi jest tylko południowa część parku, północ można sobie zdecydowanie darować, bo jest sucha i krzaczasta, więc i tak nic się tam nie da zobaczyć. Chobe National Park Dla nas był to już któryś z kolei park narodowy, więc sam w sobie nie wywarł na nas dużego wrażenia. Trochę byliśmy też już rozpuszczeni widokiem żyraf, zebr, antylop, a nawet pary lwów, które się bzykały pod drzewem ;) To, co Chobe dało nam nowego, to perspektywa zobaczenia życia zwierząt z poziomu rzeki, a dokładnie z łodzi. Wypłynęliśmy na rejs po rzece o 15:30, a trwał on do zachodu słońca. Hippo jak kosiarka do trawnika! – To co stara, idziemy w lewo czy w prawo? To właśnie tam spotkaliśmy słońca, któremu było widać tylko trąbę i czubek głowy – przekraczał akurat rzekę. To tam widzieliśmy hipopotamy pasące się na jednej z wysp, na której czują się bezpiecznie. Wszystkie hipopotamy spotkane wcześniej, widzieliśmy tylko zanurzone w wodzie. Tutaj też spotkaliśmy ogromne krokodyle słodkowodne, które chłodziły się na brzegu rzeki rozdziabiając paszczę, jakby zapraszały nieuważne ptaki do wejścia im wprost do paszczy. Central Kalahari National Park Oj tego, to ja długo nie zapomnę. I nie dlatego, że były piękne krajobrazy, czy mnóstwo zwierząt! Oj nie! To tutaj poczułem czym jest jechanie przez piaskownicę wielkości Polski! Trasę, którą pokonaliśmy przez piaski Kalahari przyrównałbym do trasy od Bieszczad po Legnicę – dwa dni jazdy ze średnią prędkością 20-30 km/h, a podobno to i tak było szybko. To tutaj przestałem się w końcu bać jeździć po piasku. Obrzeża Kalahari widziane z drona Zabawy dużych chłopców w piaskownicy wielkości Polski A tak to czasem wyglądało z zewnątrz! Lęk, który nabyłem w Australii Południowej, w końcu udało mi się pokonać radząc sobie z naprawdę mega głębokim piaskiem. Kluczem do zagadki jest dobry samochód, spuszczone powietrze w kołach i trzymanie obrotów, które dają wystarczające momentum samochodowi. Aha, warto też mieć dużo paliwa, bo jak po 250 kilometrach zauważyłem, że nasz 80-litrowy zbiornik diesla jest już pusty, to w nerwach zacząłem liczyć, czy starczy nam paliwa na resztę trasy! Niezbędne przyrządy na Kalahari: kompresor, łopata do piasku i zupełny brak pośpiechu. Każdy piasek można pokonać, tylko nie można się spieszyć. Namib-Naukluft National Park Zupełnie inny niż wyżej opisane. Przeogromny park narodowy, który jest jedną wielką pustynią poprzecinaną niewyobrażalnie pięknymi wydmami. Właśnie dla tego parku przyjechaliśmy do Namibii, w której nic innego się już nie liczyło. Namibia to jedna wielka pustynia! Pustynia kamienista, żwirowa, piaskowa – każdy jej rodzaj w różnych konfiguracjach można spotkać w Namib NP. Zresztą, sam fakt, że nazwa kraju bierze swoją nazwę właśnie od tej pustyni (ponoć najstarszej na świecie!) świadczy o tym, jak ważne i niesamowite jest to miejsce! To zestaw naszych najpiękniejszych wspomnień, a teraz do rzeczy – jeszcze przez trzy dni trwa konkurs, w którym możesz wygrać bilet lotniczy dokądkolwiek z siatki połączeń linii KLM – szczegóły poniżej! KONKURS – do wygrania bilet lotniczy linii KLM My właśnie spełniamy swoje afrykańskie marzenie. Od ponad czterdziestu dni buszujemy samochodem terenowym po krajach Afryki Południowej. Wyjazd ten jest zorganizowany we współpracy z linią lotniczą KLM, która zechciała nas włączyć do swojej akcji #PodrozeMarzenKLM. Finałem tej akcji jest konkurs, w którym to TY możesz wygrać bilet lotniczy w dowolne miejsce na Ziemi, do którego lata linia lotnicza KLM. Co trzeba zrobić, aby wygrać bilet lotniczy? Zasady są bardzo proste: W poprzednim wpisie z RPA ukryliśmy jedno słowo związane z Parkiem Narodowym Krugera. Należy odnaleźć to słowo (mała podpowiedź – szukaj koloru charakterystycznego dla KLM). Na pozostałych 5 blogach biorących udział w akcji, zostały także umieszczone pojedyncze słowa, które należy odnaleźć – linki do wpisów z hasłami: Komplet 6 haseł oraz krótki opis Twojej Podróży Marzeń należy umieścić w formularzu znajdującym się na specjalnej stronie => Podróże Marzeń KLM Konkurs trwa od godz. 0:01 do 2018 godz. Wszystkie szczegóły konkursu, regulamin oraz formularze znajdziesz na stronie Powodzenia, a Ty powiedz, co najbardziej chciał(a)byś zobaczyć w tej części świata? Dokąd chciał(a)byś polecieć na tym bilecie? Może tak jak my do Johanesburga w RPA, albo do Windhuk w Namibii?
państwo w Afryce, z Konakry ★★★ MAROKO: państwo w płn Afryce ★★★ ORADEA: miasto w zachodniej Rumunii ★★★★ BURUNDI: państwo w środkowowschodniej Afryce ★★★ LIBERIA: państwo w Afryce Zachdoniej ★★★★ LIMOGES: miasto w zachodniej Francji ★★★ MENDOZA: prowincja w zachodniej Argentynie ★★★ HOLANDIA Najlepsza odpowiedź blocked odpowiedział(a) o 20:37: Jezioro Wiktorii jest największe-ostatnio przerabiałam Afrykę ;) Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 20:34 o ile dobrze pamiętam :) RAFIK11 odpowiedział(a) o 20:35 Najgłębsze jezioro Afryki to najgłębszego jeziora wynosi 1435 m RAFIK11 odpowiedział(a) o 20:36 J. Tanganika(Lake Tanganyika)Najdłu(sze słodkowodne jezioro swiata (670 km), drugie podwzgledem głebokosci (1435 m – kryptodepresja). We wschodniejAfryce, w Wielkim Rowie Zachodnim; przy niskich stanach wódjezioro staje sie km²Burundi,Zambia, Zair 1,Tanzania RAFIK11 odpowiedział(a) o 20:41 Najgłębsze jest jezioro Tanganika (1 435 m). a największe jezioro to Jezioro Wiktorii (pow. 68 800 km²). Uważasz, że ktoś się myli? lub Zwiedzanie południowo-wschodniej części Majorki. Dzisiaj zabierzemy Was na południowo-wschodnie wybrzeże Majorki. To region obfitujący w miejsca, gdzie można przyjemnie się zrelaksować i skutecznie rozładować stres, w oderwaniu od rozkrzyczanych tłumów turystów. Sprzyja temu obecność cichych zatoczek, pięknych piaszczystych i Kenia polozona jest we wschodniej Afryce, nad Oceanem Indyjskim. Obszar panstwa znajduje sie na terenie Wyzyny Wschodnioafrykanskiej, do której nalezy Wyzyna Kenii. Wznosi sie ona na wysokosc do 2500 m W kierunku pólnocno-wschodnim obniza sie, dochodzac do 600 m Przewodnik Zdjęcia Pogoda opis geografia kultura historia bezpieczeństwo gospodarka konsulaty na granicy zdrowie co zabrać Kenia polozona jest we wschodniej Afryce, nad Oceanem Indyjskim. Obszar panstwa znajduje sie na terenie Wyzyny Wschodnioafrykanskiej, do której nalezy Wyzyna Kenii. Wznosi sie ona na wysokosc do 2500 m W kierunku pólnocno-wschodnim obniza sie, dochodzac do 600 m Wyzyna ta porozcinana jest licznymi rowami tektonicznymi, które stanowia wschodnie odgalezienie systemu Wielkich Rowów Afrykanskich. Ciagna sie one wzdluz granicy zachodniej, az do pogranicza kenijsko-etiopskiego. Rzezbe terenu urozmaicaja liczne stozki wulkaniczne znacznie wznoszace sie ponad poziom morza. Jeden z nich, to masyw Mount Kenia w srodkowej czesci wyzyny. Lezy w nim najwyzszy szczyt kraju - Batian - 5199 m Wedlug historycznych zródel po raz pierwszy szczyt ten zostal zdobyty przez brytyjskiego geografa - Hardolfa Mackinder''a w 1899 roku. Znaczna wysokosc masywu pozwala na utrzymanie na wierzcholkach wiecznej pokrywy lodowej, pomimo tego, iz lezy praktycznie na równiku. Na wysokosci od 3200 do 4600 m zbocza porosniete sa wrzosowiskami z ogromnymi wrzosami, starcem i lobelia, ponizej natomiast rosnie las bambusowy. Drugim pod wzgledem wielkosci szczytem w Kenii jest Mount Elegan, zlokalizowany na granicy z Uganda. W obreb panstwa wchodza jeszcze pólnocne zbocza Masywu Kilimandzaro, którego najwyzszy wierzcholek znajduje sie po stronie Tanzanii. Obszary nizinne na terenie Kenii nie zajmuja wiele powierzchni i znajduja sie na wybrzezu Oceanu Indyjskiego, tworzac pas nizin nadmorskich, najbardziej zyznych regionów kraju. Kenia lezy po obu stronach równika. Na klimat wplywa takze wysokosc nad poziom morza oraz bliskie sasiedztwo kontynentu azjatyckiego (Pólwyspu Arabskiego). Na wybrzezu mamy do czynienia z klimatem goracym i wilgotnym. Srednia temperatura w lipcu wynosi 24°C, a w marcu 28°C. Opady sa dwukrotnie wieksze niz w Polsce, siegaja tu 1200 mm/rok. We wnetrzu kraju panuje klimat nieco chlodniejszy i bardziej suchy. Srednie temperatury wahaja sie od 14 do 18°C. Roczne opady zmniejszaja sie z 1000 mm na wschodzie do 250 mm na zachodzie. Wystepuja tu dwie pory deszczowe. Pierwsza na przelomie kwietnia i maja, druga na przelomie listopada i grudnia. W wysokich górach wystepuja wieksze opady i nizsze temperatury, pozwalajace na utrzymanie sie calorocznego sniegu. Pólnocna czesc kraju pozostaje pod wplywem suchych i goracych mas powietrza znad pustynnego Pólwyspu Arabskiego. Siec hydrograficzna nie jest w Kenii dobrze rozwinieta. Najdluzsza i najwazniejsza rzeka Kenii jest uchodzaca do oceanu Tana. Rzeki w pólnocno- wschodniej czesci kraju maja charakter okresowy, prowadza wody jedynie podczas pór deszczowych. W kraju lezy kilka duzych jezior. Poludniowo - zachodni kraniec panstwa obejmuje najwiekszy sródladowy zbiornik w Afryce - slodkowodne Jezioro Wiktorii. Na jego brzegu zlokalizowane jest jedno z wiekszych miast kraju - Kisumu. Pozostale jeziora, o charakterystycznym, podluznym ksztalcie, wypelniaja zwykle dna rowów tektonicznych. Najwieksze z nich to slone Jezioro Turkana (Rudolfa), majace prawie 300 km dlugosci. Henryk Sienkiewicz opisal je jako Burkina Faso i umiescil nad nim akcje powiesci W pustyni i w puszczy. Ze wzgledu na kolor wody nazywane jest czasem Morzem Nefrytowym. Dla przybywajacych turystów najwieksza atrakcja jest fauna Kenii, która mozna obserwowac na terenie parków narodowych, jak Amboseli i Tavo oraz rezerwatów zwierzecych jak Masai Mara. W zwiazku z porami deszczowymi dwa razy w roku mozna zobaczyc "spektakl przyrodniczy". Tak okresla sie wedrówki setek tysiecy antylop gnu przez rzeke Mara z parku Serengeti w Tanzanii na pólnoc w celu poszukiwania wilgotniejszych terenów. Podczas tej przeprawy wiele z nich ginie. Opinie o miastach w Kenii 4,0 Bamburi Beach Marta W Mombasie polecam odwiedzić Park Hallera, można nakarmić Żyrafy, zobaczyć wiele ciekawych zwierząt, wszędzie chodzą też małpki. Czas karmienia hipopotamów i krokodyli od 15 Kenia na skróty Miejsca: Diani Beach Mombasa Gedi Kikambala Malindi Nairobi Bamburi Beach PN Maasai Mara PN Tsavo Nyali Beach Hotele: Neptune Beach Resort Bamburi Beach Neptune Village Beach Resort & SPA Sandies Tropical Village Kilifi Bay Resort Turtle Bay Beach Diani Sea Lodge Voyager Beach Resort Stephanie Ocean Resort Sandies Malindi Dream Garden (ex. Malindi Dream Garden) Oferty: Kenia - oferty na lato 2022 Wakacje all inclusive w Kenii Egzotyczne wakacje w Kenii Park Narodowy Krugera w RPA. Dla wielu najbardziej komercyjny park w południowej części Afryki. Według mnie – najlepsza opcja dla osób, które nie mają czasu i chcą zobaczyć jak najwięcej zwierząt w krótkim czasie. Kruger, to najlepiej zorganizowany park narodowy, w jakim byliśmy. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Wymieniłem tutaj pięć miejsc, które najbardziej mi się spodobały w dotychczasowej podróży. Uważam, że warto je odwiedzić będąc w Azji południowo-wschodniej. Mam nadzieję, że wam się spodobają. ANGKOR To starożytne miasto świątyń, wpisane na listę UNESCO i położone w Kambodży. Myślę, że jeśli widziało się Angkor to żadne inne świątynie nie mogą się z nim równać. Angor ma 400km kwadratowych powierzchni liczące ponad 100 świątyń, z czego najpopularniejsze jest Angkor wat (wat – świątynia). Każda z tych świątyń jest z innej epoki i inaczej wygląda. W świątyni Bayon wykuto w kamieniu ponad 200 twarzy Buddy. W innej, cały teren świątyni jest porośnięty drzewami, co wygląda niesamowicie. Jeszcze inna jest zbudowana na wodzie. Niektóre są mocno zniszczone i została z nich kupa kamieni. Codziennie tłumy turystów wstają o 4 rano by zobaczyć wschód słońca na tle świątyni Angkor wat. BUNAKEN Bunaken to mała wyspa na północy wyspy Sulawesi, w Indonezji. Jest to super miejsce do oglądania życia podwodnego. Można tam zobaczyć wiele zwierząt morskich, od centymetrowych koników morskich, przez stada kolorowych ryb do żółwi morskich czy grupy barakud. Jednym z plusów tego miejsca jest to, że na wyspie jest bardzo mało turystów więc nie ma tłoku i jest cicho. Tam nie istnieje ruch drogowy. Jest to też świetna okazja na zrobienie kursu nurkowego, bo naprawdę warto. Sama wyspa ma około 3km długości i jest na terenie morskiego parku narodowego. GARDENS BY THE BAY GARDENS BY THE BAY to duży park na południu Singapuru. Główną atrakcją parku są duże zamknięte ogrody botaniczne. Jeden pokazuje roślinność górską tropikalną, a drugi z różnych rejonów świata. W tym pierwszym bardzo fajnie odtworzono klimat górski. Stworzono tam sztuczny wodospad i jest tam o wiele zimniej niż na zewnątrz. W parku zbudowano również ogromne sztuczne drzewa, pomiędzy którymi rozpięto mosty. Wieczorem drzewa są podświetlane przez pół godziny i gra muzyka. Polecam wjechać na szczyt najwyższego drzewa bo można ze szczytu zobaczyć panoramę miasta. KINABATANGAN Kinabatangan to druga najdłuższa rzeka Malezji, nad którą rośnie dzika dżungla. To najlepsze miejsce na doświadczenie prawdziwej dżungli. Tam nie ma ścieżek, chodzi się drogami wytyczonymi przez słonie. Można pływać po rzece oraz obserwować faunę i florę. Jedną z najlepszych rzeczy, które można tam robić to nocny trek po dżungli. Mi najbardziej podobały się wycieczki łodzią. Na jednej z nich zobaczyliśmy stado 30 słoni przeprawiających się przez rzekę z młodymi. Oprócz tego zobaczyliśmy masę makaków i dwa orangutany. Mieszkaliśmy u lokalnej rodziny, która wynajmowała pokoje i sama organizowała wycieczki po rzece i do dżungli. IJEN IJEN to aktywny wciąż wulkan na wyspie Java, w Indonezji. Na dnie krateru są złoża siarki skąd lokalni pracownicy wynoszą ją na górę. Spróbujcie wynosić 100 kg siarki w środku nocy, pod górę. Za 100 kg siarki płacą im 8 dolarów. Na Ijen wspina się w środku nocy by zdążyć zobaczyć wschód słońca i niebieskie płomienie, które pojawiają się na dnie krateru i można je zobaczyć tylko w nocy. Po wschodzie słońca można podziwiać jezioro siarkowe na dnie krateru którego woda ma turkusowy kolor.
Niasa. Niasa – jezioro pochodzenia tektonicznego, należące do grupy Wielkich Jezior Afrykańskich, położone w południowo-wschodniej Afryce. Jego wody podzielone są pomiędzy trzy państwa: Malawi, Tanzanię i Mozambik. Położone jest najbardziej na południe spośród jezior Wielkich Rowów Afrykańskich. Jezioro otoczone jest przez
Najlepsza odpowiedź W północnej części Afryki Środkowej leży bezodpływowe jezioro Czad o powierzchni wahającej się od 7 do 26 tys. km2Wielkie Jeziora Afrykańskie - nazwa używana w stosunku do skupiska jezior w Afryce Wschodniej, które wypełniają tektoniczne zagłębienia Wielkich Rowów Afrykańskich. Nazwa ta została nadana na wzór Wielkich Jezior Północnoamerykańskich. Zazwyczaj, gdy mowa o Wielkich Jeziorach Afrykańskich, chodzi o następujące jeziora:Jezioro WiktoriiJezioro AlbertaJezioro EdwardaTanganikaKiwuMalawi Odpowiedzi Noelle96 odpowiedział(a) o 14:22 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Uitenhage - miasto w Republice Południowej Afryki, w prowincji Przylądkowej Wschodniej, w zespole miejskim Port Elizabeth. Około 235 tys. mieszkańców. W mieście znajduje się duża fabryka firmy Volkswagen produkująca samochody. Ulundi - miasto, zamieszkane przez ok. 25 100 ludzi, w Republice Południowej Afryki, w prowincji KwaZulu-Natal.
W tym pięknym zakątku Afryki nie brakuje opadów, jezior, żyznych wulkanicznych gleb, bujnej przyrody. Ale równocześnie jest to jeden z najgęściej zaludnionych obszarów naszej planety. Rozpaczliwa konkurencja o ziemię i inne zasoby naturalne – między różnymi grupami ludzi, a także między ludźmi a dzikimi zwierzętami – stała się zarzewiem niesłychanych gwałtów i przemocy. Jak rozwiązać te konflikty? Czy jest szansa na ocalenie przyrody? Mwami był kiedyś kimś w rodzaju króla. Jego władza była niekwestionowana. Od 1954 r., tak jak ojciec i dziad, przewodził plemieniu Bashali zasiedlającemu pagórkowatą okolicę na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga (DRK). Nazywa się Sylvestre Bashali Mokoto, ale inni wodzowie zwracali się do niego zwyczajnie, per doyen, czyli senior. Przez większą część dorosłego życia Mwami przyjmował wszystkich, którzy przybywali do dystryktu. Przybysze przynosili mu w darze bydło i inne prezenty, zaś on w zamian, według swego uznania, nadawał im działki ziemi. Dziś wódz siedzi na zakurzonej kanapie w jakiejś budzie w Gomie. Region znalazł się w samym środku katastrofy humanitarnej, która trwa już ponad dekadę. Wschodnie Kongo zaludniają tysiące przedstawicieli ludów Tutsi, Hutu i Hunde rywalizujących o tę samą ziemię, którą uważają za własną. Różne grupy zbrojne próbują opanować tereny siłą, wędrowni pasterze szukają wolnych pastwisk dla swoich trzód, tłumy uchodźców starają się znaleźć dla siebie miejsce do jakiegokolwiek życia. Parę lat temu przedstawiciel zbuntowanej armii zagarnął 80-hektarowy majątek mwami i zmusił go, by przeniósł się do tej nędznej nory w Gomie. Goma jest jak mrowisko, w które ktoś wetknął kij. Jeszcze dwie dekady temu miasto liczyło 50 tys. mieszkańców. Dziś ludzi jest tu 20 razy więcej. Uzbrojeni mężczyźni w mundurach wałęsają się po nędznych, nieoświetlonych ulicach. Nikt nie odważy się im sprzeciwić. Z otaczających lasów płynie do miasta strumień ludzi wiozących ogromne paki z węglem drzewnym na rowerach lub chukudu, czymś w rodzaju drewnianej bagażowej hulajnogi. Na północy dymi wulkan Nyiragongo. W 2002 r. posłał na Gomę potoki lawy, które zalały handlową dzielnicę miasta. Na południu wrze srebrny kocioł jeziora Kiwu. Jego wody są tak nasycone dwutlenkiem węgla i metanem, że zdaniem niektórych naukowców istnieje groźba erupcji gazów, której skutkiem byłaby zagłada całej ludności Gomy i okolic. Mwami, podobnie jak wielu innych, mniej uprzywilejowanych, nie widzi wyjścia. Nie utracił jednak monarszej wyniosłości w spojrzeniu. Mimo to, i mimo błyszczących spinek w mankietach oraz wypielęgnowanej szpakowatej brody, nie jest tu, w Gomie, żadnym wodzem. Jest Sylvestrem Mokoto, człowiekiem, którego fala rzuciła w to rozwścieczone mrowisko i który nie ma już żadnej ziemi do nadawania komukolwiek. A ja, jego gość, nie przynoszę mu żadnych darów, mam tylko kłopotliwe pytania. – Oczywiście, że moja władza uległa znacznemu ograniczeniu – prycha mwami. – Jak się można sprzeciwiać ludziom z karabinami? W tym zakątku Afryki Wschodniej skończyło się panowanie tradycyjnych mwami. Od kilkudziesięciu lat rządzi tu przemoc. Przyniosła dziesiątki tysięcy zabójstw i uprowadzeń w północnej Ugandzie, zagładę miliona ludzi w Rwandzie i Burundi, lata chaosu we wschodnim Kongu. Ostatnią z tych wojen zaczęto nazywać wielką wojną afrykańską, ponieważ zaangażowało się w nią wiele państw ościennych, a liczbę ofiar (przyczyną śmierci były głównie choroby i głód) szacuje się na 5 mln z górą, co czyni konflikt najkrwawszym od czasów II wojny światowej. Jeśli wymaże się z mapy granice Ugandy, Demokratycznej Republiki Konga, Rwandy, Burundi i Tanzanii, widać, że te odrębne organizmy polityczne łączy krajobraz ukształtowany przez siły tektoniczne. Układ Wielkich Rowów Afrykańskich odcina róg Afryki od reszty kontynentu – po zachodniej stronie pęknięcia zostaje nubijska płyta tektoniczna, która oddala się od leżącej po stronie wschodniej płyty somalijskiej; rów rozwidla się w północnej części, obejmując odgałęzieniami z dwóch stron Ugandę. Jedno z tych odgałęzień to Wielki Rów Zachodni. Stoją nad nim góry Wirunga i masyw Ruwenzori, a na dnie leży łańcuch wielkich jezior. Jednym z nich jest Jezioro Alberta. To geologiczne pęknięcie ma długość blisko 1500 km. Jest to obszar wyżynnych lasów, gór, sawann, jezior i mokradeł, a jego przyroda odznacza się wyjątkową bujnością i ogromnym bogactwem gatunkowym. Żyją tu goryle, okapi, lwy, hipopotamy, słonie, dziesiątki gatunków rzadkich ryb i ptaków. Nie można też nie wspomnieć o obfitości surowców mineralnych, począwszy od złota i cyny, a na rudach tantalu i niobu, metali niezbędnych do produkcji mikroprocesorów, kończąc. W XIX stuleciu dotarli tu w poszukiwaniu źródeł Nilu odkrywcy europejscy, David Livingstone i John Hanning Speke. Bogactwo roślinności i dostatek wody wzbudzały zachwyt. Jak pisze francuski historyk Afryki Jean-Pierre Chrétien, wielkie jeziora w sercu czarnej Afryki wprost olśniły białych. Paradoksem jest to, że obfitość bogactw Wielkiego Rowu Zachodniego stała się przyczyną ich względnego niedostatku. Żyzna wulkaniczna gleba, dostatek opadów, bogactwo przyrodnicze i brak komarów oraz much tse-tse (ze względu na wyniesienie nad poziom morza), a co za tym idzie brak przenoszonych przez te owady chorób, przyciągały ludzi od dawna. W miarę jak gęstość zaludnienia rosła, trzebiono kolejne obszary puszcz, aby zapewnić ziemię uprawną i pastwiska dla bydła. Już w XIX w. ten raj, który ukazał się oczom odkrywców, nękała jedna wątpliwość: czy ziemi wystarczy dla wszystkich? Człowiek podejrzewany o to, że zabił lwy, siedzi na brzegu Jeziora Jerzego pogrążony wraz z innymi hodowcami bydła w partii gry planszowej omweso. Na mój widok przerywa, przedstawia się jako Eirfazi Wanama i tłumaczy, że nie może mi podać swego wieku ani liczby dzieci. – My, Afrykanie, nie liczymy swego potomstwa, bo wy, muzungu, nie chcecie, byśmy się tak rozmnażali – oświadcza. Muzungu to w tej części świata slangowe określenie białego człowieka. Wanama uśmiecha się chytrze i mówi: – Może pan pytać bez ogródek. Zabito tu jakieś lwy, a strażnicy parkowi wyciągnęli mnie w nocy z łóżka i aresztowali. Pod koniec maja 2010 r. dwaj strażnicy ugandyjskiego Parku Narodowego Królowej Elżbiety zobaczyli krążące sępy mniej więcej pół kilometra od wioski Hamukungu (w której mieszka Wanama). Jak się okazało, ptaki wypatrzyły pięć martwych lwów. W pobliżu leżały dwie krowy nafaszerowane izocyjanianem metylu – niebieskawą trującą substancją stosowaną jako środek owadobójczy. Śledztwo wskazało na Wanamę jako sprawcę. Drugi podejrzany ulotnił się. – Przetrzymali mnie dobę, a potem puścili. Ja stąd nie uciekam – deklaruje Wanama. Wioska Hamukungu leży na terenie parku narodowego, a lwy są jego główną atrakcją turystyczną. Liczebność tutejszej populacji zmniejszyła się o 40 proc. w ciągu ostatnich 10 lat. – W wiosce przybywa ludzi, a także bydła – tłumaczy Wilson Kagoro, społeczny strażnik parku. – Gdy nocą ludzie zapuszczają się na teren parku (nielegalnie), by wypasać bydło, zdarza się, że lwy pożerają krowy. A to wywołuje kroki odwetowe. Na moje pytanie, jak to możliwe, że tylu ludzi utrzymuje się na takim skrawku ziemi, Wanama mówi: – Tylko dzięki bożej pomocy. Ustanowienie tu parku narodowego uczyniło z nas nędzarzy. Ludziom do życia potrzebna jest ziemia. Park Królowej Elżbiety utworzono w 1952 r. dla ochrony obszarów o największej na ziemi biomasie dużych ssaków na jednostkę powierzchni, co podkreśla Andrew Plumptre, który w ramach organizacji Wildlife Conservation Society kieruje programem ochrony Wielkiego Rowu Zachodniego. Niepokoje polityczne i społeczne w regionie utrudniają jednak ochronę przyrody. Zarówno kłusownicy, jak i zdesperowani wieśniacy dziesiątkują populacje słoni, hipopotamów czy lwów. Od założenia Parku Królowej Elżbiety do roku 1980 liczebność słoni na jego terenie spadła z 3 tys. do 150 sztuk. Park Narodowy Wirunga we wschodnim Kongu, najstarszy w Afryce, założony w 1925 r., należy do najbardziej zagrożonych. Na jego terenie osiedliło się już mnóstwo ludzi. Pejzaż, w którym niegdyś dominowały wielkie ssaki, dziś robi wrażenie opustoszałego. Domki dla turystów są zrujnowane. Po rwandyjskiej masakrze w 1994 r. większa część terytorium parku jest zamknięta dla ruchu turystycznego. Toczy się tu wojna. Rodrigue Mugaruka jest naczelnikiem straży parkowej rejonu Rwindi, środkowego sektora Wirungi. W 1997 r., jako dziecko, walczył w powstaniu, które obaliło wieloletniego prezydenta Konga (kraj nosił wówczas nazwę Zair) Mobutu Sese Seko. W próżni politycznej, która powstała po obaleniu Mobutu, we wschodniej części kraju doszło do rywalizacji różnych ugrupowań zbrojnych o tutejsze zasoby: złoto, węgiel drzewny, cynę, tantal i niob. Dziś Mugaruka walczy z partyzantami, tzw. Mai-Mai, kontrolującymi nielegalne rybołówstwo i produkcję węgla drzewnego w wioskach na obszarze parku. Kontrolę nad swoim sektorem przejął od żołnierzy kongijskich, którzy mieli walczyć z partyzantami. Ponieważ rząd zalegał z wypłatą żołdu, głodni żołnierze zabijali dzikie zwierzęta na mięso. Wysiłki Mugaruki na rzecz wymuszenia przestrzegania prawa są niezbyt mile widziane przez tysiące uchodźców z terenów ogarniętych wojną, którzy osiedlili się na terenie parku. W rybackiej wiosce Vitshumbi strażnik rozkazał zniszczyć sieci, porąbać, polać naftą i podpalić kilkanaście łodzi, z których prowadzono połowy, a także spalić wiele worków nielegalnie pozyskanego węgla drzewnego. Wszystko to na oczach rozżalonych mieszkańców. Kutrem, na którym widać ślady kul, przewozi nas do wioski Lulimbi, skąd samochodami wyruszamy nad rzekę Ishasha na granicy z Ugandą. Od 1976 r. wybito tu na mięso 96 proc. populacji hipopotamów. Później udajemy się do oddziału parku Mount Tshiaberimu, gdzie uzbrojone patrole chronią non stop 15 goryli wschodnich nizinnych. Pilnują ich przed partyzantami i wieśniakami, których dodatkowo buntują niektórzy politycy głoszący, że teren parku należy zagospodarować rolniczo. Rodrique Mugaruka wie, że znalazł się na celowniku. Na muszkę wzięli go partyzanci Mai-Mai i kongijscy biznesmeni, którzy ich finansują. – Chcą nas przepędzić z parku – mówi naczelnik straży. – Gdy konfiskujemy jakąś łódź i sieci, biznesmeni mówią partyzantom: „zanim następny raz zarzucimy sieci, musicie zabić strażnika”. Trzech moich ludzi zginęło na jeziorze. A jeśli wziąć pod uwagę cały region, śmierć poniosło ponad 20 strażników. W styczniu ludzie Mugaruki wpadli w zasadzkę bojówkarzy na drodze wiodącej przez środek parku. Dostali się w ogień granatników. Zginęło trzech strażników i pięciu żołnierzy kongijskich. A do władz wkrótce dotarła petycja z podpisami 100 tys. wieśniaków domagających się zmniejszenia powierzchni Parku Narodowego Wirunga o blisko 90 proc. Wnioskodawcy dali rządowi trzy miesiące na oddanie im ziemi, która – jak twierdzą – prawnie im się należy. Jeśli to nie nastanie, zagrozili, że wkroczą i zagarną ziemię siłą. Chcemy ziemi! Mój rozmówca przedstawia się jako Charles. Ma 24 lata i siedzi z maczetą w dłoni na świeżo ściętym pniu. Nie jest stąd, czyli z Rezerwatu Leśnego Kagombe w Ugandzie. A może i stąd? Przecież dekretem prezydenckim wstrzymano eksmisję tych, którzy nielegalnie osiedlili się w rezerwatach. Charles twierdzi, że mieszkańców Kagombe odwiedził minister. – Powiedział nam, że możemy tu nadal żyć – mówi z uśmiechem. Zbliżają się wybory, minister i jego kolesie muszą dbać od przychylność wyborców, a tym najlepiej obiecać ziemię. Charles i paru innych młodych ludzi zamieszkali w lesie w 2006 r. – Żyliśmy w gospodarstwie moich dziadków, ale tam było za dużo ludzi. Usłyszeliśmy, że tu można dostać ziemię za darmo – opowiada. W Kagombe osiedliło się już wcześniej napływowe plemię Bakiga. Gdy przedstawiciele władz próbowali ich usunąć, prezydent Ugandy Yoweri Museveni przed wyborami wydał dekret zakazujący eksmisji. Następnie kilku polityków lokalnych zaczęło zachęcać przedstawicieli miejscowego plemienia Banyoro, do którego należy Charles, by zajęli fragment lasu, bo inaczej jedynymi mieszkańcami Kagombe staną się ludzie napływowi. Charles i jego znajomi zajęli więc mniej więcej trzy hektary lasu i zaczęli go rąbać. Zbudowali chaty kryte, drogę i kaplicę. Posadzili kukurydzę, banany, maniok i ziemniaki. Sprowadzili żony i zaczęli się rozmnażać. Dzisiaj Charles jest jednym z 3 tys. mieszkańców rezerwatu. Nikt z nich nie ma zamiaru się stąd wyprowadzać. – Jest tu nam bardzo dobrze – mówi. A tymczasem las zamienia się w zgliszcza, bo ludzie wypalają go, by uzyskać ziemię pod uprawę. Szkody są ogromne: Kagombe jest ważnym ogniwem szlaku wędrówek szympansów i innych zwierząt. Sarah Prinsloo z Wildlife Conservation Society podkreśla: – Stan populacji dzikich zwierząt w kilku sąsiednich parkach narodowych zależy od łączących je korytarzy takich jak las Kagombe. Zniszczenie środowiska skutkuje zmniejszeniem się liczebności zwierząt w całym regionie. Jak to się stało, że ta kraina obfitości zamieniła się w dżunglę bezprawia? Jeśli się zagłębić w historię ludów zamieszkujących Wielki Rów Zachodni, okaże się, że panujące tu pojęcia na temat tożsamości etnicznej opierały się na błędnych przesłankach. Dane archeologiczne i językoznawcze wskazują na to, że już w 500 r. napłynęli tu pierwsi osadnicy z rozmaitych grup i stworzyli heterogeniczną społeczność używającą zbliżonych do siebie języków Bantu, utrzymującą się z uprawy ziemi i hodowli bydła. W XV w. powstały scentralizowane królestwa, jak na przykład Bunyoro i Rwanda, utworzyła się też odrębna klasa pasterzy, którzy odróżniali się od rolników ubiorem oraz sposobem odżywiania opartym na mleku, mięsie i krwi bydlęcej. Z czasem owi pasterze stali się arystokracją. Europejskiego odkrywcę Johna Hanninga Speke’a, który dotarł na te tereny pod koniec XIX w., zdumiała doskonała organizacja tutejszych królestw, które miały swoje dwory i służby dyplomatyczne. Speke założył, że elita pasterska, znana pod nazwami Hima lub Tutsi, to „wyższa rasa”, lud pochodzenia nilotyckiego (z obszarów dzisiejszej Etiopii), który najechał obszar wielkich jezior afrykańskich i podbił miejscowe rolnicze ludy Bantu, jak Iru czy Hutu, które odkrywca uznał za „niższe”. – Wysoko zorganizowane państwa kłóciły się z żywionymi wówczas przez Europejczyków przekonaniami o wrodzonej niższości intelektualnej Afrykanów – mówi archeolog Andrew Reid. Koncepcja inwazji ludów nilotyckich wyjaśniała istnienie cywilizowanych królestw w sercu Afryki. Problem z tą koncepcją był tylko jeden: była fałszywa. Nie powstrzymało to jednak Tutsi i innych klas uprzywilejowanych przed przyjęciem teorii o własnym nilotyckim pochodzeniu za prawdziwą, bo tłumaczyły ich wyższość nad Hutu. Po podziale Afryki Wschodniej między europejskie mocarstwa w końcu XIX w. niemieccy i belgijscy kolonizatorzy gorliwie wykorzystali coś, co uważali za „naturalną” hierarchię społeczną, i wysługiwali się uprzywilejowaną mniejszością Tutsi. Wbrew często przytaczanym różnicom fizycznym między dwiema grupami (Tutsi mają podobno być wyżsi, mieć jaśniejszą skórę i węższe wargi niż Hutu) przedstawicieli obu grup tak trudno od siebie odróżnić, że w 1933 r. Belgowie musieli wprowadzić dowody tożsamości, w których umieszczono informację o przynależności: właścicieli bydła o pewnych cechach fizycznych, w sumie 15 proc. ludności, uznano za Tutsi, a resztę – za Hutu. Zdarzało się, że członków tej samej rodziny kwalifikowano do różnych grup. Owe dowody tożsamości, oficjalne potwierdzenie systemu kastowego, w czasie rwandyjskiego ludobójstwa decydowały o życiu lub śmierci wielu osób. Gdy we wczesnych latach 60. XX w. państwa Afryki Wschodniej uzyskiwały niepodległość, konflikty między Tutsi a Hutu zaogniły się na tyle, że zaczęły się fale mordów. Niemniej jednak ludobójstwo w Rwandzie miało nie tylko etniczne podłoże. Końcowe lata XX stulecia uświadomiły ludziom, że na obszarze Wielkich Rowów Afrykańskich nie wystarczy miejsca dla wszystkich. Alarmujący wzrost liczby ludności zbiegł się ze spadkiem cen kawy i herbaty w latach 80. Bieda wzmagała głód ziemi. Wprawdzie taka na przykład Holandia ma gęstość zaludnienia większą niż Rwanda w tamtym okresie, ale jej ludność karmi zmechanizowane, nowoczesne rolnictwo pozwalające na uzyskiwanie wysokich plonów. Tymczasem Rwanda uzależniona jest od tradycyjnych, ekstensywnych form gospodarowania, które oznaczają, że jeśli chce się mieć więcej żywności, trzeba zwiększyć obszar uprawy. W połowie lat 80. każdy hektar ziemi nadającej się do wykorzystania (poza obszarem parków narodowych) był już uprawiany. Gospodarstwa dzielono między synów na coraz mniejsze działki. Następowało wyjałowienie gleby. Napięcie rosło. Ekonomiści belgijscy Catherine André i Jean-Philippe Platteau prowadzili w Rwandzie, jeszcze przed masakrą, badania dotyczące sporów o ziemię. Wynikało z nich, że coraz więcej gospodarstw nie jest w stanie wyżywić swoich członków. Natomiast prowadząc ankiety już po ludobójstwie, naukowcy często słyszeli Rwandyjczyków twierdzących, że „wojna jest konieczna, aby usunąć nadmiar ludzi i dostosować liczbę ludności do dostępnych zasobów ziemi”. André i Platteau nie sugerują, że ludobójstwo było nieuchronną konsekwencją przyrostu liczby ludności, bo bez wątpienia do zabójstw podjudzali żądni władzy politycy. Niemniej jednak część naukowców jest przekonana, że podłożem masowych zabójstw był niedostatek ziemi. Mówiąc krótko, masakra dała bezrolnym Hutu pretekst potrzebny do zainicjowania wojny klasowej. Za gorliwość, za jaką działali zwykli, przeciętni rolnicy (...) odpowiada, przynajmniej po części, poczucie, że zbyt wielu ludzi żyje na zbyt małej powierzchni, a zmniejszenie liczby ludności da więcej ziemi tym, którzy przeżyją – pisał francuski historyk Gérard Prunier w książce The Rwanda Crisis: History of a Genocide (Kryzys w Rwandzie – historia ludobójstwa). Miejscowość Shasha w kongijskiej prowincji Nord-Kivu to miejsce, gdzie krzyżują się szlaki rozmaitych uzbrojonych grup. Praktycznie wszystkie kopalnie kontrolują tam zbrojne bandy: bojówki Hutu lub Tutsi, oddziały Mai-Mai czy armii kongijskiej. Bandy na zmianę opanowują Shashę, regularnie, jakby w ramach jakiegoś makabrycznego grafiku. Kobieta imieniem Faida płacze bezgłośnie, gdy wspomina, co przydarzyło się jej rok temu. W ręku trzyma list od męża, w którym ten żąda, by wyniosła się z domu, bo obawia się, że mężczyźni, którzy ją zgwałcili, zarazili ją wirusem HIV. Tamtego dnia Faida z plemienia Hunde zmierzała na odległy o półtorej godziny marszu targ w Minova. Na plecach dźwigała orzeszki ziemne. Kobieta miała wtedy 32 lata i sześcioro dzieci. Od 16 lat przemierzała tę drogę codziennie. Nie przyszło jej do głowy, że zostanie napadnięta w biały dzień. Napastników było trzech, z plemienia Hutu. Mężczyźni dali jej do wyboru: śmierć albo życie. Zaciągnęli ją na pastwisko. Straciła przytomność. Dzisiaj mieszka z dziećmi u sąsiadów. Nie może pracować. Mąż wziął sobie drugą żonę. Uszkodzenia cielesne są poważne. – Bardzo mnie boli – mówi. – Załatwcie mi jakieś leki, błagam. Shasha ma jakieś 10 tys. mieszkańców, dwa razy więcej niż w 1994 r. Jej dzieje są w miniaturze historią wschodniego Konga. Od wieków zamieszkiwali tu Hunde. Napływ Hutu nastąpił w latach 30. XX w.; sprowadzili ich kolonizatorzy belgijscy do pracy na plantacjach. Później, po rwandyjskiej masakrze z 1994 r., zjawiły się dodatkowe tysiące uchodźców Hutu. Spory o ziemię stawały się coraz gorętsze i coraz częściej rozstrzygano je z bronią w ręku. Znaczne zasoby bogactw mineralnych tylko pogarszają sytuację. Braki i obfitość występują tu obok siebie, podsycając pretensje i żądzę, rozpętując przemoc. Prawniczka Marie Gorette ocenia, że ponad 800 kobiet z miejscowości zostało zgwałconych. Wiek ofiar: od 9 miesięcy do 80 lat. Pewnego popołudnia usiedliśmy wraz z nią w chacie, do której przychodziły kobiety jedna po drugiej i opowiadały o przejściach. Odette ma silną budowę, ubrana jest w sukienkę drukowaną w niebieski deseń. Ją spotkało to zaledwie 10 dni temu. 12-letni syn znalazł ją nieprzytomną na polu manioku, gdzie pracowała. Justine ma 28 lat. Została zgwałcona, gdy watażka kongijskich Tutsi Laurent Nkunda wysłał w 2008 r. oddziały CNDP do Shashy. Justine nie była jedyna – podobny los spotkał wiele jej krewnych i sąsiadek. Inna kobieta, 42-letnia, opowiada jak cztery lata temu bojówka kongijskich Tutsi wtargnęła do jej domu. Zabrali wszystkie oszczędności, a ją zgwałcili. – Nikt o tym nie wie – mówi. Zdaję sobie sprawę, że opowiada mi o tym, co ją spotkało, tylko dlatego, że liczy na pomoc z mojej strony. W latach 1996–2008 w Kongu zgwałcono ok. 200 tys. kobiet. Tylko w roku 2009 i tylko w prowincjach Nord- i Sud-Kivu ten los spotkał ponad 8 tys. Podobnie jak rwandyjscy Hutu w 1994 r. próbowali ostatecznie wytępić Tutsi, atakując głównie kobiety i dzieci, tak napastnicy w Shashy uczynili swym celem właśnie kobiety. – Shasha leży na szlaku komunikacyjnym i jest najgorszym miejscem w całym regionie. Gwałt stał się rodzajem broni, której celem jest zniszczenie całego pokolenia – mówi Gorette. Gdzieś w Rwandzie psuje mi się samochód. Gdy stoję, medytując nad parującym silnikiem, zatrzymuje się jakiś człowiek i proponuje, że podwiezie mnie te 100 km do Kigali. – Gdyby to było w Kongu, miałby pan duży kłopot – mówi ze śmiechem. Mężczyzna ma na imię Samuel. Pochodzi z rolniczej okolicy Rwamagana, ale zajmuje się stolarstwem. Według tutejszych norm Samuel ma małą rodzinę – tylko czwórkę dzieci. To idealna liczba – twierdzi. Szkoła kosztuje go 650 dol. od dziecka za semestr. – Uważam, że wykształcenie jest konieczne. Bez tego człowiek nie znajdzie pracy – uśmiecha się i dodaje: – Jestem optymistą. Rwandę czeka dobra przyszłość. To jakiś cud, że kraj, który doświadczył potwornego ludobójstwa, po niecałych 20 latach jest miejscem budzącym nadzieję. Prezydent Rwandy Paul Kagame pokonał należących do Hutu przywódców masakry i stworzył rząd złożony z Tutsi, który jest od tamtej pory u władzy. Kagame zapewnił krajowi stabilizację i rozwój gospodarczy, ale są tacy, którzy uważają jego reżim za represyjną autokrację. Krytykuje się go za faworyzowanie mniejszości Tutsi, nieprzestrzeganie praw człowieka, prześladowanie dysydentów oraz zagarnianie surowców mineralnych ze wschodniego Konga. Niemniej jednak nikt nie może zaprzeczyć, że Kagame legitymuje się długą listą sukcesów. Rwanda jest dziś jednym z najstabilniejszych państw w tej części Afryki. Drogi mają utwardzone nawierzchnie, jest czysto, rząd przedsięwziął ambitną kampanię ochrony resztek lasów. Programy rządowe przewidują kształcenie byłych kłusowników w nowych zawodach i znajdowanie im alternatywnych środków utrzymania. Uchwalono prawo umożliwiające uzyskanie odszkodowania za bydło zranione lub zabite przez dzikie drapieżniki. W ramach reformy rolnej w 2008 r. przekazano biedakom setki tysięcy hektarów należących do obszarników. (Tu warto dodać, że zarówno prezydent, jak i jego wpływowi poplecznicy pozostają właścicielami ogromnych majątków ziemskich). Inaczej niż w Ugandzie, gdzie prezydent Museveni ogłosił wysoki przyrost naturalny narzędziem budowania pozycji kraju, w Rwandzie propaguje się metody planowania rodziny ograniczające przyrost. Ale nawet jeśli stopa dzietności spadnie poniżej poziomu reprodukcji prostej, co ma nastąpić do roku 2050, ludność kraju i tak będzie trzykrotnie liczniejsza niż była przed masakrą 1994 r. 43 proc. Rwandyjczyków nie osiągnęło jeszcze 15. roku życia; 30 proc. to analfabeci; 81 proc. mieszka na wsi. Wykarmienie rosnącej szybko liczby ludności i równoczesna ochrona przyrody będą wymagały wymyślenia sposobu zwiększenia wydajności ziem uprawnych, a w tej części świata to bardzo trudne. – Przeciętna rodzina liczy sześć osób i ma do dyspozycji niewiele ponad pół akra (0,2 ha) ziemi – wyjaśnia Pierre Rwanyindo Ruzirabwoba, dyrektor rwandyjskiego Instytutu Badań i Dialogu dla Pokoju. – A oczywiście dzieci zaraz będą miały swoje dzieci. Gdzie będą uprawiać żywność? Taki mały kawałek ziemi jest zwykle wyeksploatowany i wyjałowiony. Obawiam się, że za rogiem czeka nas następna wojna. Robert Draper, 2012
Bilety do Włoch od 53 zł Jezioro Garda Lago di Garda jest jeziorem w północnej części Włoch, które słynie […] Najpiękniejsze jeziora we Włoszech: Garda, Como, Iseo i wiele innych. :heavy_check_mark:Inspiracja podróżnicza:heavy_check_mark:Urlop we Włoszech:heavy_check_mark:Najlepsze włoskie jeziora:heavy_check_mark:Przepiękna
Poniżej znaj­duje się li­sta wszys­tkich zna­lezio­nych ha­seł krzy­żów­ko­wych pa­su­ją­cych do szu­ka­nego przez Cie­bie opisu. państwo położone w południowo-wschodniej Afryce (na 8 lit.) państwo położone w południowo-wschodniej Afryce (na 18 lit.) Zobacz też inne ha­sła do krzy­żó­wek po­do­bne kon­teks­to­wo do szu­ka­ne­go przez Cie­bie opisu: "PAŃSTWO POŁOŻONE W POŁUDNIOWO-WSCHODNIEJ AFRYCE". Zna­leź­liśmy ich w su­mie: DRZEWIAKI, MASTYKS, ŻÓŁW SUNDAJSKI, GRZECHOTNICZEK KARŁOWATY, JĘZYKI NIGEROKONGIJSKIE, REGISTER, PAŃSTWO KUWEJT, REPUBLIKA BOTSWANY, OSTROLOT CIEMNY, PELIKAN KĘDZIERZAWY, SATELITA, ALABAMA, REPUBLIKA MOZAMBIKU, TERYTORIUM POWIERNICZE, PSZCZOŁA GÓRSKA, AŁMA ATA, MUNDŻAK CZARNY, ŻÓŁW CHIŃSKI, FILEMON CZARNOLICY, GRZYB STROJNY, KOSZATKA, NOSOROŻCE, IRAK, POSEŁ, NIEMCY ZACHODNIE, PAWIAN CZAKMA, ARMENIA, WALABIA BENNETTA, WĘŻOGŁÓWKA NOWOGWINEJSKA, KOLONIZATOR, SOSNA POSPOLITA, XAF, ROPUCHA PANTEROWATA, DRZEWICA INDYJSKA, ZATRWIAN, PAŃSTWO TOTALITARNE, ZŁOTOKRETY, AGRESOR, LORISOWATE, MARMOZETA ZWYCZAJNA, MIRSK, NIEFTIEGORSK, ZEBRA STEPOWA, CEPELIN, SZCZAWNO ZDRÓJ, PODGORZAŁKA ZWYCZAJNA, CZOŁOCZUBY, KRETY WORKOWATE, PALAU, MAMAŁYGA, GAMBIA, JĘZYK SUAHILI, STANICA WODNA, SZCZUR WĘDROWNY, LIST PROWIZYJNY, NOCEK OSTROUSZNY, PAŃSTWO ANTARKTYCZNE, PŁASKLA ŁOSIOROGA, SELER WĘZŁOKWIATOWY, AMBYSTOMA PLAMISTA, LINIA LOTNICZA, ANTYLOPA SZABLOROGA, JĘZYK ARABSKI, LANGUR WSPANIAŁY, TAMARYND, SILUOZAUR, GROMADNIK SIWOGŁOWY, SZCZAWNO-ZDRÓJ, KRAAL, ZAWOŁŻE, MARKI, SICZ, MANNA, WYDATKI, URUBU CZARNY, KULIS, GORYL NIZINNY WSCHODNI, MOCARSTWO, SKÓROSKRZYDŁE, KOCANKA, ŻÓŁW SĘPI, PAŃSTWO PRZYLĄDKOWE, REKINEK NATALSKI, MYSZ DOMOWA, ASSAPAN, JASKINNICA CESARSKA, MOCARSTWO REGIONALNE, PANGOLIN JAWAJSKI, SZERSZEŃ AZJATYCKI, BOLITA POŁUDNIOWA, CEDR ATLASKI, TUNBERGIA, TORFOWISKO WISZĄCE, BUSZOWY SPYCHACZ, DOHA, CHÓRZYSTKA OZDOBNA, KIRGISTAN, LESBOS, SZYSZKOWIEC ZWYCZAJNY, TRANSWAL, NOWY JORK, HIPOPOTAM NILOWY, AFGANIEC, NIGERIA, BLESBOK, JĘZYKI CHIŃSKOTYBETAŃSKIE, ABCHAZJA, KWAGGA, KORALCZYK NIEBIESKAWY, BODIAK, PONIATOWA, PRZECIWNIK, ŻABA BAGIENNA TASMAŃSKA, HISZPAŃSKI, TAMASZEK, BAMBUSOWCE, MACIERZ SYMETRYCZNA, JASZCZURKA KRYMSKA, GALAGO GRUBOOGONOWY, FILEMON UBOGI, PODKASANIEC, MONOPOL FISKALNY, ALTANNIK FIOLETOWY, MINÓG TRÓJZĘBNY, ŻÓŁW BIAŁOBREWY, KORMORAN KRASNOLICY, GRZEBIUSZKA ZIEMNA, POTENCJA, NIESZPUŁKA JADALNA, PODGORZAŁKA, OTĘŻAŁKOWATE, ACAŃSTWO, PAWIAN MASAJSKI, BAWÓŁ AFRYKAŃSKI LEŚNY, TEBY, GRZECHOTNIK WAGLERA, EUROPA, PAZUROGON RUDOPRĘGI, GAUR, KRAJE, DERELIKCJA, IMPERIUM MALAZAŃSKIE, BERMUDY, BLASTOMYKOZA PÓŁNOCNOAMERYKAŃSKA, NOCEK BRANDTA, TONIN, WODNICA KAMERUŃSKA, KOZIOŁ BEZOAROWY, KOALOWATE, REPUBLIKA GWINEI RÓWNIKOWEJ, KUKLIK POSPOLITY, PUSTKOWIK RDZAWOGARDŁY, BRUDNICOWATE, NADBUŻE, KINGORIA, DŁAWIGAD AFRYKAŃSKI, MAKI ZŁOTY, REPUBLIKA POŁUDNIOWOAFRYKAŃSKA, CIS, ABISYNIA, LIMBURGIA, EWENKA, GWATEMALA, ANTYLOPA KOŃSKA, PAŃSTWO WATYKAŃSKIE, ANKH-MORPORK, BATINA, SZCZUROSKOK MEKSYKAŃSKI, PĘCZYNA WĘZŁOBALDACHOWA, SZCZECIN, BUŁGARIA WOŁŻAŃSKO-KAMSKA, UXMAL, RYJOSKOCZEK, SEKUNDOGENITURA, WYSZOGRÓD, REPUBLIKA GABOŃSKA, BOROWIK, KOCZKODAN ZIELONY, ZŁOTOKRET HOTENTOCKI, REPUBLIKA ZWIĄZKU MJANMY, CHINY, AFROCHRZEŚCIJAŃSTWO, STERNICZKA BIAŁOGŁOWA, BATAGUR SŁODKOWODNY, WŁOCHY, KOSOWO, LORISY, ŚWISTUNKA, GUNDIOWATE, FISKUS, ŻABA POŁUDNIOWA KARŁOWATA, WĘŻÓWKA JAPOŃSKA, WISKACZA, FILEMON DZIOBOROGI, ŻÓŁW KROPKOWANY, ORZEŁ POŁUDNIOWY, MAPUCHE, SEKRETARZ, POZIOMKA WYSOKA, CHWOSTKA JASNOWĄSA, PAŃSTWOWE GOSPODARSTWO ROLNE, MARCELIN, ARAUKANIN, LESOTHO, PIECZARNIK WŁOSKI, CYPRYŚNIK, HEJSZANZAUR, ANGARSK, RATAJE, CHRZEŚCIJAŃSTWO WSCHODNIE, YORKSHIRE, ORIENT, ZŁOTY DEWIZOWY, WYSPY SALOMONA, OBSZAR EPICENTRALNY, NOWY DWÓR MAZOWIECKI, MAGOT, USHUAIA, GOFFER, PODRZEŃ ŻEBROWIEC, AMAZONETKA, FILEMON SĘPIOGŁOWY, NAWA PAŃSTWOWA, KRÓLESTWO, PSZCZOŁA JAPOŃSKA, SALAMANDRA ŹRÓDLANA, MAKAK NIEDŹWIEDZI, AMINEK ZĘBODŁUBKA, ORLICZKA KRETEŃSKA, ANTYLOPA SKOCZEK, WOMBAT SZEROKOGŁOWY, MAKAK JAWAJSKI, RYJÓWKI NADRZEWNE, SCYNK KARŁOWATY, TARBAGAN, DUK WSPANIAŁY, ŚLEPOWRON RDZAWY, KUOKA, CZAPLA WYSPOWA, WIEWIÓRKA TRÓJBARWNA, SZAMPANIA, ŻÓŁWIAK DRAPIEŻNY, KOSTARYKA, PSZCZOŁA WSCHODNIA, SATAY, SELADANG, WIDRINGTONIA, BAWÓŁ, FEDERACJA MIKRONEZJI, KARTACZ, KAMELEON LIŚCIOWATY, TARCZOWIEC OLBRZYMI, AMFISBENA EUROPEJSKA, WAĆPAŃSTWO, LYGODIUM JAPOŃSKIE, PAŁANKA BOBUK, WALABIA DAMA, BICZOGON MALIJSKI, GANOIDY CHRZĘSTNE, LAOTAŃSKA REPUBLIKA LUDOWO-DEMOKRATYCZNA, RYJÓWKA ETRUSKA, CESARSTWO TRAPEZUNTU, PIES MŁOTOGŁOWY, JĘZYKI CHIŃSKO-TYBETAŃSKIE, BELGRAD, SCYNK NIEBIESKOOGONOWY, KOROŁAZ PAPUASKI, NOSOROŻEC ZWYCZAJNY, OSOWO, CZUANDONGOCELUR, OWCA GRZYWIASTA, AUSTRALIA, KAZBA, TELIPTERYS BŁOTNY, PEJSZANZAUR, BATAGUROWATE, MINÓG JAPOŃSKI, ŻÓŁW IBERYJSKI, ALIANT, MIODUNKA WĄSKOLISTNA, SAN MARINO, MARCHWIAK, ZEBRA GREVY'EGO, PENELOPOGNAT, KOB NILOWY, NUMIDA, DRZEWICA AUSTRALIJSKA, MROCZEK POZŁOCISTY, LATAWCE, MODRASZEK ALEKSIS, FIGUROWE, KOŃ FRYZYJSKI, PYTON SKALNY, WALABIA PASMOWA, LAOS, REPUBLIKA SIERRA LEONE, GORYL, DZIERZBIKI, CHOMIK STEPOWY, GRUNWALD. Ze względu na bar­dzo du­żą ilość róż­nych pa­su­ją­cych ha­seł z na­sze­go sło­wni­ka: - ogra­ni­czy­liśmy ich wy­świe­tla­nie do pier­wszych 300! nie pasuje? Szukaj po haśle Poniżej wpisz odga­dnię­te już li­te­ry - w miej­sce bra­ku­ją­cych li­ter, wpisz myśl­nik lub pod­kreśl­nik (czyli - lub _ ). Po wci­śnię­ciu przy­ci­sku "SZUKAJ HASŁA" wy­świe­tli­my wszys­tkie sło­wa, wy­ra­zy, wy­ra­że­nia i ha­sła pa­su­ją­ce do po­da­nych przez Cie­bie li­ter. Im wię­cej li­ter po­dasz, tym do­kła­dniej­sze bę­dzie wy­szu­ki­wa­nie. Je­że­li w dłu­gim wy­ra­zie po­dasz ma­łą ilość od­ga­dnię­tych li­ter, mo­żesz otrzy­mać ogro­mnie du­żą ilość pa­su­ją­cych wy­ni­ków! się nie zgadza? Szukaj dalej Poniżej wpisz opis po­da­ny w krzy­żów­ce dla ha­sła, któ­re­go nie mo­żesz od­gad­nąć. Po wci­śnię­ciu przy­ci­sku "SZUKAJ HASŁA" wy­świe­tli­my wszys­tkie sło­wa, wy­ra­zy, wy­ra­że­nia i ha­sła pa­su­ją­ce do po­da­nego przez Cie­bie opi­su. Postaraj się przepisać opis dokładnie tak jak w krzyżówce! Hasło do krzyżówek - podsumowanie Najlepiej pasującymi hasłami do krzyżówki dla opisu: państwo położone w południowo-wschodniej Afryce, są: Hasła krzyżówkowe do opisu: PAŃSTWO POŁOŻONE W POŁUDNIOWO-WSCHODNIEJ AFRYCE to: HasłoOpis hasła w krzyżówce MOZAMBIK, państwo położone w południowo-wschodniej Afryce (na 8 lit.) REPUBLIKA MOZAMBIKU, państwo położone w południowo-wschodniej Afryce (na 18 lit.) Definicje krzyżówkowe MOZAMBIK państwo położone w południowo-wschodniej Afryce (na 8 lit.). REPUBLIKA MOZAMBIKU państwo położone w południowo-wschodniej Afryce (na 18 lit.). Oprócz PAŃSTWO POŁOŻONE W POŁUDNIOWO-WSCHODNIEJ AFRYCE inni sprawdzali również: Hibiscus, ketmia - rodzaj krzewów i roślin zielnych z rodziny ślazowatych , bogato zdobione zakrycie lub zasłona mensy ołtarza chrześcijańskiego , sąsiad Wietnamu , cecha działania, które jest przemyślane, zaplanowane, posiada określoną taktykę , miasto, które na czas konfliktu zbrojnego zostało ogłoszone przez organy sprawujące nad nim władzę miastem niebronionym oraz takie miasto, które zgodnie z prawem międzynarodowym nie może zostać zbombardowane , ... ran, sajgonki , na bramkę lub do tarczy , Turtur chalcospilos - gatunek afrykańskiego ptaka z rodziny gołębiowatych (Columbidae) , to, nie jest prawdziwe, nie istnieje w realnym świecie, zostało wymyślone, rzeczywistość fikcyjna , ... z makiem, czyli nic , hokeista, napastnik Podhala Nowy Targ, wielokrotny reprezentant polski, obecnie trener , skrót/symbol dolara kanadyjskiego
Fakty i informacje praktyczne. Język: Polski English. Jezioro Rudolfa Parki narodowe jeziora Turkana. Jezioro Rudolfa albo Turkana – bezodpływowe, słone jezioro tektoniczne we wschodniej Afryce na pograniczu Etiopii i Kenii. Większość obszaru jeziora leży w granicach Kenii. Jest największym słonowodnym jeziorem Afryki. Mówi się, że Azja Południowo-Wschodnia to idealne miejsce, by rozpocząć przygodę z podróżowaniem z plecakiem na własną rękę. Dlaczego akurat ta część świata? Przedstawiam 10 powodów, dla których warto odwiedzić Tajlandię, Kambodżę, Wietnam oraz Laos. Wielka Pętla Azji Południowo-Wschodniej Jedzenie Azjatycki street food jest jednym z mocnych argumentów za odwiedzeniem tej części świata. Mnogość dań przyrządzanych w oka mgnieniu przez ulicznych sprzedawców, często specjalizujących się w jednym daniu od lat, to prawdziwa gratka dla kulinarnych podróżników. Niewielkie odległości między krajami sprawiają, że można doświadczyć różnych tradycji kulinarnych oraz poznać ich wzajemne przenikanie się. Kulinarna podróż powinna obejmować Bangkok oraz Hanoi. Warto również rozważyć udział w warsztatach kulinarnych. Dowiedz się, co zjeść w Tajlandii, Wietnamie, Kambodży, na wyspie Penang. (ARTYKUŁY O JEDZENIU POJAWIĄ SIĘ WKRÓTCE! Polub bloga na FB i bądź na bieżąco!) Pad Thai w Bangkoku Jest tanio Co prawda znajdą się tacy, którzy powiedzą, że Tajlandia nie jest już tak tania jak kiedyś, niemniej jednak trzeba przyznać, że ceny noclegów, jedzenia oraz wielu atrakcji nadal są bardzo atrakcyjne. Wielką Pętlę przez Tajlandię, Laos, Wietnam i Kambodżę można zrobić, wydając na miejscu 100 zł za osobę na dzień. To dużo mniej niż podczas wakacji nad Bałtykiem 😉 Dwudniowy rejs po Mekongu za niecałe 100 złotych! Łatwa logistyka Logistyka podróżowania przez te kraje jest łatwa. Istnieją oficjalne ceny za przejazd czy atrakcje. O wiele rzadziej spotkaliśmy się z próbami naciągania niż w Ameryce Środkowej, Południowej czy Afryce. W wielu miejscach znajomość języka angielskiego jest na przyzwoitym poziomie, w innych wystarczy, żeby zorganizować najważniejsze elementy podróżniczej układanki – nocleg, jedzenie, przejazd. Na krótkich dystansach życie ułatwia także Grab, czyli azjatycki Uber. Nocny autobus z Bangkoku do Chiang Mai Różnorodność religijna i kulturowa Polska jest krajem homogenicznym pod względem narodowym i religijnym. Pierwsze, co rzuca się w oczy po przyjeździe do Azji Południowo-Wschodniej, to różnorodność kulturowa i religijna. Obok siebie współwystępują buddyzm, lokalne wierzenia, islam, zdarzają się zgromadzenia chrześcijańskie. Szczególnie piękne świątynie można znaleźć w Bangkoku, Chiang Mai, Luang Prabang, Phnom Penh. Wymieniając świątynie, nie sposób pominąć kompleks Angkor Wat, który niektórzy zwiedzają pełny tydzień! Świątynia w Luang Prabang Architektura Różnorodność kulturowa Półwyspu Indochińskiego przejawia się w formach architektonicznych. W wielu miejscach, oprócz lokalnych stylów, widać wpływy chińskie, japońskie oraz kolonialne. Architektoniczna mozaika jest niezwykle bogata. Wielki Pałac Królewski w Bangkoku, kolonialna architektura Luang Prabang czy Hoi An, Pałac Królewski w Phnom Penh, metropolie Wietnamu – Hanoi oraz Ho Chi Minh, to absolutne punkty obowiązkowe Wielkiej Pętli po czterech wymienionych krajach. Pałac Królewski w Phnom Penh Piękne plaże Zwykle to właśnie piękne plaże przyciągają tłumy turystów do Tajlandii. Popkultura poprzez filmy takie jak „Niebiańska plaża” z Leonardo di Caprio czy bondowski „Człowiek ze złotym pistoletem” z Rogerem Moore’em wprowadziła tajlandzkie plaże do masowej świadomości. Trzeba jednak dodać, że ładne plaże można znaleźć także w Wietnamie, np. na wyspie Phu Quoc. Pobyt w tej części świata koniecznie musi zawierać kilka dni relaksu na plaży o bielutkim piasku i turkusowej wodzie. Warto jednak wybrać te mniej uczęszczane, np. na Koh Lanta. Plaża na Koh Lanta Natura Przemierzając Azję Południowo-Wschodnią, możesz znaleźć piękne tarasy ryżowe, lasy deszczowe, góry, niezwykle malownicze zatoki oraz bogaty świat podwodny. Widoki bardzo często zapierają dech w piersiach! W podróż warto wkomponować trekking przez dżunglę, nurkowanie oraz rejs po wyspach i zatokach. Angkor Wat Duże kontrasty Drapacze chmur w centrach miast istnieją obok miejsc, w których o poranku budzi pianie koguta. Z wielkich autostrad i obwodnic można dostrzec bawoła, który orze pole. W czasie podróży można zaobserwować wiele skrajności. Na to wszystko nakładają się jeszcze różnice między krajami i regionami. Rozwój Tajlandii i Wietnamu kontrastuje z sytuacją w Laosie czy Kambodży. Fascynujące jest doświadczenie odmienności sąsiadujących ze sobą krajów. Wycieczka rowerowymi rikszami. Dramatyczna historia regionu Historia krajów Półwyspu Indochińskiego to nie tylko historia lokalnych władców czy panowania mocarstw kolonialnych. Ostatnie 60 lat bardzo mocno doświadczyło tę część świata. Wojna wietnamska, tajna wojna na terytorium Laosu i Kambodży oraz pozostałe po niej niewypały bomb, czy wreszcie – reżim Pol Pota i Czerwonych Khmerów odcisnęły potężne piętno na współczesności krajów w tym regionie. Warto dowiedzieć się więcej, zanim wyruszy się w podróż. Pamiątka z Wietnamu Niewiele o tym krajach wiemy W Polsce niewiele czasu w mediach poświęca się krajom Azji Południowo-Wschodniej. A szkoda, bo tamtejsze państwa rozwijają się w niezwykle dynamiczny sposób i stanowią coraz ważniejsze miejsce na mapach gospodarczych i geopolitycznych. Zdecydowanie widać fazę wznoszącą oraz coraz większą obecność Chin. Łączna liczba ludności Tajlandii, Wietnamu, Kambodży i Laosu wynosi niemal 200 milionów! Gdyby ktoś był zainteresowany wydarzeniami na świecie, o których niewiele słychać w naszych mediach, polecam podcast Dział Zagraniczny. Podróż przez Tajlandię, Laos, Wietnam i Kambodżę pozwala poszerzyć perspektywy poznawcze i wyjść poza europocentryczny punkt widzenia świata. Hue w Wietnamie Więcej artykułów z naszej podróży przez pół świata znajdziesz tutaj Afryka ma w sumie 67 głównych rzek, ale dzisiaj omówimy tylko najdłuższe rzeki w Afryce. Tutaj znajdziesz listę najdłuższych rzek w Afryce: Nil Błękitny (1450 km) Senegal (1086 km) Limpopo (1750 km) Orange (2200 km) Rzeka Kasai (2153 km) Ubangi Uele (2270 km) Zambezi (2693 km)
Do Rwandy zawsze miałam słabość. Kraj tysiąca wzgórz. Przeczytałam sporo książek na jego temat i wszystkie oczywiście koncentrowały się wokół ludobójstwa w 1994 roku. Rwanda kojarzy się jeszcze z gorylami górskimi, i to chyba tyle - a mnie zawsze zastanawiało, jak tam naprawdę jest, bo od tragedii ludobójstwa jednak minęło ponad 20 lat, a w mediach o Rwandzie właściwie nie słychać. Nawet o gorylach bardziej się mówi kontekście konfliktu w Demokratycznej Republice Konga, bo to tam są one najbardziej zagrożone. No i tak się złożyło, że Rwanda będzie moim domem od przyszłego roku. Poleciałam więc z T. na długi weekend zrobić rekonesans, zobaczyć, czego się możemy spodziewać. Z Johannesburga do Kigali leci się 4 godziny. Narodowe linie Rwandy RwandAir mają przyzwoite samoloty i dobrą opinię. Rzeczywiście, lot był punktualny, obsługa bardzo przyjemna, jedzenie w porządku, a pilot był Szkotem ;-) Lotnisko w stolicy Rwandy jest niewielkie, ale funkcjonalne. Przez kontrolę paszportową przeszliśmy bez problemu, a czekając na bagaż byliśmy świadkami, jak obsługa lotniska bezceremonialnie wprowadza w życie jedno z najciekawszych praw, z jakim się zetknęłam: zakaz wwożenia plastikowych torebek. Słyszałam o tym już jakiś czas temu, ale byłam ciekawa, czy rzeczywiście tak jest, czy tylko na papierze. Spotkałam w ostatnich latach wiele osób, które wspominały swoje wizyty w Rwandzie bardzo pozytywnie i wszyscy zaznaczali, jak tam jest czysto, zwłaszcza jak się podróżuje po regionie i wjeżdża do tego kraju samochodem z któregoś z krajów sąsiednich. Od razu wiadomo, że jest się w Rwandzie, bo na ulicach czy trawnikach nie ma nawet najmniejszego papierka, a drogi są asfaltowe i bez dziur. Na lotnisku grupka trochę jednak zaskoczonych turystów wypakowywała pospiesznie zakupione w strefie bezcłowej w Johannesburgu wina i książki, by oddać plastikową torbę. Nie jestem tylko pewna, co się potem z tym skonfiskowanym plastikiem dzieje, ale na pewno kiedyś się dowiem :-) Lotnisko w Kigali Rwanda to państwo wielkości Macedonii, bez dostępu do morza, ale za to na granicy z DR Konga znajduje się wielkie Jezioro Kivu (o którym w następnym wpisie). W stolicy Kigali mieszka ok. miliona ludzi. Populacja kraju to nieco ponad 11 milionów dusz, co przy niewielkich rozmiarach czyni Rwandę obszarem bardzo gęsto zaludnionym - ponad 400 osób na km2 (28 miejsce na świecie; dla porównania - w Polsce to 123 osoby). Widać to bardzo dobrze, bo każdy najmniejszy skrawek każdego wzgórza jest zaorany albo zarośnięty bananowcami. Niestety nie mam zdjęć z Kigali, bo je niechcący skasowałam... Będziecie więc musieli uruchomić wyobraźnię ;-) W tej chwili panuje pora sucha, więc Kigali jest trochę zakurzone, a trawa zbrązowiała. Przy temperaturze ok. 25 stopni nie jest to jednak szczególnie uciążliwe. Rwanda to nie tropiki, stolica leży na wysokości 1500 m podobnie jak Pretoria, więc nawet w porze deszczowej nie jest tu nieznośnie wilgotno. Klimat Rwandy jest więc przyjemny, temperatura przez cały rok jest mniej więcej taka sama. Rzeczywiście nie udało mi się zauważyć żadnego śmiecia na ulicach. Skąd takie zdyscyplinowanie obywateli? A stąd, że prezydent Paul Kagame trzyma wszystkich krótko. Znajoma wyprowadziła kiedyś psa, który postanowił załatwić potrzebę numer dwa na trawniku. W okamgnieniu pojawił się policjant z kałachem, by dopilnować, że nic z psich odchodów nie zostanie, i przy okazji zrugać właścicielkę, że nie upilnowała zwierzęcia w porę. W każdą sobotę panie w białych gumowych rękawiczkach wychodzą na ulice miast i ze śpiewem na ustach przeczesują chodniki i trawniki w poszukiwaniu papierków czy gum do żucia. Pod względem politycznym Republika Rwandy to ciekawy twór - coś w rodzaju ukrytej dyktatury, gdzie na pozór jest demokracja, ale w rzeczywistości prezydent ma wszystko i wszystkich w garści. Wielu poczytuje mu to za wielką zaletę, bo dzięki takiej polityce udało mu się opanować kraj po ludobójstwie i stworzyć pojęcie Rwandyjczyka. Jakby zapytać przypadkowego człowieka, czy jest Hutu, czy Tutsi, to odpowie, że jest Rwandyjczykiem. W sytuacji, gdy musisz żyć nadal obok ludzi, którzy zasiekli maczetą twoją rodzinę, trzeba chyba coś w sobie zablokować, by przetrwać i nie pałać ciągłą żadzą zemsty... Nie chcę się jednak rozpisywać na razie o polityce, bo to temat rzeka i będę go zgłębiać, jak już tam zamieszkam (i stworzę nowy blog). Wracając więc do Kigali - miasto jest oczywiście zbudowane na wzgórzach i nie jest szczególnie piękne, ale też nie odstrasza. Ta czystość i porządek na pewno pomagają. Wszechobecne są tzw. moto - małe motocykle, które stanowią główny transport publiczny. Autobusy i minibusy też są, ale moto to najtańsza i najszybsza opcja. Niektóre z tych pojazdów wprawdzie wyglądają, jakby miały się zaraz rozlecieć, ale póki jeżdżą, to jeżdżą, i nikt się nie czepia. Najlepiej jednak mieć własny kask, bo choć każdy kierowca ma zapasowy dla klienta, nie wiadomo, jak długo jest w użyciu i na czyjej głowie wcześniej się znajdował... Kultura jazdy w Rwandzie jest mniej więcej taka, jak na całym kontynencie: jak jest miejsce, to się wpychamy, a jak nie ma, to też się wpychamy, tylko przy okazji trąbimy. Kierowcy nie zważają na przejścia dla pieszych, a piesi zdają się nie widzieć pędzących samochodów i przechodzą tam, gdzie im najwygodniej. Na szczęście nigdzie nie da się rozwinąć dużej prędkości, bo nawet jak jedzie się z górki, to zaraz jest pod górkę, plus zakręty, bo jednak jakoś trzeba te wszystkie wzgórza objechać. Mapa Kigali wygląda trochę jak przekrój pnia drzewa, drogi wiją się i tworzą okręgi, rzadko się przecinając. W stolicy zderzają się dwie rzeczywistości: afrykańska i zachodnia. Supermarkety są, ale to, co w nich znajdziemy, to trochę loteria. Rwanda to kraj rolniczy, nie ma tu przemysłu ani naturalnych surowców, więc większość towarów jest importowana - ceny w związku z tym są wręcz londyńskie. W jednym z większych supermarketów w Kigali obok stoiska z mięsem, głównie smętnie wyglądającymi królikami i kurczakami, stoi na przykład wieszak z męskimi bokserkami, a obok niego skrzynki z butelkami Coca Coli. Nie jestem pewna, jaka za tym stała logika ;-) Jak ktoś bardzo lubi sery, to w Rwandzie będzie cierpiał. Lokalne wyroby niestety nie są specjalnie zjadliwe, a dostępność serów zagranicznych jest niewielka i są bardzo drogie. Wina z RPA i Europy można kupić, ale dostępne są tylko te najsłabsze (i głównie słodkie) i kosztują majątek. Ale za to można dostać na przykład różne gatunki bananów, w tym takie, z których robi się wielkie frytki, bo nie są słodkie :-) No i lokalne piwa są całkiem przyzwoite, a ciemne piwo o pięknej nazwie Virunga Mist smakuje naprawdę nieźle. Wino bananowe produkowane przez zakonnice okazało się również zaskakująco zdatne do picia - smakuje trochę jak sherry, trochę jak port, choć chwilę po spożyciu pojawia się w ustach posmak bananów ;-) Jako że Chińczycy ostro inwestują na całym kontynencie afrykańskim, niemal wszystkie nowe budynki i te będące w budowie (a w Kigali placów budowy jest sporo) to właśnie chińskie dzieła. Koszt takich budów jest stosunkowo niewielki, tempo powstawania nowych domów szybkie, więc pewnie w przyszłym roku nie poznam stolicy Rwandy, bo to, co obecnie jest szkieletem lub dziurą w ziemi, będzie już apartamentowcem. Inny chiński akcent to absolutnie niewiarygodny dwupoziomowy sklep, w którym wszystko jest Made in China. Można tu dostać właściwie wszystko, od wszelakich wyrobów plastikowych (ale nadal pakowanych w papierowe torby przy kasie) jak miski, pudełka do przechowywania żywności, poidła dla kurczaków czy gigantyczne sztuczne kwiaty, poprzez ryż, suszone algi i całą gamę chińskich specjałów (w tym wielkie i oczywiście plastikowe baniaki jakiegoś spirytusu, który wyglądał na napój śmiercionośny), aż po meble, buty, zasłony, i diabli wiedzą, co jeszcze. Aha, na przykład wspomniane już wino bananowe oraz importowane wina z Francji czy RPA, różne dziwne wódki, tequile, whisky itd. Te półki z alkoholami znajdowały się, rzecz jasna, w zupełnie przypadkowym miejscu, gdzieś pomiędzy trocinami a plastikowymi wiadrami. Można w tym sklepie na pewno znaleźć różne skarby, jak się dobrze poszuka ;-) Do tego wszystkiego dochodzą kawiarnie i restauracje, które mogłyby znajdować się w Paryżu czy Brukseli. Choć Rwanda mocno wyparła się swojego frankofońskiego kolonialnego dziedzictwa w sferze rządowej (dołączyła w Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, choć brytyjską kolonią nigdy nie była, i zmieniła język urzędowy na angielski), to porządne croissanty można dostać bez problemu. Modne kawiarnie i bistro wyrastają jak grzyby po deszczu, a prowadzone są głównie przez ekspatów, którzy jednak zatrudniają Rwandyjczyków i w ten sposób wprowadzają ich w świat zachodniego kapitalizmu. Odwiedziłam kilka takich miejsc i muszę przyznać, że było to bardzo pozytywne doświadczenie. Koncepcja własnego biznesu to nadal novum w Rwandzie, choć do kraju wracają także wykształceni na Zachodzie młodzi przedsiębiorcy, którzy angażują się w nowe projekty i zakładają różnego rodzaju start-upy. Rwanda ma ambicje zostać Singapurem Afryki. Jako że nie ma tu żadnych surowców i przemysłu, rząd postanowił zainwestować w technologie. I tak dzięki światłowodom internet jest tu 9 razy szybszy, niż w dużo bardziej rozwiniętej RPA (sprawdzone przy pomocy jakiejś magicznej aplikacji na iPadzie). Głównie dlatego, że do Rwandy dotarło już 4G. W związku z tym w kawiarniach znajdziemy ludzi pracujących na laptopach, ewentualnie siedzą oni ze swoimi Macami w jednych z kilku centrów coworkingu. Wprawdzie zdecydowana większość z nich to biali ekspaci pracujący dla którejś z licznych organizacji pozarządowych, wolontariusze czy biznesmeni, ale intencją jest wprowadzić w ten świat Rwandyjczyków. Z pocztówki zrobił się przydługi list, więc na koniec jeszcze jedna obserwacja: mieszkańcy Rwandy nazywani są przez sąsiednie kraje smutnym narodem. Rzeczywiście, są dużo poważniejsi i bardziej stonowani, niż Afrykańczycy z innych krajów. Mało się uśmiechają, nie podnoszą głosu, robią swoje i nie wchodzą w zbędne rozmowy. Na białych, czyli muzungu, nie zwracają specjalnej uwagi (poza Kigali, w drodze nad Jezioro Kivu, wzbudzaliśmy nieco większe zainteresowanie, zwłaszcza że jeden kolega miał problemy żołądkowe i musiał co jakiś wyskakiwać z samochodu w krzaki; ludzie przerywali wtedy pracę czy spacer, by sobie na niego w milczeniu popatrzeć). To może nie brzmi zbyt zachęcająco, ale jednak nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Czułam się w Kigali bardzo bezpiecznie, Rwanda to zresztą obecnie chyba najbezpieczniejszy kraj Afryki. Wieczorem mogłam bez problemu iść pieszo do restauracji oddalonej o 15 minut spaceru, nikt mi nie zawracał głowy. W kolejnym wpisie będzie o wycieczce nad Jezioro Kivu - i będą też zdjęcia! ;-)
.
  • wyun1jfng9.pages.dev/975
  • wyun1jfng9.pages.dev/338
  • wyun1jfng9.pages.dev/260
  • wyun1jfng9.pages.dev/68
  • wyun1jfng9.pages.dev/14
  • wyun1jfng9.pages.dev/583
  • wyun1jfng9.pages.dev/726
  • wyun1jfng9.pages.dev/730
  • wyun1jfng9.pages.dev/566
  • wyun1jfng9.pages.dev/645
  • wyun1jfng9.pages.dev/640
  • wyun1jfng9.pages.dev/388
  • wyun1jfng9.pages.dev/969
  • wyun1jfng9.pages.dev/443
  • wyun1jfng9.pages.dev/427
  • jezioro w poludniowo wschodniej afryce